Skip to main content

Zrobił to! Wbrew kursom bukmacherskim, wedle których był underdogiem, Chan Sung Jung w daniu głównym gali UFC Fight Night pewnie pokonał Dana Ige.

 

W drodze do sobotniej gali UFC Fight Night bukmacherzy i gracze dali się zwieść ostatnim występom bohaterów walki wieczoru, które prawdopodobnie przesądziły o tym, że Dan Ige był faworytem w starciu z Chan Sung Jungiem. Hawajski Amerykanin ostatnio znokautował bowiem ekspresowo Gavina Tuckera, podczas gdy Koreański Zombie po słabej walce uległ w poprzednim starciu Brianowi Ortedze.

 

Oktagonowa rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna od tej bukmacherskiej. Wyrachowany, taktycznie walczący Jung pewnie pokonał bowiem Ige na pełnym dystansie, udane akcje pięściarskie mieszając z atomowymi kopnięciami na nogi oraz zapasami i świetną kontrolą w parterze. Amerykanin był co prawda cały czas w grze, a w piątej rundzie zdołał nawet dosięgnąć rywala kilkoma dobrymi uderzeniami, ale nie zdołał go skończyć.

Werdykt sędziowski był natomiast formalnością. Wszyscy sędziowie wskazali na Chan Sung Junga w stosunku 2 x 49-46, 48-47. Tym samym 34-letni Koreańczyk powrócił do rozgrywki o najwyższe laury w kategorii piórkowej.

– Ta walka dała mi pewność, że mogę mieszać wszystkie płaszczyzny i mogę zostać mistrzem świata – stwierdził Jung podczas konferencji prasowej po walce. – Na pewno moim priorytetem jest walka o pas. Jeśli nie dostanę titleshota, jestem gotowy na walkę z Maxem (Hollowayem), ale szanuję Yaira (Rodrigueza) i nie chcę wskakiwać między nich, skoro mają zaplanowaną walkę.

 

Kto wie, czy Chan Sung Jung jednak nie dostanie walki ze wspomnianym Maxem Hollowayem. Hawajczyk miał pierwotnie skrzyżować w lipcu rękawice z Yairem Rodriguezem, ale starcie to zostało odwołane z powodu bliżej nieokreślonej kontuzji Hawajczyka. Wieść gminna niesie natomiast, że dla Meksykanina jest szykowany rywal na zastępstwo, co z kolei mogłoby otworzyć drogę do starcia Junga z Hollowayem.

 

W karcie głównej sobotniej gali aż trzy walki zakończyły się efektownymi nokautami. Worek z nimi w pojedynku otwierającym main card rozwiązał zaprawiony w bojach weteran Matt Brown. Skazywany na pożarcie 40-latek brutalnym prawym prostym ciężko znokautował w drugiej rundzie Dhiego Limę.

 

Później popis umiejętności dał debiutujący w oktagonie amerykańskiego giganta Bruno Silva. W końcówce pierwszej odsłony Brazylijczyk kapitalnym ground and pound ubił swojego krajana Wellingtona Turmana, z przytupem witając się z organizacją.

 

Wreszcie trzecie z rzędu zwycięstwo w UFC – i pierwsze przez nokaut – odniósł świetnie tego wieczoru prezentujący się Seung Woo Choi. Koreańczyk z Południa w pierwszej rundzie soczystym lewym sierpem ustrzelił Juliana Erosę.

 

Grzechem byłoby nie wspomnieć o kapitalnym rewanżowym boju Marlona Very z Daveyem Grantem. Pięć lat temu ten ostatni okazał się lepszy, zwyciężając na kartach sędziowskich. Tym razem role się odwróciły – kapitalnie usposobiony Ekwadorczyk po efektownym i brutalnym starciu rozbił Brytyjczyka na pełnym dystansie, okrutnie rozcinając go ostrymi łokciami. Był nawet bliski skończenia Granta, ale ten pokazał nie lada serce do walki i wytrzymał do końcowej syreny.

Related Articles