Sobotnia gala UFC 266, która odbyła się w Las Vegas, okazała się fantastycznym widowiskiem, które jeszcze długo żyć będzie w pamięci fanów MMA.
Osiem spośród trzynastu walk, jakie odbyły się w sobotę w T-Mobile Arena w Las Vegas w ramach gali UFC 266, zakończyło się przed czasem – sześć przez nokauty, dwa przez poddania. Zarówno w karcie wstępnej, jak i w głównej nie brakowało emocji i szalonych zwrotów akcji.
W najbardziej wyczekiwanym starciu wieczoru niewidziany w akcji od ponad sześciu lat Nick Diaz i były mistrz wagi półśredniej Robbie Lawler dali kapitalne, nafaszerowane ostrymi wymianami widowisko.
Walka toczyła się głównie w półdystansie, gdzie obaj zawodnicy ochoczo rozpuszczali ręce w kombinacjach, atakując na korpus i głowę. Diaz był nieco aktywniejszy, ale to Lawler wyprowadzał znacznie mocniejszej uderzenia.
Se desató el infierno! #UFC266 pic.twitter.com/o18uliG7fc
— UFC Español (@UFCEspanol) September 26, 2021
Así la soñaron??? #UFC266 pic.twitter.com/zdxoXIyseO
— UFC Español (@UFCEspanol) September 26, 2021
No puntos, solo heridas #UFC266 pic.twitter.com/vLFpUxe4Um
— UFC Español (@UFCEspanol) September 26, 2021
Na początku trzeciej rundy Ruthless w końcu przełamał stocktończyka, choć doszło do tego w niecodziennych okolicznościach. Trafił mianowicie nacierającego Diaza kontrującym prawym sierpem, kompletnie go zaskakując. Diaz przykląkł na jedno kolano, wyraźnie naruszony. Lawler spróbował potraktować go jeszcze podbródkiem, ale nie trafił czysto. Nick położył się jednak na plecach, czekając, aż Lawler zejdzie za nim do parteru. Nabuzowany Ruthless miał jednak inne plany – oddalił się, zapraszając stocktończyka z powrotem do wymian stójkowych. Diaz tymczasem… Nie podjął rękawicy! Poinformował sędziego, że dalej walczyć nie zamierza, nie dając tym samym oktagonowemu rozjemcy wyboru.
Pokonując Nicka Diaza, Robbie Lawler zrewanżował mu się za porażkę przez nokaut z 2004 roku i jednocześnie przerwał czarną serię czterech przegranych, jakich doznał w ostatnich latach.
Czy natomiast stocktoński badboy powróci jeszcze do oktagonu? Tego nie wiadomo. W drodze do rewanżu z Lawlerem zapowiedział jednak, że jeśli skończy na tarczy, będzie chciał jak najszybciej stoczyć kolejny pojedynek.
Jednak to nie starcie Robbiego Lawlera z Nickiem Diazem zostało uhonorowane mianem Walki Wieczoru. To przypadło w udziale Alexandrowi Volkanovskiemu i Brianowi Ortedze, którzy dali porywający pojedynek w daniu głównym gali.
Australijski mistrz kategorii piórkowej zdecydowanie rozdawał karty przez większość walki, ale amerykański pretendent pokazał nieprawdopodobne serce i determinację. Ba! W trzeciej rundzie był o włos od odwrócenia losów walki, gdy złapał Volkanovskiego w morderczą gilotynę. Charakterny Australijczyk sobie tylko znanym sposobem nie odklepał, choć podczas konferencji prasowej po gali przyznał, że sytuacja była dramatyczna.
Quién quiere drama!!!! #UFC266 pic.twitter.com/eZp3L6uqRE
— UFC Español (@UFCEspanol) September 26, 2021
Zresztą gdy Volkanovski wydostał się z rzeczonej gilotyny, tak zdzielił Ortegę z góry, że wydawało się, że Amerykanin do czwartej rundy nie wyjdzie. Pretendent broni jednak nie złożył i choć przyjmował kolejne razy od kapitalnie usposobionego mistrza, to do ostatnich sekund zawodów walczył o odwrócenie ich losów. Bez powodzenia. Werdykt sędziowski był formalnością – wszyscy punktowi wskazali na broniącego po raz drugi tytułu mistrzowskiego w 145 funtach Alexandra Volkanovskiego.
W co-main evencie zdecydowanie największa faworytka gali mistrzyni wagi muszej Valentina Shevchenko dopełniła formalności, pewnie rozbijając i w czwartej rundzie kończąc Lauren Murphy.
Czegoś niesamowitego dokonał natomiast w ważnym dla układu sił w wadze koguciej starciu Merab Dvalishvili. W połowie pierwszej rundy zainkasował serię bomb od Marlona Moraesa, będąc na skraju nokautu.
OH MY GOODNESS MARLON MORAES!
@MMarlonMoraes working his magic early here! #UFC266 pic.twitter.com/VexUbPtN5f
— UFC Europe (@UFCEurope) September 26, 2021
Jakimś cudem Gruzin nie tylko przetrwał jednak nawałnicę Brazylijczyka, ale w końcówce rundy był nawet o włos od ubicia go kanonadą z gardy! Ostatecznie dzieła zniszczenia dopełnił w drugiej odsłonie, wyczerpanego już rywala rozbijając uderzeniami z góry i tym samym odnosząc już siódme zwycięstwo z rzędu, mocno zbliżające go do mistrzowskiej rozgrywki w wadze koguciej.