Skip to main content

Po dwutygodniowej przerwie UFC w sobotę wznowi rozgrywki, organizując w Las Vegas galę UFC Fight Night, którą uświetni ważne starcie dla układu sił w wadze koguciej.

Do dziś nie brak głosów, że najlepszym zawodnikiem w historii kategorii piórkowej jest Jose Aldo – pomimo iż Brazylijczyk przegrywał z trzema innymi fighterami, którzy aspirując do tego miana, a zatem Alexandrem Volkanovskim, Maxem Hollowayam i najgłośniejszym z nich wszystkich Conorem McGregorem.

Za swoich najlepszych czasów – tj. w latach 2009-2014 – Brazylijczyk dwukrotnie obronił tytuł mistrzowski 145 funtów organizacji <em>WEC</em> oraz aż siedmiokrotnie ten UFC. Nie było na niego mocnych. Wszystko jednak do grudnia 2015 roku. Wtedy bowiem Scarface skrzyżował rękawice ze wspomnianym Conorem McGregorem, doznając druzgoczącej porażki – padł znokautowany w ledwie 13 sekund! Od tego czasu reprezentant Kraju Kawy nie jest już nietykalny.

Po klęsce z wyszczekanym Irlandczykiem nie złożył co prawda broni w walce o tron wagi piórkowej, ale dwie porażki z Maxem Hollowayemw 2017 roku w mistrzowskich bojach oraz w eliminatorze z Alexandrem Volkanovskim dwa lata później przekreśliły jego marzenia o odzyskaniu korony 145 funtów. Brazylijczyk podjął wówczas decyzję, która wprawiła w osłupienie cały świat MMA – postanowił mianowicie przenieść się do kategorii koguciej, co wydawało się w nierealne z uwagi na jego gabaryty.

A jednak! W grudniu 2019 roku zadebiutował w 135 funtach, krzyżując pięści z rodakiem, Marlonem Moraesem. Po niezwykle wyrównanym starciu przegrał co prawda niejednogłośnie na punkty, ale… Otrzymał szansę walki o pas mistrzowski! W lipcu ubiegłego roku nie dał jednak rady Petrowi Yanowi, przegrywając przez techniczny nokaut w piątej rundzie zawodów. Wydawało się, że teraz już naprawdę mistrzowskie aspiracje Jose Aldo musi na zawsze odstawić na półkę.

Brazylijczyk zakasał jednak rękawy i wziął się do roboty. Pokonawszy po dobrych występach Marlona Verę i Pedro Munhoza, włączył się ponownie do rajdu o najwyższe laury w kategorii koguciej. W sobotę 35-latek stanie natomiast przed szansą wykonania milowego kroku na drodze do złota – w walce wieczoru gali UFC Fight Night skrzyżuje bowiem rękawice ze sklasyfikowanym na 4. miejscu w rankingu Robem Fontem.

Amerykanin jest ostatnimi czasy w nie lada "gazie". Może bowiem pochwalić się czterema zwycięstwami z rzędu z mocnymi rywalami. W pokonanym polu zostawiał Sergio Pettisa, Ricky'ego Simona, Marlona Moraesa i Cody'ego Garbrandta.

 

 

– Zawsze szanuję swoich przeciwników – powiedział Aldo podczas konferencji prasowej przed galą. – Znam jego wartość. Wiem, co osiągnął, wiem o jego wszystkich mocnych stronach. Tak przygotowuję się do walk.

– Teraz w naszej dywizji jest trochę chaosu, więc jeśli wygram, prawdopodobnie nie dostanę od razu walki o pas. Wydaje mi się, że będę musiał odnieść jeszcze jedno zwycięstwo przed titleshotem.

– Jeśli jednak popatrzycie (42-letniego) na Glovera Teixeirę, to nadal jestem młodzieniaszkiem. Chcę nadal walczyć i nie przestanę, dopóki nie sięgnę po tytuł.

Jose Aldo nie jest natomiast bukmacherskim faworytem w pojedynku z Robem Fontem, choć… Owszem, kursy są bardzo bliskie. Wydaje się natomiast, że czas w tej walce może pracować na korzyść potrafiącego umiejętnie rozkładać siły Amerykanina. Nie ulega natomiast wątpliwości, że Brazylijczyk będzie piekielnie niebezpieczny w pierwszych rundach.

W rozpisce sobotniej gali UFC Fight Night warto też zwrócić uwagę na co-main event wydarzenia. Dojdzie tam do fascynująco zapowiadającego się starcia pomiędzy dwoma wybornymi specjalistami od szermierki na pięści i kopnięcia oraz byłymi sparingpartnerami, Rafaelem Fizievem i Bradem Riddellem. Minimalnym bukmacherskim faworytem jest ten pierwszy, ale kursy są tutaj jeszcze bardziej zbliżone aniżeli w walce wieczoru.

 

 

Related Articles