Wczesnym niedzielnym rankiem nad Wisłą strzeliły korki od szampanów – Jan Błachowicz powrócił bowiem na zwycięskie tory, pokonując w walce wieczoru gali UFC Fight Night w Las Vegas Aleksandara Rakicia.
Były polski mistrz wagi półciężkiej UFC nie był bukmacherskmi faworytem w drodze do starcia z młodszym o prawie dekadę Serbem. Po fatalnej zeszłorocznej porażce z Gloverem Teixeirą, którą przypłacił utratą tytułu mistrzowskiego, spekulowano, że Cieszyński Książę już się skończył. Nie odzyska dawnego ognia, zostanie stłamszony przez szybszego, młodszego i większego rywala, który dopiero wspina się na szczyty.
Oktagonowa rzeczywistość dała jednak prztyczka w nos tej bukmacherskiej, bo przebieg pojedynku nie odzwierciedlał kursów.
W pierwszej rundzie to polski zawodnik zaliczył więcej uderzeń, trafiając mocniej. Za cel wziął sobie przede wszystkim wykroczną nogę szeroko ustawionego rywala, raz za razem terroryzując ją niskimi kopnięciami. Wybronił się też przed wszystkimi zapaśniczymi podejściami Rakicia.
Drugie pięć minut przebiegało jednak pod dyktando Serba. Obaliwszy Polaka, przez kilka minut kontrolował go z góry i okolicznościowo obijał. Błachowicz może w większym niebezpieczeństwie ani przez chwilę nie był, ale nie potrafił wydostać się z niekorzystnej pozycji.
Początek trzeciej odsłony należał ponownie do byłego mistrza. Jego niskie kopnięcia sprawiały Rakiciowi coraz więcej problemów. Po jednej z akcji Serb tak niefortunnie oparł ciężar ciała na kolanie tylnej nogi, że prawdopodobnie zerwał więzadło. Runął na deski, a jego twarz wykrzywił grymas bólu. Błachowicz podbiegł, ale nie dobił rywala, dając sędziemu czas na przerwanie pojedynku. Wiktoria Polaka stała się faktem.
Not stopping until he’s back in the title fight 🙌
🎙 Hear from @JanBlachowicz after his TKO victory. #UFCVegas54 pic.twitter.com/flhp6hsLAP— UFC (@ufc) May 15, 2022
Cieszyński Książę przyznał podczas konferencji po gali, że nie o takim zwycięstwie co prawda marzył, ale jednocześnie był też daleki od szat rozdzierania.
– Jestem zawodnikiem, jestem wojownikiem – powiedział. – Lepiej, gdy wygrywasz czysto przez KO, TKO albo poddanie. Moje ciało było jednak dzisiaj twardsze. Tyle. Koniec historii.
– Byłem gotowy na rundy trzecią, czwartą, piątą. On nie był.
Polak zaznaczył, że pod kątem mentalnym czuł się w oktagonie o niebo lepiej aniżeli podczas zeszłorocznej przegranej walki z Teixeirą.
– Poszukiwałem takich właśnie odpowiedzi – powiedział. – Ta walka dała mi odpowiedzi, których chciałem. Czułem w tej walce to, co czułem przed Gloverem – w walkach z Israelem (Adesanyą) czy Dominickiem Reyesem.
– Jestem po prostu szczęśliwy, bo wszedłem do oktagonu nie tylko po to, aby wykonać swoją pracę, aby dać świetną walkę, ale także po to, aby się dobrze bawić. I tak było.
Sklasyfikowany na 1. miejscu w rankingu Polak liczy na to, że w kolejnym występie otrzyma szansę walki o złoto ze zwycięzcą czerwcowej konfrontacji na szczycie wagi półciężkiej pomiędzy Gloverem Teixeirą i Jirim Prochazką, którzy pójdą w oktagonowe tany w ramach gali UFC 275 w Singapurze.
– Mam nadzieję, że UFC da mi kolejną walkę o pas, że będę następny – powiedział Błachowicz. – Byłem numerem 1., Rakić był numerem 3., więc z mojej perspektywy to oczywiste, że jestem teraz pretendentem numer jeden do pasa.
Czy jednak Dana White i spółka uczynią zadość życzeniu polskiego zawodnika, zestawiając go ze zwycięzcą brazylisko-czeskiego starcia na szczycie dywizji? Otóż, wiele zależeć może od przebiegu i wyniku pojedynku rozpędzonego serią ośmiu zwycięstw Magomeda Ankalaeva z byłym pretendentem do złota Anthonym Smithem, którzy zmierzą się 30 lipca w ramach nowojorskiej gali UFC 277. Nie sposób wykluczyć, że zwycięzca tej batalii – szczególnie, jeśli wygra efektownie – jednak zdystansuje w rajdzie po titleshot Jana Błachowicza.