
To był czarny dzień dla polskich kajakarzy i kajakarek. Zaliczają najgorsze igrzyska olimpijskie od… 28 lat. Zabolał wynik Anny Puławskiej i Karoliny Nai, która nie awansowały nawet do finału. Dzień uratowała biegiem na 400 metrów Natalia Kaczmarek, która dołożyła do polskiego dorobku brązowy medal.
400 METRÓW
Natalia Kaczmarek jest wielka! Zdobyła brązowy medal dla Polski i obroniła honor lekkoatletyki, która w Tokio okryła się chwałą. Tym razem tak dobrze nie jest. Dużo pomogło to, że Nickisha Price mająca pierwszy i trzeci czas na świecie w 2024 roku odpadła sensacyjnie w eliminacjach. Kaczmarek przeszła je bardzo spokojnie – wygrała bieg eliminacyjny, a później półfinałowy. Jedna rywalka z walki o medal odpadła, ale były inne bardzo groźne, głównie Dominikanka Marileidy Paulino. I to właśnie ona podyktowała mordercze tempo od samego początku. Kaczmarek nie dała się wciągnąć w tę pułapkę i biegła swoim tempem. Na ostatniej prostej była jeszcze czwarta, ale zdołała wyprzedzić Rhasidat Adeleke i w ten sposób zdobyła brąz. Po raz trzeci w tym roku pobiegła poniżej 49 sekund – drugi raz 48.98. Kaczmarek do złota i srebra z Tokio ze sztafet dorzuciła brąz z Paryża. Teraz ma komplet kolorów. O wyczynie Natalii więcej piszemy TUTAJ.
SIEDMIOBÓJ
Siedmiobój ukończyła nasza srebrna medalistka w tej konkurencji z mistrzostw Europy w Monachium. Adrianna Sułek-Schubert zajęła 12. miejsce, ale to cud, że w ogóle wystartowała. Miała tylko kilka miesięcy przygotowań. Spora afera była na początku 2024 roku, kiedy to PZLA pozbawił ją pomocy i szkolenia, gdy była w ciąży. I tak nie porzuciła treningów i ćwiczyła, ile tylko mogła. Sułek-Schubert miała już wywalczone minimum i chciała wystąpić w Paryżu. Wsparli ją sponsorzy indywidualni, ale nie związek. Tomasz Majewski odbijał piłeczkę, że cały czas w trakcie ciąży i macierzyństwa ma płacone stypendium, a dopiero później PZLA zapewni jej godny powrót. Sułek-Schubert kręciła się w TOP 10, lecz nienawidzi rzutu oszczepem. Była w tej konkurencji ostatnia w Tokio i też ostatnia w Paryżu. Rozgoryczona nagrała wiadomość, że po tak słabym wyniku (36.63 m) jej serce krwawi. To zrzuciło ją aż o trzy oczka – z 9. na 12.
Na MŚ 2022 zdobyła aż 6672 punktów, ustanawiając rekord Polski, ale wtedy poziom był tak mocny, że nie starczyło to nawet na podium. Teraz było podobnie. Rekord naszego kraju dałby dopiero 4. miejsce. To skutek świetnej formy doświadczonej Noor Vidts, która wykręciła życiówkę. Thiam i Johnson-Thompson były poza zasięgiem rywalek.
SZTAFETY 4X400 METRÓW
To już niestety nie jest tak mocna sztafeta kobiet, jak trzy lata temu w Tokio, gdy zdobywała srebro. Nazywane “Aniołkami Matusińskiego” dziewczyny z wielu światowych imprez przez lata przywoziły medale. W 2019 roku zostały nawet mistrzyniami świata, pokonując Amerykanki. Był także drugie na świecie w 2019 i trzecie w 2017, nie wspominając już nawet o trzech z rzędu złotach mistrzostw Europy – 2017, 2018 i 2019. Srebro w Tokio dał wynik 3:20.53, co było rekordem Polski. Mistrzostwa Europy w Rzymie w tym roku pokazały, że czołówka naszej sztafecie odskoczyła. Zostały wyprzedzone przez: Holenderki, Irlandki, Belgijki, Włoszki oraz Francuzki. Czas? 3:23.91. Skład był całkiem mocny, biegła w nim nawet Natalia Kaczmarek, a opróćz niej Kinga Gacka, Marika Popowicz-Drapała, Iga Baumgart-Witan.
