Skip to main content

Dana White i spółka zawsze dbają o to, aby rozpiski nowojorskich gal UFC były nafaszerowane mocnymi nazwiskami – i nie inaczej jest tym razem.

Sobotnią galę UFC 281 w Madison Square Garden zwieńczy intrygująco zapowiadające się zestawienie na szczycie wagi średniej pomiędzy dzierżącym mistrzowski pas Israelem Adesanyą i dybiącym nań Alexem Pereirą.

Obaj zawodnicy znają się doskonale, tyle że z formuły kickbokserskiej. Mierzyli się dwukrotnie w latach 2016-2017 na galach organizacji Glory of Heroes. Co ciekawe, obie walki padły łupem Brazylijczyka. Pierwszą wygrał jednogłośną decyzją sędziowską, a drugą przez ciężki nokaut swoim firmowym lewym sierpowym w trzeciej rundzie – choć w drugiej sam był liczony.

Israel Adesanya – znacznie bardziej doświadczony w formule MMA – nie ma jednak wątpliwości, że tym razem to jego ręka powędruje do góry.

– Chcę z tego zrobić horror – powiedział w rozmowie z TMZ Sports. – Chcę to utrzymać w takim klimacie. W klimacie horroru.

– Chcę być pierwszą osobą, jaką zobaczy, gdy się przebudzi – dodał. – Zamierzam znaleźć się dokładnie na linii jego wzroku, gdy się obudzi, aby to mnie zobaczył pierwszego. Potem może się rozejrzeć, spojrzeć na sędziego, ale będę pierwszą osobą, którą zobaczy, gdy się przebudzi. Tak widzę tę walkę.

Alex Pereira zasilił szeregi UFC ledwie rok temu. Trzema efektownymi zwycięstwami, w tym dwoma przez nokauty, utorował sobie drogę do pojedynku mistrzowskiego. Swoją wagę w tak szybkiej promocji Brazylijczyka miały oczywiście jego dwa kickbokserskie zwycięstwa nad nigeryjskim mistrzem, dodające pikanterii ich konfrontacji.

– Ten nokaut na pewno siedzi mu w głowie – stwierdził Alex podczas konferencji prasowej przed galą. – Nie wiem, w jaki sposób mógłby wymazać to ze swojej głowy. Jestem pewien, że nadal ma to w głowie.

– Obaj rozwinęliśmy się od czasu tamtych walk, ale uważam, że w kickboxingu to ja będę miał przewagę, bo mocno się w tej płaszczyźnie poprawiłem. Ludzie powtarzają, że „to przecież walka MMA”. Jednak wielu jest przekonanych, że czeka nas kickboxing w oktagonie. Mając to na uwadze, jak sądzicie, kto będzie miał przewagę? Ja, który szlifowałem kickboxing przez te wszystkie lata, czy on, który przestał trenować kickboxing?

Bukmacherzy faworyzują jednak Israela Adesanyę. Nie ulega wątpliwości, że pod względem doświadczenia w formule MMA bije pretendenta na głowę. Powinien mieć też po swojej stronie przewagę szybkości, sprytu, kondycji. Rzecz jednak w tym, że Brazylijczyk posiada kowadła zamiast pięści, co oznacza, że w każdej wymianie będzie piekielnie groźny. Wszak udowodnił już, że potrafi uśpić Nigeryjczyka jednym ciosem.

W co-main evencie wydarzenia mistrzyni wagi słomkowej Carla Esparza stanie w szranki z zasiadającą swego czasu na tronie Chinką Weili Zhang. Znacznie większym zainteresowaniem cieszy się jednak konfrontacja w czubie wagi lekkiej pomiędzy zaprawionymi w bojach weteranami, Dustinem Poirierem i Michaelem Chandlerem, szczególnie że obaj niespecjalnie za sobą przepadają.

Pojedynek ten może mieć spore znaczenie dla układu sił w wadze lekkiej. Ba! Niewykluczone, że wyłoni kolejnego pretendenta, czyli przeciwnika dla świeżo upieczonego mistrza Islama Makhacheva. W rajdzie po usługi Dagestańczyka liczą się też celujący w drugi tytuł mistrz wagi piórkowej Alexander Volkanovski oraz rozpędzony serią ośmiu aż zwycięstw Beneil Dariush, ale… Efektowna wiktoria Poiriera lub Chandlera w sobotę może obu pokrzyżować szyki.

Sporym faworytem bukmacherów jest Dustin. To zawodnik znacznie bardziej obity ze światową czołówką, sprawniejszy stójkowo i mocniejszy kondycyjnie, prawdopodobnie tez twardszy. Z całą jednak pewnościąe Chandler będzie niebywale groźny, szczególnie na początku walki. Jest bowiem niebywale zrywny, uderza piekielnie mocno, a gdy trzeba, potrafi odwołać się do zapasów.

Related Articles