Skip to main content

Miniony weekend zapowiadał się na prawdziwą ucztę dla fanów MMA – i właśnie takową się okazał.

O sobotnich galach KSW 73 w Warszawie i UFC 278 w Salt Lake City będzie głośno jeszcze przez wiele miesięcy, a może nawet lat. W klatce polskiego giganta i oktagonie tego światowego doszło bowiem do nieprawdopodobnych pojedynków, które raz jeszcze udowodniły, jak nieprzewidywalnym sportem jest MMA.

Najpierw za bary wzięli się bohaterowie warszawskiej gali KSW 73. Pierwsze sześć walk padło łupem… bukmacherskich underdogów! Coś takiego nie wydarzyło się nigdy wcześniej na wydarzenia organizowanych przez szefów KSW, Macieja Kawulskiego i Martina Lewandowskiego.

Na kartach historii zapisał się debiutujący nad Wisłą Bohdan Gnidko, który w rekordowe 5 sekund znokautował zdecydowanie faworyzowanego Damiana Piwowarczyka. Tym samym Ukrainiec zostawił w tyle 18-letni aż rekord najszybszego skończenia należący do soboty do Łukasza Jurkowskiego.

Trzy najważniejsze walki gali padły jednak łupem faworytów. Radosław Paczuski po profesorsku rozprawił się z Jasonem Radcliffem, nokautując Brytyjczyka w pierwszej rundzie soczystym podbródkiem. W co-main evencie wydarzenia Daniel Rutkowski zdominował zapaśniczo i parterowo Reginaldo Vieirę. Zdecydowanie najwięcej emocji dała jednak walka wieczoru, w której rękawice skrzyżowali dwaj przebranżowieni na MMA świetni kickbokserzy, Arkadiusz Wrzosek i Tomasz Sarara.

W pierwszej rundzie Sarara posłał Wrzoska na deski soczystym overhandem w kontrze na lewy prosty, ale nie zdołał dobić rywala. W drugiej odsłonie to warszawiak zdecydowaniem rozdawał karty, niemiłosiernie okładając chwiejącego się już na nogach krakowianina. Ten jednak sobie tylko znanym sposobem nie tylko przetrwał nawałnicę, ale nawet tu i ówdzie się odgryzał. Wreszcie w trzeciej odsłonie Wrzosek w końcu zasypał tytanoszczękiego Sararę takim gradem ciosów, że sędziemu nie pozostało nic innego, jak przerwać zawody. Cały Torwar, pełen kibiców Wrzoska, eksplodował z radości.

Polskiego akcentu nie brakowało też w Salt Lake City, gdzie skreślany gremialnie Marcin Tybura zadał pierwszą w karierze porażkę Alexandrowi Romanovowi. Polak przetrwał trudną pierwszą rundę, w której Mołdawianin miotał nim jak kukłą, zwyciężając dwie kolejne i tym samym cały pojedynek.

Szalone widowisko dali Paulo Costa i Luke Rockhold, którzy niemiłosiernie okładali się przez piętnaście minut rywalizacji. Chwilami wydawało się, że Brazylijczyk jest o jedno mocne uderzenie od skończenia Amerykanina, ale ten pokazał nie lada charakter i serce do walki, broni do końca nie składając. W każdej z rund to jednak Costa zadał znacznie więcej obrażeń, co zapewniło mu jednogłośne zwycięstwo. Po walce rozdający kiedyś karty w wadze średniej Luke Rockhold ogłosił przejście na sportową emeryturę.

Nieprawdopodobnie potoczyła się walka wieczoru gali UFC 278, w której mistrz wagi półśredniej Kamaru Usman – uznawany za najlepszego zawodnika na świecie bez podziału na kategorie wagowe – skrzyżował pięści ponownie – bo pokonał go siedem lat temu – z Leonem Edwardsem.

W pierwszej rundzie Jamajczyk niespodziewanie przewrócił nigeryjskiego mistrza, sporo czasu spędzając na górze. Jednak w trzech następnych to “Nigeryjski Koszmar” doszedł do głosu, wyraźnie je wygrywając – trafiał zdecydowanie częściej, kilka razy obalając też Edwardsa. Po czterech minutach ostatniej rundy absolutnie nic nie wskazywało na to, aby tron zmienił właściciela – Edwards nie podejmował bowiem większego ryzyka, obawiając się kolejnych obaleń, podczas gdy Usman tempa nie forsował.

Jednak na 56 sekund przed końcem pojedynku Jamajczyk wystrzelił nieprawdopodobne kopnięcie na głowę, którym trafił czysto, ścinając z nóg Nigeryjczyka. Usman runął na deski bez życia i sensacja stała się faktem – nowym mistrzem 170 funtów został Edwards.

Tym samym Nigeryjczyk nie wyrównał ustanowionego wiele lat temu rekordu szesnastu kolejnych zwycięstw w UFC Andersona Silvy. Jamajczyk zresetował jego licznik na piętnastu kolejnych wiktoriach.

Wszystko wskazuje jednak na to, że niebawem dojdzie do trzeciej walki między oboma zawodnikami. Mający na koncie pięć obron tronu Kamaru Usman na takową z pewnością zasługuje, a i sternik UFC Dana White podczas konferencji prasowej po gali zapowiedział trylogię.

Related Articles