Mateusz Gamrot odniósł w sobotę piekielnie cenne zwycięstwo nad faworyzowanym Rafaelem Fizievem, choć walka pozostawiła spory niedosyt.
W pojedynku wieńczącym sobotnią galę UFC Fight Night w Las Vegas doszło do klasycznej konfrontacji dwóch przeciwstawnych stylów walki – zapasów i grapplingu Mateusza Gamrota i kickboxingu Rafaela Fizieva. Starcie to rozwijało się intrygująco, ale po siedmiu minutach nieoczekiwanie dobiegło końca.
Pierwsza runda zawodów była intensywna ale jednocześnie badawcza – żaden z zawodników tempa nie forsował. Polak podszedł z szacunkiem do umiejętności kickbokserskich Azera, a ten zachowywał czujność w obawie przed zapasami i parterem rywala. “Gamer” radził sobie jednak w szermierce na pięści i kopnięcia bardzo przyzwoicie – zdzielił “Atamana” dobrymi ciosami prostymi, grzmotnął go niskimi kopnięciami. Dobre momenty miał też jednak Fiziev, ścinając Gamrota z nóg potężnym kopnięciem, traktując go szybką kombinacją ciosów na korpus i głowę, czy smagając middlekickami. Dobrze bronił się też przed zapaśniczymi podejściami Mateusza.
Do drugiej rundy Polak wyszedł znacznie agresywniej. Sfinalizował obalenie, przechwytując kopnięcie rywala. Fiziev z czasem zdołał jednak wrócić w okolice ogrodzenia, wykorzystując je do powrotu na nogi. Po zerwaniu klinczu spróbował zaatakować kopnięciem na korpus, ale… Nieoczekiwanie runął na deski, z grymasem bólu trzymając się za kolano lewej, podporowej, nogi. Gamrot dopadł go, serią uderzeń zmuszając sędziego do przerwania walki.
Jak się okazało, “Ataman” nabawił się kontuzji, najprawdopodobniej zerwania więzadła krzyżowego. Czy uraz Azera był tylko wynikiem pecha, czy może skutkiem obrażeń bitewnych, jakich doznał w trakcie pojedynku? Tego nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że w pierwszej rundzie zainkasował dwa srogie niskie kopnięcia na lewą nogę, będąc też zmuszonym do szalonych – niebezpiecznych dla kolan! – kotłów zapaśniczych, w które wciągnął go Gamrot. Już schodząc do narożnika, Rafael spoglądał na swoją lewą nogę, wobec czego można domyślać się, że była ona uszkodzona.
– W pierwszej rundzie chciałem być ostrożny, bo Rafa to niebezpieczny uderzacz – powiedział podczas konferencji prasowej po gali polski zawodnik. – Jeden cios może skończyć walkę. Chciałem więc walczyć spokojnie i uważnie, aby zobaczyć, co przygotował. Chciałem przyspieszyć w kolejnych rundach. Moim celem w tej walce były rundy trzecia, czwarta, piąta. Chciałem wtedy nacierać, zmęczyć go i skończyć.
– Nie jestem jakoś super zadowolony, bo to była niefortunna sytuacja. Chcę kończyć swoich rywali w oktagonie. Trenuję naprawdę ciężko zapasy, stójkę, jiu-jitsu. Zawsze chcę pokazać dobrą formę w oktagonie.
– Jesteśmy jednak sportowcami i czasami takie sytuacje się zdarzają. Wygrana to wygrana. Chcę iść do przodu i nie odwracać się za siebie. Jak mówię, życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia. Tyle. Chcę wrócić do domu, spędzić czas z rodziną, powrócić na matę, trzymać formę i wrócić rajdu na szczyt.
Pokonując Rafaela Fizieva, Mateusz Gamrot wygrał drugą walkę z rzędu i szóstą w ostatnich siedmiu występach. Na celownik wziął teraz byłego mistrza wagi lekkiej Charlesa Oliveirę.
– Wiem, że w następny miesiącu ma walkę z mistrzem (Islamem Makhachevem) – zaznaczył Polak. – Moja prognoza jest taka, że wynik będzie taki sam jak ostatnio. Islam obroni swój pas.
– Mogę więc poczekać na Charlesa Oliveirę do przyszłego roku. Nie ma znaczenia. Marzec, kwiecień. Będę na niego gotowy i chcę z nim walczyć.