Skip to main content

W sobotę w Singapurze odbędzie się polska gala UFC Fight Night – a to za sprawą występu dwóch zawodników znad Wisły.

Wydarzenie zwieńczy starcie byłego dominanta wagi piórkowej Maxa Hollowaya z Chang Sung Jungiem, powszechnie uznane za kompletny “mismatch”. O ile bowiem Hawajczyk nadal prezentuje doskonałą formę, tak “Koreański Zombie” jest już cieniem samego siebie sprzed lat.

Sklasyfikowany na 1. miejscu w rankingu 145 funtów Max Holloway znajduje się w specyficznym położeniu. Przegrał bowiem aż trzykrotnie z aktualnym mistrzem Alexandrem Volkanovskim, ale jednocześnie jest lepsze od całej reszty. Dość powiedzieć, że na koncie ma zwycięstwa z zawodnikami okupującymi 2., 3., i 4 miejsce w rankingu.

Pomimo iż trzykrotnie poległ z australijskim mistrzem – w ostatniej walce został wręcz przez niego zdominowany – Hawajczyk wierzy, że jeśli nadal będzie wygrywał, matchmakerzy UFC wyboru mieć nie będą i po raz czwarty zestawią go z Alexandrem Volkanovskim.

“Błogosławiony” jest zdecydowanym bukmacherskim faworytem w starciu z Chan Sung Jungiem. Trudno się temu dziwić, jeśli wziąć pod uwagę ostatnie występu obu zawodników. Holloway to nadal niebywale aktywny i skuteczny uderzacz z tytanem w szczęce i żelazną kondycją. Na leciwego Koreańczyka z Południa powinno to wystarczyć z ogromną nawiązką.

Jednak singapurska gala cieszy się nad Wisłą sporym zainteresowaniem przede wszystkim z uwagi na występy dwóch Polaków, Michała Oleksiejczuka i Łukasza Brzeskiego. Ten pierwszy pójdzie w oktagonowe tany z Chidim Njokuanim, podczas gdy ten drugi skrzyżuje rękawice z Waldo Cortesem-Acostą.

W zeszłym roku Michał Oleksiejczuk przeszedł z kategorii półciężkiej – w której osiągnął bilans 4-3 – do średniej. Dwie pierwsze walki w 185 funtach wygrał w dominującym stylu przez nokauty w pierwszych rundach. W kwietniu tego roku zaznał jednak goryczy pierwszej w wadze średniej porażki – przegrał przez poddanie z niepokonanym pod sztandarem amerykańskiego giganta Caio Borralho.

W starciu z Chidim Njokuanim, który wyróżnia się przede wszystkim w obszarze kickbokserskim – Polak jest minimalnym faworytem. Nie ulega co prawda wątpliwości, że Amerykanin posiada bogatszy arsenał stójkowy – korzysta bowiem z różnorodnych kopnięć, podczas gdy “Husarz” to niemal wyłącznie bokser – ale ogromna presja i agresja, jakie zawsze wnosi do oktagonu Michał, stanowić mogą dla Chidiego spory problem.

Łukasz Brzeski jeszcze pod sztandarem UFC nie wygrał. W zeszłorocznym debiucie przegrał niejednogłośną, w ocenie wielu kontrowersyjną, decyzją sędziowską z Martinem Budayem. W marcu tego roku został natomiast sponiewierany przez Karla Williamsa. Wiele wskazuje na to, że starcie z Waldo Cortesem-Acostą będzie dla Polaka walką o być albo nie być w UFC – trudno bowiem spodziewać się, aby po ewentualnej porażce otrzymał kolejną szansę startu w oktagonie amerykańskiego potentata.

Bukmacherzy większych szans Łukaszowi Brzeskiemu nie dają. Na papierze Waldo Cortes-Acosta to bowiem sprawniejszy bokser, który może postawić też Polakowi opór zapaśniczy, jeśli ten poszuka walki w parterze.

Related Articles