Polskie kajakarki w kategorii K-4: Karolina Naja, Anna Puławska, Adrianna Kąkol, Dominika Putto zajęły 4. miejsce w wyścigu finałowym i nie udało się powtórzyć sukcesu z Tokio, gdzie w tej konkurencji Polska zapisała na koncie brąz. Arkadiusz Kułynycz w walce o brąz nie dał rady słynnemu… zapaśnikowi-politykowi z Ukrainy w kategorii do 87 kg. To dzień straconych szans.
KAJAKARSTWO
Największą medalową nadzieją była czwórka kajakarską. W olimpijskim finale A na torze Vaires-sur-Marne wystartowało osiem załóg i to bez jakichś wielkich faworytek. Nie było dużej różnicy pomiędzy trzecimi Węgierkami a piątymi Chinkami, bo coś koło pół sekundy. Naja, Puławska, Kąkol i Putto straciły do podium 0.24 s, zatem to wyraźna gołym okiem różnica. Jedna Polka zdobyła medal, ale… w kadrze Niemiec. Paulina Paszek w 2020 roku wyjechała tam “za chlebem”, bo w Polsce po kontuzji nie otrzymała powołania, a tam stała się być może najlepszą w tej chwili kakajarką w kraju. Paszek razem z koleżankami z Niemiec w pomeczowym wywiadzie z “TVP Sport” odśpiewały, uwaga… “Ona lubi pomarańcze”. To nie żart. Polki nie powtórzyły sukcesu sprzed trzech lat, choć bardziej Puławska i Naja, bo pozostała dwójka się zmieniła. Trochę słabiej zaczęły i po 150 metrach były na piątym miejscu, a na półmetku poza TOP 5. Na 100 metrów do mety znów była to 5. lokata. Udało się na ostatnich metrach wyprzedzić, ale tylko Chinki, choć Dariusz Szpakowski wydzierał się wniebogłosy, że mamy medal… a różnica była bardzo wyraźna.
Dorota Borowska z czasem 47.92 wygrała swój wyścig eliminacyjny w C-1 i awansowała do półfinału. Wchodziły po dwie pierwsze. Zrobiła to z wielką łatwością, mając dokładnie sekundę przewagi nad trzecią Lisą Jahn. Dzięki temu uniknie dodatkowych wyścigów w repasażach. Borowska to mistrzyni Europy z 2023 i dwukrotna brązowa medalistka MŚ z 2018 i 2021 w tej konkurencji. Do końca nie było jasne czy wystartuje. Tuż przed występem w dwójkach została oczyszczona z zarzutów stosowania dopingu. Zrobił to Trybunał Arbitrażowy w Lozannie. Katarzyna Szperkiewicz to jeszcze młoda zawodniczka, która trafiła na dużo szybszy bieg i z czasem 47.49 (lepszy od Borowskiej) zakończyła na czwartym miejscu. 47.74 nie dało jej też awansu w repasażu. Szperkiewicz zajęła 3. miejsce, a przechodziły po dwie kajakarki.
ZAPASY
Zapaśnik Arkadiusz Kułynycz sprawił sensację w 1/8 finału i pokonał mistrza świata z 2023 roku – Aliego Cengiza. To była gigantyczna sensacja. Turek jest liderem list światowych, mistrzem świata i brązowym medalistą, dwukrotnym z rzędu srebrnym medalistą mistrzostw Europy z 2024 i 2023 roku. Polak przegrał ćwierćfinał, ale z Irańczykiem, który dotarł później do finału. Dzięki temu Kułynycz mógł walczyć o brąz. Musiał wygrać dwie walki. W pierwszej zmierzył się z wyraźnie gorszym technicznie Kolumbijczykiem Carlosem Munozem. Wywiązał się z roli faworyta. Dobrze wybronił parter, do którego został skierowany za pasywność. W drugiej rundzie to samo spotkało Munoza. Kułynycz bardzo szybko to wykorzystał, złapał uchwyt przez bark, a Kolumbijczyk zaczął łapać za palce, co jest niezgodnie z przepisami. Otrzymał karę i dwa punkty trafiły do Polaka. Potem tylko mądrze się bronił i wynik 3:1 wystarczył do awansu.
