Sobotnia gala UFC Fight Night w Las Vegas zostanie zapamiętana przede wszystkim z uwagi na upiorne rozcięcia, do jakich doszło w dwóch najważniejszych pojedynkach.
Zanim oktagon zmienił się w krwawą łaźnię w walce wieczoru oraz co-main evencie wydarzenia, kilku zawodników błysnęło formą. W pojedynku otwierającym galę Nikolas Motta ustrzelił lewym sierpem Camerona VanCampa, odnosząc premierowe zwycięstwo w oktagonie UFC. Niespodziankę sprawił gremialnie skreślany Damon Jackson, który w ledwie 69 sekund ubił Pata Sabatiniego. Anthony Hernandez kompletnie sponiewierał Marca-Andre Barriaulta, dusząc go w trzeciej rundzie. Świetny występ dał też debiutujący w oktagonie Joseph Pyfer, który łącząc agresję z wyrachowaniem, już w pierwszej odsłonie efektownie znokautował Alena Amedovskiego.
Niesamowitym, pełnym zwrotów akcji widowiskiem okazał się co-main event gali. Minimalnie faworyzowany przez bukmacherów Chidi Njokuani już w jednej z pierwszych akcji walki kontrującym kolanem makabrycznie rozciął skórę na czole szukającemu sprowadzenia Gregory’emu Rodriguesowi. Ruszył następnie do huraganowych ataków, próbując skończyć Brazylijczyka. Ten nie tylko jednak zdołał przetrwać nawałnicę, ale też jeszcze w pierwszej rundzie dobrymi ciosami sam posłał Amerykanina na deski.
W przerwie przed drugą odsłoną do klatki zawitał lekarz, aby sprawdzić ogromne rozcięcie na czole Rodriguesa. Pozwolił Brazylijczykowi na kontynuowanie walki, ale polecił sędziemu, aby miał oko na jego uraz.
Świadom, że pojedynek może zostać w każdej chwili przerwany – a prawie na pewno lekarz i sędzia nie pozwolą mu wyjść do rundy trzeciej – Rodriguesa mocno podkręcił tempo w drugich pięciu minutach. Przewróciwszy okrutnie już na tym etapie walki zmęczonego Njokuaniego, zasypał go gradem uderzeń z półgardy, zmuszając tym samym sędziego do przerwania zawodów. Reprezentant Kraju Kawy powrócił tym samym z bardzo dalekiej podróży – zresztą nie po raz pierwszy w UFC.
https://twitter.com/ufc/status/1571309867318800385?s=20&t=3_aEamcYubtFEAh3tW_Anw
Niespodzianki nie stwierdzono natomiast w walce wieczoru gali. Faworyzowany Cory Sandhagen pokazał się ze świetnej strony, koncertowo rozprawiając się z Yadongiem Songiem.
Od początku pojedynku Amerykanin żwawo pracował na nogach, doskonale kontrolując dystans. Regularnie mieszając ustawienie, kąsał Chińczyka przebogatym arsenałem ciosów i kopnięć. Do swojej oktagonowej gry wprowadził nowy element – a mianowicie obalenia, którymi raz za razem wybijał z rytmu rywala, gdy ten próbował podkręcić tempo.
Co jednak najważniejsze, Sandhagen kapitalnie pracował łokciami, jednym z takowych doprowadzając do gigantycznego rozcięcia łuku brwiowego Songa. Chińczykowi oddać trzeba, że pomimo masy uderzeń, jakie przyjmował i zalewającej mu oczy krwi ze wspomnianego rozcięcia, broni nie składał, nieustannie nacierając i szukając rozstrzygających uderzeń. Jednak do piątej rundy nie został dopuszczony przez lekarza – rozcięcie łuku brwiowego było już bowiem tak duże, że w zasadzie uniemożliwiało mu widzenie.
Advancing in the unofficial bantamweight grand prix 🏁
⏳ @CorySandhagen puts himself right back into the title orbit after #UFCVegas60! pic.twitter.com/0g28IkBrWc
— UFC Europe (@UFCEurope) September 18, 2022
Tym samym Cory Sandhagen powrócił na zwycięskie tory po dwóch porażkach z rzędu. Wiktoria ta pozwala mu utrzymać się w mistrzowskiej rozgrywce w wadze koguciej.