To był sygnał ostrzegawczy, bo przecież oprócz pięciu europejskich ekip, które wyprzedziły naszą sztafetę na świecie są jeszcze przede wszystkim Amerykanki i Jamajki. W Rzymie nie biegła też sztafeta Wielkiej Brytanii. I rzeczywiście, obawy się potwierdziły. Anastazja Kuś, Justyna Święty-Ersetic, Aleksandra Formella oraz Alicja Wrona-Kutrzepa z bardzo słabym czasem 3:26.69 zajęły 6. miejsce w swoim biegu. Przechodziły do finału po trzy najlepsze plus dwa z najlepszymi czasami. Zabrakło sporo, bo około sekundy. To był trochę eksperymentalny skład, bo bez Kaczmarek, która skupiła się na indywidualnym starcie oraz bez kontuzjowanej Popowicz-Drapały. Na pierwszej zmianie pobiegła zaledwie 17-letnia Anastazja Kuś i z czasem 52,90 sbyła siódma. Zdecydowanie lepiej spisała się Święty-Ersetic, wyprowadzając sztafetę na czwarte miejsce. Potem jednak straciliśmy tę pozycję.
Jeśli chodzi o mężczyzn 4×400 metrów, to na igrzyskach w Tokio pobiegli znakomicie, zajmując bardzo wysokie 5. miejsce. Do medalu zabrakło około 0,8 sekundy, ale ustanowili season best z wynikiem 2:58.46. Wcześniej wygrali swój bieg eliminacyjny i to przed Jamajką oraz Belgią. W 2021 roku byli też brązowymi medalistami mistrzostw Europy. Teraz ta sztafeta jest po prostu słaba. W tym roku Kajetan Duszyński i Karol Zalewski są w dużo gorszej formie. Dwaj pozostali, którzy biegli w eliminacjach to Maksymilian Szwed oraz Daniel Sołtysiak. Wynik 3:01.21 był najlepszym od lat, ale absolutnie chował się do tego z Tokio. Polacy zajęli słabe 7. miejsce i to w swoim biegu, a ogólnie lepszych było aż 11 sztafet. To oczywiście nie mogło dać awansu do finału. Na Tokio po prostu Polacy trafili z wybitną formą.
100 METRÓW PRZEZ PŁOTKI
Ogromnego pecha miała Pia Skrzyszowska, która nie mogła opanować łez. Mówiła, że trochę przespała start, co kosztowało ją brak awansu do finału. Życiówka naszej płotkarki to 12.37 s, co jest drugim wynikiem w historii Polski. Osiągnęła to w połowie lipca w La Chaux-de-Fonds. W szwajcarskim mityngu przegrała zaledwie o 0.01 s ze znakomitą Nadine Visser. W eliminacjach w Paryżu pobiegła przeciętnie – na 12.72 s. Wiele razy biegała w 2024 szybciej. W półfinale się już poprawiła i wykręciła wynik 12.55 s. Niestety, to za mało. Półfinały były trzy, a dalej przechodziły po dwie z każdego biegu. Obsada u Pii była mocna – mająca wynik 12.31 w tym sezonie Grace Stark czy rekordzistka świata Tobi Amusan. Do finału oprócz TOP 2 z każdego biegu wchodziły jeszcze dwie z najlepszymi czasami z trzech biegów półfinałowych.
Pia w swoim zajęła 3. miejsce. Co ciekawe, miała identyczny czas jak rekordzistka świata Tobi Amusan i to co do tysięcznej sekundy – 12.548. Obie ze zdenerwowaniem oczekiwały, co takiego wydarzy się w kolejnych biegach, ponieważ ten z udziałem Polki był pierwszy. W drugim zawodniczki pobiegły wolniej. Trzecia w nim Charisma Taylor pobiła życiówkę, ale osiągnęła gorszy czas niż zdenerwowane i oczekujące Skrzyszowska i Amusan. Trzeci połfinał rozwiał wątpliwości. Zarówno czwarta tam Ackera Nugent, jak i piąta Cyrena Samba-Mayela miały lepsze czasy i to one awansowały do finału. Ile zabrakło Skrzyszowskiej? Otóż 0,03 s. Dwa razy w tym roku pobiegła szybciej, dlatego czuła, że finał był na wyciągnięcie ręki.
