Nieprawdopodobnym sercem do walki i charakterem wykazał się Edson Barboza w pojedynku wieńczącym galę UFC Fight Night w Las Vegas.
W pierwszej rundzie walki wieczoru sobotniej gali UFC Fight Night Edson Barboza przeżywał przechodził prawdziwe piekło – ale przetrwał, z czasem dobijając się do bram raju. Faworyzowany przez bukmacherów Sodiq Yusuff w pierwszych minutach okrutnie rozbijał Brazylijczyka, posyłając go nawet na deski. Wydawało się wręcz, że jest o jedno lub dwa dobre uderzenia od wysłania Barbozy do krainy Morfeusza. Brazylijczyk, okrutnie porozbijany, przetrwał jednak do syreny kończącej pierwszą rundę.
Wydawało się jednak, że w drugiej Nigeryjczyk dopełni dzieła zniszczenia. Tak jednak się nie stało. To Barboza – jakby świeższy, aktywniejszy, agresywniejszy – stopniowo zaczynał przejmować stery walki w swoje ręce. Szczególnie chętnie ostrzeliwał korpus Yusuffa, czy to hakami, czy też kopnięciami frontalnymi. Z Nigeryjczyka stopniowo ulatywało powietrze, choć nie było tak, że broń złożył – co to, to nie! Cały czas odgryzał się ciosami. Pojedynek nie był w żadnych wypadku jednostronny, choć w końcówce trzeciej rundy mogło byś po wszystkim – Edson trafił bowiem Sodiqa swoją firmową obrotówkę na głowę, posyłając go na deski. Nigeryjczyk zdołał jednak przetrwać.
Ostatecznie o wyniku walki zadecydowali sędziowie punktowi, którzy jednogłośnie wskazali na zaprawionego w bojach, 37-letniego już Edsona Barbozę. Tym samym zmiany warty nie stwierdzono.
Kapitalną formą w Las Vegas błysnęli też Jonathan Martinez i Michel Pereira. Ten pierwszy zdemolował niskimi kopnięciami Adriana Yaneza, a ten drugi potrzebował ledwie 66 sekund, aby znokautować Andre Petroskiego.
Emocji nie brakowało też w sobotę w czeskim Trzyńcu, gdzie odbyła się gala KSW 87. W walce wieczoru niespodzianki nie było – wyraźnie faworyzowany Darko Stosić uciszył miejscowych kibiców, brutalnie w pierwszej rundzie nokautując Michala Martinka. Kowadłoręki Serb odniósł tym samym już trzecie z rzędu zwycięstwo w KSW, najprawdopodobniej torując sobie drogę do rewanżu z rozdającym od pięciu lat karty w wadze ciężkiej KSW Philem De Friesem.
Powody do zadowolenia czescy fani mieli natomiast w co-main evencie gali. Tamże skreślany przez bukmacherów Leo Brichta nieoczekiwanie pokonał Romana Szymańskiego. Czeski zawodnik miał co prawda sporo problemów z Polakiem w dwóch pierwszych rundach, ale w trzeciej odwrócił losy walki, wymęczonego już przeciwnika rozbijając kanonadą uderzeń z góry. Brichta odniósł tym samym drugie zwycięstwo z rzędu pod sztandarem KSW, zbliżając się do mistrzowskiej rozgrywki w wadze lekkiej.
Fantastycznie z organizacją KSW przywitał się zaprawiony w bojach Rafał Haratyk. “Czołg” już w pierwszej rundzie znokautował byłego pretendenta do pasa mistrzowskiego w wadze półciężkiej Ivana Erslana. Kto wie, czy w kolejnym pojedynku nie stanie naprzeciwko mistrza Ibragima Chuzhigaeva.