Skip to main content

Po dwutygodniowej przerwie lider światowego MMA powrócił w sobotę z nie lada przytupem, organizując w Las Vegas galę UFC Fight Night, która okazała się fantastycznym widowiskiem.

Legendarny Jose Aldo był co prawda bukmacherskim underdogiem w walce wieczoru z Robem Fontem, ale oktagonowa rzeczywistość nie miała wiele wspólnego z tą bukmacherską.

Świetnie dysponowany Brazylijczyk zainkasował co prawda sporo ciosów od Amerykanina – dość powiedzieć, że skończył pojedynek z mocno rozbitym okiem i prawdopodobnie pogruchotanym oczodołem – ale sam dwukrotnie posłał rywala na deski. Jego uderzenia ważyły znacznie więcej. Problemy sprawił też Fontowi za pomocą swoich firmowych niskich kopnięć, a także gry zapaśniczo-parterowej.
 

 

 

Werdykt był wobec tego formalnością. Sędziowie wskazali jednogłośnie w stosunku 2 x 50-45, 49-46 na odnoszącego już trzecie zwycięstwo z rzędu Brazylijczyka.

Byłem na to wszystko przygotowany – powiedział po walce Aldo. – Chcę być mistrzem w tej kategorii wagowej i pracuję na to. Rob Font to mocny rywal. Bardzo go szanuję, ale nikt mnie nie powstrzyma.

 

 

Trenowaliśmy, abym był kompletnym zawodnikiem MMA. Chcę być tak kompletny, jak to tylko możliwe. Widzicie teraz nowego Aldo.

35-latek potwierdził mistrzowskie aspiracje, choć zdając sobie sprawę, że w kategorii koguciej musi najpierw dojść do unifikacji pasów, które są w posiadaniu Aljamaina Sterlinga i Petra Yana, na celownik wziął teraz innego byłego mistrza, TJ-a Dillashawa.

 

Chcę walczyć o pas, ale nie wiemy jeszcze, jak to się rozegra – powiedział Aldo. – A TJ Dillashaw jest na miejscu i czeka. Chcę walczyć z Dillashawem. To byłby dla mnie teraz najlepszy przeciwnik.

Nie brakowało fajerwerków także w co-main evencie gali, w którym naprzeciwko siebie stanęli wyborni kickbokserzy i byli klubowi koledzy Rafael Fiziev i Brad Riddell. Pojedynek ten stał na niezwykle wysokim poziomie, ale to Kirgiz prezentował się odrobinę lepiej, będąc szybszym i precyzyjniejszym. W trzeciej rundzie Fiziev popisał się natomiast fantastyczną obrotówką na głowę, która zakończyła zawody.
 

Dla efektownie walczącego "Atamana" była to już piąta wygrana z rzędu, która mocno zbliża go do walk z przeciwnikami ze ścisłej czołówki kategorii lekkiej.

Kapitalną formą błysnął półciężki Jamahal Hill, który nie będąc bukmacherskim faworytem w starciu z Jimmym Crutem, w ledwie 48 sekund brutalnie znokautował Australijczyka soczystym prawym sierpem.

Nieprawdopodobnym powrotem z dalekiej podróży popisał się inny bukmacherski underdog Clay Guida. W pierwszej rundzie walki z Leonardo Santosem amerykański weteran znalazł się w gigantycznych tarapatach, ale sobie tylko znanym sposobem przetrwał nawałnicę ze strony rywala, który – jak się okazało – poświęcił wszystkie siły na nieudane próby skończenia pojedynku. W rezultacie Guida przejął jego stery, w drugiej rundzie sensacyjnie – bo Leonardo Santos to gigant parterowy – poddając wyczerpanego już rywala.

W karcie głównej jeszcze jeden underdog opuszczał oktagon z tarczą – był nim Chris Curtis, który w drugiej rundzie znokautował faworyzowanego Brendana Allena, szlifując swój bilans pod sztandarem UFC do nieskazitelnego 2-0 z oboma zwycięstwami przez nokauty.

Related Articles