ZAPASY
W kategorii do 125 kilogramów startował Robert Baran i zaczął bardzo dobrze – od zwycięstwa z Jusupem Batyrmurzajewem. W pojedynku z Kazachem był zdecydowanym faworytem, ponieważ plasuje się dużo wyżej w rankingu. Baran to dwuwukrotny srebrny medalista i dwukrotny brązowy medalista mistrzostw Europy. W pierwszej walce kluczowa okazała się druga kara za bierność w walce dla Kazacha. Kara polega na tym, że trzeba w ciągu 30 sekund wykonać akcję punktową, a jeśli się to nie uda, to rywal ma punkt. Batymurzajew drugi raz w tej walce tego nie zrobił. Baran także miał jedną taką akcję, ale prowadził 2:1. Kazach musiał zaatakować i nadział się na kontrę. Polak zrobił obejście za dwa punkty na 10 sekund przed końcem objął prowadzenie 4:1. To przyklepało awans.
W ćwierćfinale czekał na niego trudniejszy przeciwnik – Gruzin Geno Petriaszwili, czyli turniejowa dwójka, jeden z najlepszych zapaśników w tej kategorii. Dwukrotny medalista olimpijski (brąz i srebro) oraz aż trzykrotny mistrz świata rozbił Roberta Barana i zwyciężył aż 9:2, choć przez półtorej minuty nasz zapaśnik dobrze się bronił. Tuż przed końcem pierwszej rundy udanie wyniósł Polaka i rzucił go na plecy, co dało mu dwa oczka. W drugiej rundzie chwycił Barana za nogę, a ten w obawie przed rzutem sam wyszedł poza matę. Było już 4:0 dla Gruzina, a kiedy Polak zapunktował wreszcie, to został błyskawicznie skontrowany, położony na brzuch, a następnie przetoczony przez wózek. Wynik? 7:2 dla Petriaszwiliego. Dołożył jeszcze dwa punkty i wygrał tę jednostronną walkę 9:2. Na szczęście dotarł do finału i dzięki temu Baran zawalczy w repasażach o brązowy medal. Musi oczywiście wygrać dwa pojedynki.
KOLARSTWO TOROWE
Daria Pikulik i Wiktoria Pikulik zajęły 7. miejsce w duetach, czyli tzw. madisonie. Na czym to polega? Ano na tym, że jedzie się 120 okrążeń. Zmianę robi się poprzez wypchnięcie partnera z drużyny. Jeden się ściga, drugi odpoczywa. Mamy finisze co 10 okrążeń – pierwsze miejsce zdobywa pięć punktów, drugie trzy, trzecie dwa, a czwarte jeden. Ostatni finisz jest punktowany podwójnie. Można też nadrobić okrążenie i zyskać 20 punktów. Rozpoczęła Wiktoria i Polki po trzech finiszach miały zero oczek, ale w finiszach nr 6, 7, 8 i 9 za każdym razem punktowały, nadrabiając punkty. Po finiszu Darii za trzy i czwartym z rzędu punktowanym wynikiem polski duet zajmował nawet wysokie 5. miejsce. W podwójnie punktowanym finiszu jednak Polki nic na konto nie dopisały i zostały wyprzedzone przez Francję oraz Danię, zajmując ostatecznie 7. pozycję na 15 ekip.
Po tej konkurencji głośny był apel Darii Pikulik, która nie zostawiła suchej nitki na Polskim Związku Kolarstwa, który błyszczy niekompetencją od lat. Jest to jeden z najgorszych polskich związków sportowych, w którym co rusz wychodzą kolejne żenujące afery. Zadłużenie sięga setek tysięcy złotych. Inwestycja w tor w Pruszkowie okazała się kamieniem, który pociągnął związek na dno: – W lutym musiałam sama sobie zapłacić za zgrupowanie. Do kwietnia nie mieliśmy nawet rowerów i informacji dotyczących finansowania. Nie mieliśmy nic. Kombinezony dostaliśmy dzień przed startem. Walczyłyśmy jak Mateusz Rudyk, do samego końca. Możemy być z siebie dumne za to co zrobiliśmy, za to jak wygląda nasza sytuacja. Nie mamy wsparcia. Nie mamy tak naprawdę czego potrzebujemy. Mamy naprawdę utalentowanych zawodników, tylko co można zrobić bez wsparcia? To na samym starcie podcina skrzydła – mówiła olimpijka. Wstyd to za mało… i jak tu walczyć o medale?
