Skip to main content

Iga Świątek brązową medalistką Igrzysk Olimpijskich. To czwarty medal Polski w Paryżu – po każdym poprzednim była wielka radość. Po tym raczej jedynie uczucie ulgi, że udało się ugrać najniższy stopień podium. Zresztą – widać to było najlepiej po samej Idze, która po wygraniu ostatniego punktu niespecjalnie się cieszyła. Podeszła do swojej rywalki, podziękowała jej za mecz i zeszła z kortu. Dla tak ambitnej dziewczyny ten brąz to przede wszystkim przegrane złoto.

O czwartkowej porażce Igi w półfinałowym meczu z Qinwen Zheng pisaliśmy już na blogu – odsyłamy TUTAJ. Polka wyraźnie nie była sobą, popełniała mnóstwo niewymuszonych błędów, roztrwoniła nawet prowadzenie 4:0 w drugim secie. Nie da się tego wytłumaczyć inaczej niż ogromną presją, której po prostu nie wytrzymała w tym dniu. Przecież wcześniej grała z Chinką sześć razy i sześć razy wygrywała. Tym razem nie dała rady i zasłużenie przegrała.

O tym, jak bardzo Polsce zależało na złocie, najlepiej niech świadczy fakt, że kort opuszczała we łzach. Próbowała udzielić wywiadu, odpowiedziała na dwa pytania, a potem się rozkleiła. Przepadła jej wielka szansa, choć patrząc na jej młody wiek – na pewno nie ostatnia. Jednak Paryż to dla niej miejsce magiczne – wygrywała tu już cztery razy French Open, w tym w trzech ostatnich edycjach. Ostatniej porażki na obiektach Rolanda Garrosa doznała w 2021 roku. Do wczoraj.

Zwykle po porażce tenisiści mają sporo czasu na przetrawienie tego w głowie, bo porażka oznacza koniec turnieju. Igrzyska Olimpijskie to wyjątek, bo tutaj gra się jeszcze mecz o 3. miejsce. I Polka musiała pozbierać się po czwartku, by w piątek zmierzyć się z Anną Karoliną Schmiedlovą. Słowaczka sensacyjnie dotarła do półfinału i mocno walczyła z Donną Vekić o finał. Ostatecznie przegrała, ale wciąż mogła osiągnąć życiowy sukces, jakim byłoby olimpijskie podium.

Jednak dziś oglądaliśmy już Świątek w najlepszej wersji – pewną siebie i rozdającą karty na korcie. Zdarzyły jej się może ze dwa słabsze gemy w całym meczu, ale summa summarum załatwiła sprawę w godzinę, wygrywając 6:2; 6:1. To była różnica klas. To był mecz, jakiego spodziewaliśmy się również wczoraj. Trochę bezpodstawnie, bo przecież Zheng, mimo słabych statystyk w meczach z Igą, to jednak zawodniczka z TOP 10 rankingu WTA.

Piątkowy mecz nie miał więc żadnej historii. Polka zapewniła sobie medal, który jest jednocześnie pierwszym medalem Polski w tenisie. Nie w Paryżu, tylko w ogóle – w historii. Głęboko wierzymy, że doczekamy się kolejnych, być może także z cenniejszego kruszcu, oczywiście za sprawą Igi, która ma dopiero 23 lata. Półtorej dekady starszy Novak Djokovic wciąż nie ma olimpijskiego złota i zaciekle walczy w Paryżu, by wreszcie go zdobyć. Póki co jego najlepsze osiągnięcie to brąz z Pekinu. Iga też już ma brąz i swoje miejsce w historii.

Tym samym dla nas turniej tenisowy na igrzyskach w stolicy Francji się kończy. Były dużo większe nadzieje – zwłaszcza przed informacją o kontuzji Huberta Hurkacza, który miał grać w deblu z Janem Zielińskim i mikście z Igą. Skończyło się brązowym krążkiem. Można narzekać, ale można też spojrzeć na to inaczej – przez dekady o jakimkolwiek medalu mogliśmy jedynie pomarzyć, a w rankingu WTA poszukując Polek, takich jak Aleksandra Olsza czy Magdalena Grzybowska, musieliśmy wciskać klawisz „Page Down” wielokrotnie.

W jutrzejszym finale o złoto IO zagrają panie Vekić i Zheng. Konia z rzędem temu, kto przewidziałby taki skład finału. Zresztą, to ostatnio charakterystyczne dla igrzysk – przecież trzy lata temu o złoto grały Belinda Bencic i Marketa Vondrousova, a osiem lat temu Monica Puig i Angelique Kerber.

Related Articles