Skip to main content

Wczesny niedzielny poranek zapadnie polskim fanom MMA w pamięci na wiele długich lat – tego bowiem dnia historyczny pas mistrzowski kategorii półciężkiej UFC zdobył Jan Błachowicz.

 

Starcie z Dominickiem Reyesem o zwakowany przez Jona Jonesa tytuł mistrzowski kategorii półciężkiej zapowiadało się na piekielnie trudną przeprawę dla Jana Błachowicza. Polak był wyraźnym bukmacherskim underdogiem.

 

Wydawało się, że młodość, szybkość, świetna praca na nogach Amerykanina wespół z jego szlifami kickbokserskimi stanowić mogą barierę nie do przebycia dla Cieszyńskiego Księcia, ale oktagonowa rzeczywistość okazała się zupełnie inna.

 

Polski zawodnik od początku pojedynku walczył bez najmniejszego respektu dla rywala, śmiało rozpuszczając ciosy i kopnięcia. Reyes nie miał kompletnie pomysłu, jak przedrzeć się przez dobrą defensywę cieszynianina, jak bronić się przed jego atakami.

Kilkoma soczystymi kopnięciami Błachowicz zmasakrował żebra Reyesa, na których pojawił się potężny, przekrwiony siniak. W drugiej rundzie Polak połamał natomiast Amerykaninowi nos, co stanowiło początek końca tego ostatniego. Dewastator, zdając sobie prawdopodobnie sprawę, że z uwagi na doznane obrażenia musi natychmiast skończyć Cieszyńskiego Księcia, poszedł na wojnę, wdając się w ostre wymiany z reprezentantem Polski. Uskrzydlony i czujący już krew Błachowicz nie dał jednak wydrzeć sobie zwycięstwa, soczystym lewym sierpem w końcówce drugiej rundy posyłając przeciwnika na deski, by dzieła zniszczenia dokończyć bombami z góry.

 

Tym samym Jan Błachowicz został pierwszym mistrzem UFC w historii nadwiślańskiej sceny MMA. Wcześniej oczywiście po trofeum to sięgnęła Joanna Jędrzejczyk.

– To była dla mnie długa podróż, ale w końcu jestem na szczycie – powiedział Błachowicz podczas konferencji prasowej po gali. – Wspaniałe uczucie. Nie da się tego opisać słowami. Moja głowa jest teraz gdzieś indziej, gdzieś w kosmosie.

 

– Spodziewałem się, że wywrze na mnie większą presję, ale to ja wywarłem presję i to był dobry pomysł. Był dokładnie taki, jak się spodziewaliśmy. Mieliśmy wielu dobrych sparingpartnerów w klubie, mańkutów, więc byłem gotowy na ten styl.

 

Sukces Jana Błachowicza jest tym donioślejszy, że jeszcze trzy lata temu nikt – może poza jego najbliższym otoczeniem i rodziną – nie wierzył, że może on kiedykolwiek sięgnąć po ten najwyższy laur w światowym MMA. W kwietniu 2017 roku Polak przegrał bowiem z bardzo przeciętnym Patrickiem Cumminsem i była to wówczas jego druga z rzędu i czwarta w ostatnich pięciu występach porażka. Wizja zwolnienia z UFC stała się tak realna jak nigdy wcześniej.

 

A jednak cieszynianin broni nie złożył i zakasawszy rękawy, wygrał osiem z dziewięciu kolejnych starć, w tym sobotnie, mistrzowskie.

– Jestem jak wino – powiedział 37-latek, zapytany o swoją drugą młodość i pokonanie licznych sportowych zakrętów. – Znam teraz lepiej swoje ciało, znam siebie lepiej, jestem mądrzejszy, wiem, jak mądrze trenować. Mam większe doświadczenie, wierzę w siebie i powróciłem do korzeni, do dawnego trenera. I to na mnie najlepiej działa.

 

Kto będzie rywalem polskiego mistrza w pierwszej obronie tytułu? Najpoważniejszym kandydatem wydaje się zwycięzca październikowego pojedynku Thiago Santosa z Gloverem Teixeirą, choć Jan Błachowicz zaprosił też w oktagonowe tany Jon Jonesa. Amerykanin mierzy jednak w kategorię ciężką.

 

W walce wieczoru gali UFC 253 rewelacyjnie dysponowany  mistrz kategorii średniej Israel Adesanya zdeklasował Paulo Costę, po raz drugi broniąc pasa.

 

Nigeryjczyk okrutnie porozbijał Brazylijczyka ciosami i kopnięciami na nogi. Costa nie przypominał siebie z poprzednich walk, w których ostro nacierał, aż kipiąc od agresji. Tutaj wdawał się w szermierkę na pięści i kopnięcia na środku oktagonu ze znacznie sprawniejszym w tej sztuce Adesanyą. Skończył znokautowany w drugiej rundzie.

tweet2

Related Articles