W pojedynku o brąz zmierzył się z Żanem Bełeniukiem. To ciemnoskóry reprezentant Ukrainy, jego tata pochodzi z Rwandy, a mama jest Ukrainką. Ciekawe, że zapaśnik… zasiada w parlamencie i normalnie jest posłem do Rady Najwyższej. A poza tym w zapasach dwukrotnym mistrzem świata, trzykrotnym mistrzem Europy oraz trzykrotnym medalistą olimpijskim – złotym z Tokio, srebrnym z Rio oraz brązowym z Paryża – właśnie dzięki wygranej z Kułynyczem. Polski zawodnik miał piekielnie trudne zadanie. Ukrainiec świetnie w ostatniej chwili obronił parter, choć było bardzo blisko wyniesienia. Za to Polak już w parterze się nie obronił, bo Bełeniuk zrobił bardzo udany wózek, który polega na chwyceniu rywala i przeturlaniu go przez siebie. Tym razem Kułynycz przegrał 1:3. W walce polała się krew, Kułynycz musiał ją kończyć z bandażem na głowie. Jeszcze na końciu próbował coś zdziałać, lecz bezskutecznie.
To, co zrobiła Anhelina Łysak jest niepojęte. To tak jakby w piłce nożnej prowadzić 4:1 w 75. minucie i jeszcze przegrać. Na igrzyskach prawie nie ma słabych przeciwników, każdy to jakiś medalista, ale tu to Łysak była rozstawiona. Ukrainka, która od 2021 roku startuje pod szyldem Polski z łatwością prowadziła – notabene ze swoją rodaczką – Aliną Hruszyną-Akobija. Co ciekawe, obie stanęły na jednym stopniu podium i zdobyły brąz mistrzostw świata w 2022 roku. Łysak popisała się świetną, czterpunktową akcją, ale dała się “przewózkować”, więc arbiter ocenił akcję na 4:2. Później kapitalnie się uchyliła i rzuciła rywalkę na plecy – znów cztery punkty. Challenge ukraińskiego trenera nic nie dał, odebrał tylko jego zawodniczce punkt, zatem mieliśmy 9:5.
Na półtorej minuty przed końcem Łysak znów posłała rywalkę na plecy i prowadziła spokojnie 13:5. Co złego mogło się wydarzyć? Bojąc się o cztery punkty w jednej akcji dawała się wypychać poza matę, by Hruszyna-Akobija ciułała po punkciku. Na 45 sekund przed końcem było 13:7, ale wtedy Ukrainka uwierzyła, zdobywając cztery oczka. Zaczęła napór. Na 22 sekundy przed końcem wykonała rzut za dwa punkty, a na 12 sekund przed końcem wypchnęła naszą poza matę. Całkowicie odwróciła losy spotkania, bo teraz to ona prowadziła 14:13. Na koniec dołożyła jeszcze rzut za dwa i w fenomenalny sposób po ofensywnej walce wygrała. Za to Łysak ma czego żałować. Nie można w ten sposób oddawać wygranej walki. To jednak pokazało, że zapasy są tak dynamiczne, że półtorej minuty to w tym sporcie nic. Ukrainka potem przegrała swój ćwierćfinał i zamknęła Angelinie drogę do walki o brąz.
KOLARSTWO TOROWE
Mateusz Rudyk może być zadowolony ze swojego występu na igrzyskach w Paryżu. To nie koniec, bo wystartuje jeszcze w keirinie, ale w sprincie dotarł do ćwierćfinału, a musiał się sporo napocić w dwóch dodatkowych wyścigach. Wobec tego trafił na najlepszego w stawce Harrie Lavreysena – absolutnego dominatora, z którym prawie nie da się wygrać. Holender w różnych konkurencjach ma na koncie 13 złotych medali MŚ oraz 12 złotych medali ME i trzy złote medale IO. To legenda dyscypliny. W takim pojedynku jeździ się do dwóch wygranych. Rudyk nie miał szans. W pierwszym startował od zewnętrznej i nawet nie podjął walki, bo Lavreysen dobrze go kontrolował. W drugim, startując od wewnątrz, Rudyk próbował w końcówce odpierać atak, ale Holendrowi wyprzedzanie przychodzi z łatwością. Wygrał 2:0 i zepchnął Polaka do walki o miejsca 5-8. Tam Rudyk bardzo mocno ruszył, ale stracił siły i finiszował jako trzeci. To sprawiło, że zajął finalnie 7. pozycję w sprincie i to zdecydowanie dużo lepszy wynik niż w Tokio. Dlatego może być szczęśliwy.
