Skip to main content

Jamahal Hill odniósł w sobotę najważniejsze zwycięstwo w swojej sportowej karierze, czyniąc ważny krok w kierunku rozgrywki o najwyższe laury w wadze półciężkiej UFC.

Jeszcze kilka tygodni temu starcie Jamahala Hilla z Johnnym Walkerem było zaplanowane jako co-main event sobotniej gali UFC Fight Night w Las Vegas. Wydarzenie miała uświetnić ważna dla układu sił w kategorii lekkiej konfrontacja Rafaela dos Anjosa z Rafaelem Fizievem. Jednak problemy wizowe tego ostatniego zmusiły organizatorów do przełożenia walki na inny termin. W konsekwencji pojedynek Hilla z Walkerem został promowany na walkę wieczoru – dla Amerykanina pierwszą w karierze i, jak się okazało, bardzo udaną.

Pojedynek trwał niespełna trzy minuty, ale nie brakowało w nim intensywności. Hill od początku wywierał dużą presję, starając się ograniczyć większemu rywalowi korzystanie z kopnięć. W jednej z wymian zmuszony do walki ze wstecznego Walker trafił jednak Amerykanina dobrym ciosem, odrobinę nim wstrząsając. Hill szybko jednak doszedł do siebie i ponownie wywarł presję, zmuszając oponenta do chaotycznego chwilami oddawania pola.

W kluczowej akcji Brazylijczyk wyprowadził kombinację dwóch prostych, ale Amerykanin kapitalnie go rozczytał, kontrując prawym sierpem. Trafił w skroń Walkera, który, okrutnie naruszony, rozłożył szeroko ręce, jakby próbując się czegoś chwycić – nie było jednak czego i Brazylijczyk runął z hukiem na deski, dobity szybko krótkim prawym.
 

Dla Jamahala Hilla było to drugie zwycięstwo z rzędu przez ciężki nokaut w pierwszej rundzie. Mając na uwadze, że Walker był przed walką sklasyfikowany na 10. miejscu w rankingu wagi półciężkiej, można spodziewać się, że w najnowszym jego notowaniu Amerykanin przedrze się do Top 10, włączając się do rozgrywki o złoto.

W co-main evencie wydarzenia wyraźnie faworyzowany Kyle Daukaus dopełnił formalności, pokonując Jamiego Picketta, choć uczynił to w niecodziennych okolicznościach. Pickett odklepał bowiem duszenie brabo na sekundę przed końcem pierwszej rundy.
 

Świetną formą błysnął zaprawiony w bojach Jim Miller, który pokonał debiutującego w oktagonie Nikolasa Mottę. Kapitalnie dysponowany amerykański weteran rozbił najpierw wykroczną nogę Brazylijczyka srogimi niskimi kopnięciami, a w drugiej rundzie statycznego już rywala ustrzelił soczystym prawym sierpowym. 38-latek wyrównał tym samym należący do Donalda Cerrone rekord zwycięstw pod sztandarem UFC, który wynosi 23.
 

Na duże wyróżnienie zasłużył też David Onama, który przetrwał trudne chwile w wieńczącej kartę wstępną walce z Gabrielem Benitezem, efektownie i ciężko nokautując następnie Amerykanina kanonadą aż ośmiu uderzeń przy ogrodzeniu.
 

Related Articles