KAJAKARSTWO
Zdecydowanie największe rozczarowanie to nawet brak finału dla dwójki Karolina Naja/Anna Puławska. Srebrne medalistki z Tokio, mistrzynie świata z Darmouth z 2022 roku i mistrzynie Europy z 2022 z Monachium, złote medalistki igrzysk europejskich z Krakowa z 2023 zajęły w swoim półfinale odległe 7. miejsce. Już eliminacje mogły dać do myślenia, bo tam utytułowane Polki z ledwością wyprzedziły Węgierki Noemi Pupp oraz Sarę Fojt. Z drugiej jednak strony te same Węgierki przebrnęły przez repasaże, a potem zgarnęły brązowy medal. 1:42.14 to bardzo słaby wynik, który nie dał nawet awansu… Karolina Naja tłumaczyła to warunkami, które nie odpowiadały ich siłowemu stylowi wiosłowania i tym, że po prostu w takich okolicznościach nie czuły się za dobrze i nie mogły uwydatnić swoich atutów.
Z kolei płynące w tym samym wyścigu półfinałowym Martyna Klatt i Helena Wiśniewska były minimalnie lepsze i zajęły 6. pozycję. To także wielki zawód, w końcu są to srebrne medalistki mistrzostw świata z 2023 roku z Duisburga. Wygrały tam z niemiecką dwójką Paulina Paszek/Jule Hake. Niemki zanotowały progres, bo wywalczyły brąz olimpijski. To w ogóle ciekawa historia, bo Paszek to… Polka, tylko startuje pod niemieckim szyldem, bo w 2018 roku była kontuzjowana i nie otrzymała odpowiedniej pomocy, a później powołania. Dziś startuje dla Niemiec i ma na koncie dwa medale olimpijskie z Paryża – wywalczyła je w K-4 oraz w K-2. W połowie dystansu zarówno jedna polska dwójka, jak i druga znajdowały się w TOP 4, co oznaczało awans. Potem jednak kilka osad powyprzedzało te polskie… na 100 metrów przed metą duet Puławska i Naja ewidentnie odstawał. Drugi jeszcze walczył, ale osłabł.
Wiktor Głazunow poradził sobie w półfinale C-1 na 1000 metrów dużo lepiej. Na 300 metrów przed końcem prowadził nawet w swoim wyścigu, w którym też awans zdobywało TOP 4. Długo nie oddawał prowadzenia, ale osłabł na ostatnich 200 metrach. Zrobiło się trochę niebezpiecznie. Mocno finiszujący Włoch omal nie wyprzedził Głazunowa, lecz Polak przeszedł do finału z trzeciego miejsca, mając pół łódki zapasu nad Rumunem Chirilą. W razie wyprzedzenia przez Włocha i tak byłby czwarty. W finale za to już po 150 metrach zaczął wyraźnie odstawać od czołówki i płynął na 7. miejscu. Po 300 metrach był już mocno z tyłu – bardzo daleko od Martina Fuksy czy Isaquiasa Queiroza. Czech wyprzedził go o prawie sześć sekund, a Brazylijczyk o trochę więcej niż 5,5. Głazunow w C-1 nigdy nie osiągął sukcesów, a bardziej w dwójkach czy w czwórkach, dlatego to musi być dla niego dobry wynik. Powiedział też ciekawą rzecz, że wiało od jego strony, dlatego trochę “gibało” łódkami i wpływało to na sterowność i rzeczywiście – widać po czasach, że lepiej płynęło się tym po stronie przeciwnej. Może nie jest to tak znaczące, ale małą przewagę daje.
Jakub Stepun i Przemysław Korsak z czasem 1:30.95 zajęli 8. miejsce w półfinale K-2 i nie awansowali do finału. Polacy mieli 15. wynik w stawce, czyli drugi najgorszy. Oczywiście dzień dniu nierówny, ale w eliminacjach popłynęli na 1:28.84 i mieli piąty czas. Polacy w końcówce już ewidentnie byli zrezygnowani, bo w swoim półfinale stracili ponad pół sekundy do przedostatnich Australijczyków. Rozczarowujące, bo stać ich było na awans do finału na pewno. Sylwia Szczerbińska i Dorota Borowska weszły do finału i to one spośród wszystkich były najbliżej tego krążka, choć długo nie wiedziały, czy w ogóle wystartują. Miało to związek z zawieszeniem tej drugiej zawodniczki. Półfinał był dość łatwy, bo na pięć duetów odpadał… jeden. Dwie godziny później był już finał i tam naprawdę było blisko. Na półmetku były na trzeciej pozycji. Tu również powtórzyło się to, o czym mówił Wiktor Głazunow. Osady z prawej strony toru (w kamerze u góry) był uprzywilejowane, a Polki nawet na 100 metrów przed metą miały brąz. Długo płynęły jako trzecie. Bardzo mocno docisnęły jednak Ukrainki i “łyknęły” naszą dwójkę, przesuwając się nawet na drugą lokatę. Szczerbińska i Borowska dopłynęły na metę na 5. pozycji. Do medalu zabrakło 1,4 sekundy, co pokazuje, że mocno osłabły.
