Curtis Blaydes i Derrick Lewis mieli w sobotę rozstrzygnąć w oktagonie, który z nich z przytupem włączy się do mistrzowskiej rozgrywki w wadze ciężkiej UFC, ale do walki nie doszło.
Na ledwie dzień przed sobotnią galą UFC Fight Night w Las Vegas z rozpiski wydarzenia wypadła walka wieczoru. Test na koronawirusa Curtisa Blaydesa dał bowiem wynik pozytywny, eliminując go z potyczki z Derrickiem Lewisem. Matchmakerzy UFC planują powrócić do zestawienia przy okazji jednej z grudniowych gal.
Natomiast w sobotę na walkę wieczoru promowano dotychczasowy co-main event pomiędzy byłym pretendentem do złota 205 funtów Anthonym Smithem i łypiącym w kierunku czołówki Devinem Clarkiem.
Starcie to ułożyło się co najmniej… dziwacznie. Wydawało się bowiem, że Smith będzie starał się utrzymać walkę w płaszczyźnie kickbokserskiej, gdzie powinien rozdawać karty, podczas gdy Clark poszuka zapasów, aby kontrolować i rozbijać rywala z góry.
Tymczasem już w pierwszych sekundach pojedynku to Clark zdzielił Smitha dobrymi ciosami, rzucając go na siatkę. W klinczu to z kolei Lwie Serce błysnął zapasami, niespodziewanie układając Clarka na plecach. Nie zdołał jednak skontrolować rywala i z czasem po krótkiej kotłowaninie na górze – czyli dokładnie tam, gdzie chciał – znalazł się Clark. Wydawało się więc, że Smitha czekają teraz trudne chwile, ale nic z tych rzeczy! Clark poczuł się bowiem na górze zbyt pewnie, dając sobie założyć trójkąt. W rezultacie po ledwie 2 minutach i 34 sekundach walka dobiegła końca – Clark odklepał trójkątne duszenie.
Lionheart is back
What did you think of @LionheartASmith's return to form? #UFCVegas15 pic.twitter.com/8mxZWEY92e
— UFC (@ufc) November 29, 2020
W ten sposób Anthony Smith przerwał czarną serię dwóch porażek – z Gloverem Teixeirą i Aleksandarem Rakiciem – odnosząc pierwsze zwycięstwo od prawie półtora roku, gdy poddał Alexandra Gustafssona.
– Człowiek zapomina, jak to jest wygrywać – powiedział Smith podczas konferencji prasowej po gali. – Dobrze pamiętam porażkę z 2006 roku, gdy walczyłem jeszcze jako amator, ale szybko zapomina się uczucia zwycięstwa. A mam wobec siebie duże oczekiwania. To był po prostu szalony rok.
– Zrobiłem z Devinem Clarkiem to, co powinienem był zrobić z Devinem Clarkiem. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie cieszę się z tego zwycięstwa, ale jeśli walka zakończyłaby się inaczej, mielibyśmy problem. Nie zamierzam więc teraz mówić, że powinienem walczyć o pas. Jeśli muszę pozostać niżej w rankingu i znaleźć drogę, żeby przebić się wyżej, tak zrobię.
– Wydaje mi się, że widziałem gdzieś, że Paul Craig chciał walczyć. To byłoby dobre zestawienie. Dobre parterowe zestawienie. Uwielbiam jego styl. Mógłbym też godzinami słuchać jego wywiadów. Jeśli tylko dostanę czas na odpowiednie przygotowania, jestem gotowy.
W co-main evencie wydarzenia duży talent potwierdził Miguel Baeza, który wyśrubował swój nieskazitelny bilans do 10-0, z wyróżnieniem zdając najtrudniejszy test w swojej sportowej karierze w postaci pojedynku z Takashim Sato.
Mający portorykańskie korzenie Amerykanin rozdawał karty w stójce, mocno rozbijając Japończyka ciosami prostymi, kopnięciami na korpus i kolanami na głowę. W drugiej rundzie przeniósł natomiast walkę do parteru, tam po profesorsku rozbrajając Sato i zmuszając go do odklepania trójkąta rękami.
& 0️⃣ @Thunder92Baeza making noise in the UFC#UFCVegas15 pic.twitter.com/q28ElS8OW0
— UFC (@ufc) November 29, 2020
28-latek odniósł tym samym trzecie zwycięstwo przed czasem pod banderą UFC. Nie ukrywa, że liczy teraz na pojedynek z rywalami z czołowej piętnastki kategorii półśredniej