Skip to main content

Nie trzeba być wielkim znawcą dyskografii Budki Suflera, by wiedzieć, że do tanga trzeba dwojga – tak ogólnie, w życiu. Brutalnie przekonali się o tym Jan Zieliński i Iga Świątek, którzy zostali niewinnymi ofiarami kontuzji Huberta Hurkacza. W tym wypadku zamiast tanga odtańczonego w Paryżu, bardziej adekwatne jest stwierdzenie „tango down”.

O co chodzi? Hurkacz w II rundzie Wimbledonu doznał kontuzji. Skreczował w trakcie meczu z Arthurem Flisem. Polak przekreślił swoje szanse na dobry występ na londyńskiej trawie, ale niestety, to nie koniec żniwa, jakie zebrał tamten uraz.

Hurkacz błyskawicznie poddał się zabiegowi kontuzjowanej nogi, licząc na to, że będzie w stanie wystąpić w Igrzyskach Olimpijskich, gdzie został zgłoszony aż do trzech turniejów – singlowego, deblowego i mikstowego. Pierwsze doniesienia były optymistyczne – Polak zapowiedział swój występ w Paryżu, a polscy fani tenisa odetchnęli z ulgą.

Nic dziwnego – o ile Hurkacz nie miał większych szans na medal w singlu, o tyle mógł być bardzo ważnym elementem dwóch duetów, które nosiły spory potencjał na podium. Zwłaszcza mikst z Igą Świątek wyglądał na naprawdę mocny, a tenisowi eksperci widzieli w tej parze faworytów do złota. Hurkacz i Świątek pokazywali się już z dobrej strony w mikście podczas turnieju United Cup.

Wszystko niestety, mówiąc brutalnie, trafił szlag. Hurkacz ogłosił dziś za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych, że do Paryża nie pojedzie. Nie jest gotowy. Nie doszedł do siebie po zdarzeniu sprzed 18 dni. – Cześć, Hubert z tej strony. Chciałem Wam serdecznie podziękować za wszystkie wiadomości, za wsparcie, które otrzymuję. Bardzo dużo to dla mnie znaczy. Rehabilitacja naprawdę idzie bardzo dobrze. Cały czas idę do przodu i się rozwijam, jednak podjęliśmy decyzję z teamem, że nie jestem w stanie zagrać w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Była to bardzo trudna decyzja, ponieważ marzyłem, by reprezentować Polskę na igrzyskach i móc zdobyć medal. Niestety zdrowie mi na to nie pozwoli. Oczywiście będę oglądał i trzymał kciuki za wszystkich reprezentantów i życzył im jak najwięcej medali – powiedział wrocławianin w nagraniu na swoim Instagramie.

Niesie to za sobą poważne reperkusje. Co oczywiste posypał się debel z Janem Zielińskim. Debel wydawał się mocny, bo Zieliński to ekspert od gry podwójnej – wygrał w mikście tegoroczne Australian Open i Wimbledon. Hurkacz również dobrze spisuje się w tego typu grze, bo jest świetny przy siatce. Cóż, odpadł debel.

Zieliński byłby dobrą opcją do zastąpienia Hurkacza w mikście i wspólnego występu w parze z Igą Świątek. Niestety, przepisy są nieubłagane. Jeśli Zieliński nie uczestniczy w turnieju singla i debla, nie ma prawa wystąpić w mikście. Czy ten przepis ma sens? Trudno powiedzieć. Dla nas jest dziś bardzo niesprawiedliwy. Co musi czuć Zieliński? Miał prawo liczyć na medal w deblu, a może nawet w deblu i mikście, gdyby Hurkacz uznał, że nie ma siły i zdrowia na trzy turnieje. Niestety, teraz tenisista z Warszawy może zostać w domu. W Paryżu nie zagra ani w deblu, ani w mikście.

Tym samym rykoszetem obrywa też Iga. Liderka rankingu WTA nie ma partnera do miksta. Może tylko bezradnie rozłożyć ręce, bo odpada jej jedna medalowa szansa. Pozostaje druga, ta najważniejsza i największa – singiel, gdzie jest murowaną faworytką. Teraz pewnie jeszcze większą, bo nie będzie traciła sił w meczach miksta i w 100% skupi się na jednym celu. Ale czy z tego powodu Polka się cieszy? To wątpliwe. Dwa medale były naprawdę realne. Można już o tym zapomnieć. Może za cztery lata…

Jedyna szansa, by obejść te przepisy to wariant, w którym Hurkacz jedzie do Paryżu, przystępuje do meczu deblowego, po czym kreczuje. Wówczas Zieliński staje się uczestnikiem debla i może zastąpić Hubiego w mikście. Ale już wiemy, że to się nie wydarzy.

Cała sytuacja to nomen omen mix pecha, nieszczęśliwych okoliczności i dziwnych przepisów. Nie wiemy, czy Jan Zieliński w parze z Igą Świątek stworzyłby duet na miarę podium IO. Nigdy tego nie sprawdzimy.

A sprawa jest jeszcze bardziej irytująca, gdy przypomnimy sobie okoliczności kontuzji Hubiego. Polak w kluczowym momencie seta w tie-breaku nie zaatakował bardzo łatwej piłki, którą skończyłby każdy junior. Uznał, że zabawi się w skrót. Wykonał go bardzo marnie, rywal odbił piłkę, a Hurkacz ratując sytuację rzucił się robinsonadą jak legendarny Boris Becker. Wygrał nawet ten punkt, ale przypłacił go kontuzją… Śmiech przez łzy.

Related Articles