Skip to main content

O ile karta główna sobotniej gali UFC Fight Night w Las Vegas raczej na długo fanom w pamięci nie zostanie, to zupełnie inaczej rzecz się ma z kartą wstępną.

 

Gala UFC Fight Night, która odbyła się w sobotę w Las Vegas, rozpoczęła się od czterech efektownych skończeń. W starciu otwierającym wydarzenie Ramiz Brahimaj udusił Sashę Palatnikova, który nie odklepał, wybierając drzemkę. Niewyróżniający się wzrostem, ale zbudowany jak taran William Knight soczystym lewym sierpem w kontrze znokautował w pierwszej rundzie zawodów Fabio Cheranta, a debiutująca w oktagonie Josiane Nunes prawym overhandem ustrzeliła Bae Malecki.

 

Jednak zdecydowanie najpiękniejszym skończeniem popisał się Ignacio Bahamondes. Ledwie 23-letni Chilijczyk zmierzył się z faworyzowanym Rooseveltem Robertsem i oktagonowa rzeczywistość okazała się zupełnie inna od tej bukmacherskiej.

 

Agresywnie usposobiony Bahamondes mocno rozbijał rywala przez prawie trzy rundy. Prawie – bo na pięć sekund przed zakończeniem pojednku wyprowadził bajeczną obrotówkę na głowę. Trafił idealnie, posyłając Amerykanina na deski. Żadna dobitka nie była potrzebna. Nokaut ten natychmiast uznany został za jeden z najefektowniejszych w 2021 roku.

Dla Chilijczyka było to pierwsze zwycięstwo pod sztandarem UFC po przegranym niejednogłośną decyzją debiucie z Johnem Makdessim.

 

Walka wieczoru gali UFC Fight Night okazała się taktycznym, kickbokserskim widowiskiem. Jared Cannonier i Kelvin Gastelum przez 25 minut wymieniali się ciosami i kopnięciami z mniejszą lub większą intensywnością.

 

Najbliżej zakończenia walki było w trzeciej rundzie. Wtedy to Killa Gorilla popisał się prześlicznym prawym sierpowym, posyłając rywala na deski. Gastelum szybko jednak w
rócił na nogi, broniąc się przed kolejnymi atakami czującego krew Cannoniera.

Na dystansie pięciu rund to Jared Cannonier okazał się zawodnikiem skuteczniejszym. Dobrze pracując na nogach, unikał większości ataków próbującego przedzierać się do półdystansu Kelvina Gasteluma. Kąsał go prostymi, sierpami w kontrach i kopnięciami na wszystkich wysokościach.

Sędziowie byli jednogłośni. Wszyscy trzej wskazali w stosunku 48-47 na Jareda Cannoniera, który powrócił tym samym na zwycięskie tory po zeszłorocznej porażce z Robertem Whittakerem.

 

– Każde zwycięstwo jest dobre – powiedział Jared podczas konferencji prasowej po gali. – Jestem zadowolony. Doznałem pewnych obrażeń, ale obyło się bez jakichkolwiek złamań, więc mogę wrócić spokojnie do domu, przytulić swoje dzieci i pobawić się z nimi w poniedziałek. Jestem więc zadowolony.

 

Killa Gorilla wierzy, że sobotnim zwycięstwem ponownie włączył się do rajdu o pas mistrzowski kategorii średniej, choć zdaje sobie też sprawę, że musi ustawić się w kolejce za wspomnianym Robertem Whittakerem, który najprawdopodobniej w przyszłym roku stanie do mistrzowskiego rewanżu z dzierżącym złoto Israelem Adesanyą.

 

– Interesują mnie wyłącznie walka o pas albo eliminator – powiedział Cannonier. – Miałem teraz walczyć z (Paulo) Costą, ale nie doszło do tego. Musiałem jednak stoczyć teraz ten pojedynek. Nie wydaje mi się, żeby Izzy (Israel Adesanya) i Robert (Whittaker) zmierzyli się w tym roku, więc… Wychodzi na to, że trzeba będzie czekać 4-6 miesięcy? A potem jeszcze ze 3-4 miesiące? Nie mogę tak długo czekać. Być może wezmę więc jakąś walkę wcześniej.

 

Fajerwerków nie stwierdzono w co-main evencie gali. Niepokonany duński zapaśnik Mark O. Madsen pokonał niejednogłośną decyzją sędziowską zaprawionego w bojach weterana Claya Guidę, będąc agresywniejszym i nieco skuteczniejszym w stójkowej szermierce.

Related Articles