Na wokandę wrócił skandal związany z Polskim Związkiem Szermierki. Przypomniane zostało to, że naszej najlepszej zawodniczki w drużynie – Aleksandry Jareckiej – mogliśmy w Paryżu w ogóle nie zobaczyć. Wszystko przez dziwne decyzje, debaty i układy przy zielonym stoliku. Jej klub musiał kierować specjalne pisma do PKOl, ministra sportu i do PZS (Polskiego Związku Szermierki) i… wyliczał pojedyncze punkty wszystkich zawodniczek.
Jareckiej w ogóle na tych igrzyskach mogło nie być. Dlaczego? Komentujący zmagania szpadzistek Jakub Zborowski kilkukrotnie gryzł się na antenie w język i powtarzał, że obiecał nie mówić o czym rozmawiał z zawodniczką. Sprawa wyglądała następująco. Otóż początkowo do wyjazdu na turniej indywidualny wskazał ją trener Bartłomiej Język. Było to logiczne, bo na liście kwalifikacyjnej plasowała się na trzeciej pozycji. Wyprzedzała jednak tylko o punkcik Martynę Swatowską-Wenglarczyk, zawodniczkę, która w drużynówkach zawsze prezentuje się solidnie (niestety turniej w Paryżu jej nie wyszedł). Później – już po konsultacji z dyrektorem sportowym związku Łukaszem Mandesem oraz przedstawicielami – trener zmienił decyzję, że jednak pojedzie do Paryża Martyna Swatowska-Wenglarczyk. Nie da się ukryć, że było to potem nasze zdecydowanie najsłabsze ogniwo w drużynie. Przegrywała swoje pojedynki kilkoma trafieniami, a koleżanki musiały za nią nadganiać.
W każdym razie miejsce w trójce obok mistrzyni Polski Alicji Klasik oraz Renaty Knapik-Miazgi uzyskała Swatowska-Wenglarczyk, a to oznaczało, że weźmie udział zarówno w turnieju indywidualnym, jak i drużynowym. Związek postawił na bardziej doświadczoną zawodniczkę, srebrną medalistkę igrzysk europejskich oraz mistrzynię świata z 2022 roku. Trener Radosław Zawrotniak nie krył oburzenia. Nie chodziło tylko o to, że po konsultacjach wybrano inną zawodniczkę, ale o to, że wybrana początkowo jako trzecia Jarecka mogła nagle stać się… piąta i nie pojechać do Paryża. Dlaczego? Ponieważ miała jeszcze stoczyć walkę o bilet ze sklasyfikowaną poniżej TOP 100 i niebędącą w dobrej formie Ewą Trzebińską, która nawet nie spełniła krajowego minimum. Dodajmy, że prezesem Polskiego Związku Szermierczego jest prawnik i były dziekan Wydziału Prawa i Administracji UW – Tadeusz Tomaszewski. To on firmował ten cyrk twarzą.
AZS AWF Kraków, czyli codzienny klub Jareckiej, skierował nawet specjalne pismo do Polskiego Związku Szermierki. Pisma wylądowały też na biurkach Radosława Piesiewicza – szefa Polskiego Komitetu Olimpijskiego oraz Sławomira Nitrasa – ministra sportu. AZS udowadniał w nim, że miejsce dla ich podopiecznej należy się jak psu buda. Kwalifikacja miała skończyć się na koniec marca, a z nikomu nieznanych przyczyn zarządzono samowolną “dogrywkę” pomiędzy Jarecką a sklasyfikowaną poza TOP 100 na świecie Ewą Trzebińską. Bardzo oburzony takim obrotem spraw był trener szpadzistek AZS AWF Kraków – Radosław Zawrotniak. To on wywołał burzę i prawdopodobnie dzięki niemu Jarecka na IO pojechała.
Wykonana została mrówcza praca, policzono wszystkie indywidualne pojedynki w Pucharze Świata w drużynówkach i przedstawiony został indywidualny bilans. U Jareckiej bilans ten wynosił +2, natomiast u Trzebińskiej -2. Swatowska-Wenglarczyk broniła się rewelacyjnym wynikiem +15. Oburzenie zatem nie dotyczyło tego, że to ona została wytypowana, ale tego, w jakich okolicznościach się to odbyło, czyli takich, że początkowo ją pominięto, a potem jednak po konsultacjach ze związkiem trener się rozmyślił i zmienił zdanie. Nie stanął w obronie wybranej wcześniej zawodniczki, tego, co czuje i co sam zaopiniował na samym początku. O to mogła mieć pretensje Jarecka, ale głosu nie zabierała dlatego, by całkowicie nie stracić miejsca w składzie. Tysiąc razy musiała ugryźć się w język, żeby czegoś nie wypaplać, dlatego zachowała to dla siebie. Wywołanie burzy groziło utratą miejsca.
Związek Szermierki na to wszystko odpowiedział pismem, że zajęcie 3. miejsca w wewnętrznym rankingu PZS nie jest równoznaczne z powołaniem i po dłuższej debacie trenera oraz zarządu zdecydowano się podmienić zawodniczki, natomiast co do rezerwowej nie była jeszcze znana rekomendacja. Podobno obie były w kiepskiej formie, stąd wszyscy dali sobie więcej czasu na wybranie odpowiedniej z nich na igrzyska. Pod pismem podpisał się Jacek Słupski, dyrektor generalny Polskiego Związku Szermierczego. Nie dość, że Jarecka nie dostała indywidualnego powołania, to jeszcze miała się mierzyć w “dogrywce” z dużo słabszą w rankingu, ale jednak mistrzynią świata z 2023 roku.
Ostatecznie 23 maja odbyło się zebranie zarządu Polskiego Związku Szermierczego w celu zatwierdzenia czwartej zawodniczki i łaskawcy wybrali Jarecką – tylko do zawodów drużynowych, które zaczęła jako rezerwowa. I bardzo dobrze, bo gdyby nie ona, to nie byłoby brązowego medalu. Plan był od początku taki, że w drużynówce zastąpi najmłodszą Alicję Klasik, która najlepiej zaprezentowała się indywidualnie, ale nie do końca radzi sobie w krótkich, kilkupunktowych pojedynkach drużynowych. Zatem wydawało się, że plan jest taki – jedna walka Klasik i podmianka, cokolwiek by się nie działo. Zwłaszcza, że 20-latka zawalczyła nieźle, pokonała rywalkę z USA dwoma oczkami. Trener dysponuje taką roszadą. Jeśli jednak ją zastosuje, to zmienniczka musi już walczyć do końca zawodów. Raczej wszyscy zastanawialiśmy się, czy nie warto byłoby zmienić jednak Swatowskiej-Wenglarczyk, która była w zespole najsłabszym ogniwem w każdej z rund…
Po wielu perturbacjach organizacyjnych, mnóstwie nerwów głównej bohaterki, miękkim trenerze, który nie potrafił się postawić pracodawcy i ugiął, zmieniając zdanie i ustawianiu wszystkiego w związku… udało się szczęśliwie wywalczyć brązowy medal!