PIĘCIOBÓJ NOWOCZESNY
Polska ma wielkie tradycje w tej dyscyplinie olimpijskiej, zwłaszcza w kategorii męskiej. Złoty medal w 1976 roku w Montrealu zdobył Janusz Pyciak-Peciak. Sukces ten powtórzył w Barcelonie w 1992 roku Arkadiusz Skrzypaszek. Polska dołożyła tam także złoto drużynowe. Były to ostatnie igrzyska, w których pięciobój nowoczesny funkcjonował także na zasadach drużynowych. Od tamtej pory startuje się jedynie indywidualnie. Pięciobój ten polega na takich konkurencjach jak: szermierka, jeździectwo, pływanie, bieganie przełajowe oraz strzelanie. Dlaczego akurat te? Bo jest to niejako symulacja dotycząca umiejętności żołnierskich z XIX wieku, który znalazł się za linią wroga – musi on na przykład jechać na nieznanym mu koniu (wierzchowce w konkursie skoków przydziela się zawodnikom losowo).
Konkurencja ta budziła kontrowersje. Np. w 2021 roku niemiecka pięcioboistka Annika Schleu prowadziła po dwóch pierwszych konkurencjach, ale losowy koń nie chciał jej się słuchać, robiłwszystko na odwrót i taranował przeszkody. Wyglądało to koszmarnie. Niemka jechała i zalewała się łzami. Dlatego IO 2024 są ostatnimi z tą konkurencją. Zastąpić ma ją bieg z przeszkodami. W pięcioboju startowało dwóch Polaków – teoretycznie dużo lepszy w światowym rankingu Kamil Kasperczak (TOP 10) oraz teoretycznie dużo gorszy Łukasz Gutkowski, który jednak jest mistrzem świata z 2022 roku. Do finału wszedł jednak ten drugi.
Polegało to na tym, że mieliśmy dwa półfinały – A oraz B. Z każdego wchodziło dalej po ośmiu. Gutkowski zaliczył perfekcyjny przejazd konny, za co zdobył maksa punktowego – 300. To dużo pomogło, bo nad niektórymi mocnymi rywalami dało aż do 14 pkt przewagi w jednej konkurencji. Gorzej poradził sobie w w pływaniu. Za to w biegu połączonym ze strzelaniem bardzo długo prowadził. To taki łatwy do rozczytania finisz, bo wcześniej punkty mogą być niejasne, a tu który już dobiegniesz, to takie masz miejsce. Kasperczak niestety nie ukończył biegu. W finale będzie to samo oprócz pierwszej szermierki, której wyniki zostają. Gutkowskiemu poszło nieźle, bo zdobył 227 punktów. Jest to ósmy wynik wśród 16 finalistów.
Pozostałe wyniki Polaków:
– w skokach do wody z 10-metrowej wieży Robert Łukaszewicz z wynikiem 366.05 zajął 18. miejsce w eliminacjach i awansował do półfinału. Była to ostatnia pozycja, która dawała awans. Odpadło ośmiu zawodników.
– w pływaniu na otwartym akwenie na 10 kilometrów Piotr Woźniak z czasem 2:02:38.6 zajął 22. miejsce. Do zwycięzcy, Węgra Kristofa Rasovsky’ego, stracił 11 minut, 45 sekund i dziewięć setnych. Sklasyfikowanych było 25 zawodników, a ponadto sześciu nie ukończyło tego morderczego maratonu pływackiego.
– w sprincie kolarstwa torowego wzięło udział 28 zawodniczek, a 24 przechodziło do 1/32. Nikola Sibiak odpadła już na tym etapie, zajmując 25. pozycję. Zabrakło jej 0,136 s. Marlena Karwacka z 23. czasem awansowała dalej, lecz nie miała szans w pojedynku z drugą w eliminacjach Emmą Finucane (łączy się na krzyż – najlepsza z najgorszą – 1. vs 24., 2. vs 23. itd.). Karwacka trafiła do repasażu, gdzie odpadła w trzyosobowym wyścigu, przegrywając z Francuzką Taky Marie-Divine Kouame o 0,065 s.