Tym bardziej, że najadł się mnóstwo stresu po tym, gdy wygasła jego zgoda na zażywanie insuliny. Poza tym polscy kolarze i kolarki od lat walczą nie tylko ze swoimi ograniczeniami, ale i patologiami Polskiego Związku Kolarskiego, który jest pogrążony w długach i marzy o sprzedaży komukolwiek toru w Pruszkowie, ale nikt nie chce sypiącego się już obiektu za taką kwotę kupić. To śmieszne, że Rudyk był nadzieją na medal, a nie stać było związku na pensję dla niego, zgrupowania i udział w zawodach. Koszty pokrywali kibice, znajomi, trenerzy i zbiórki w Internecie. PZKol stracił sponsora w 2017 roku – CCC – gdy wybuchła afera dotycząca molestowania przez dyrektora Andrzeja P. Od tego momentu kolarstwo się sypie. Witold Bańka, będący ówcześnie ministrem sportu, powiedział swego czasu, że PZKol nie powierzyłby nawet składek na komitet rodzicielski. Takie to mają warunki kolarze.
SIEDMIOBÓJ
Adrianna Sułek-Schubert jest niesamowita. Pół roku temu urodziła synka po “cesarce” i tak naprawdę miało jej na tych igrzyskach olimpijskich wcale nie być. To wicemistrzyni Europy w siedmioboju i halowa wicemistrzyni świata w pięcioboju. Z MŚ w Budapeszcie wycofała się z powodu ciąży i miała z tego powodu długą przerwę od startów, ale się nie poddała. Minimum olimpijskie wypełniła dużo wcześniej, zatem się zawzięła i postanowiła przygotować możliwie jak najlepiej. Oczywiście wyniki są dalekie od jej najlepszych w karierze, ale na szacunek zasługuje fakt, że w ogóle podjęła się próby zrobienia formy w tak bardzo krótkim czasie. Przecież zawodnicy budują ją przez rok czy półtora.
Sułek-Schubert zadziwiła już w pierwszej konkurencji – 100 metrów przez płotki, gdzie wygrała swój wyścig i została sklasyfikowana na 6. pozycji. Później skoczyła 1,77 m wzwyż, co jest aż o 15 cm wynikiem niższym niż jej życiówka. Szkoda, bo w tej konkurencji potrafiła nadrabiać i dobrze się w niej czuje. W pchnięciu kulą też sporo zabrakło do życiówki, około pół metra. Czwartą rozegraną konkurencją było 200 metrów. W tych biegowych trudniej jest dojść do optymalnej formy, ale Sułek… wygrała swój wyścig, wyprzedzając między innymi Belgijkę Thiam – dwukrotną złotą medalistkę olimpijską. Polka zajmuje 8. miejsce. Do rozegrania zostały trzy konkurencje: skok w dal, rzut oszczepem i bieg na 800 metrów. Tylko w oszczepie jest słaba, w dwóch pozostałych mocna. Szacunek, pani Adrianno za ten start w Paryżu.
1500 METRÓW
Największy paradoks wydarzył się w biegu na 1500 metrów, w którym to dwie Polki walczyły o awans do finału, a przeszła dalej akurat ta, która pobiegła o trzy sekundy wolniej. Otóż Klaudia Kazimierska bardzo dobrze rozegrała swój bieg, a tempo nie było aż tak wysokie. Zajęła spokojne 5. miejsce z czasem 4:00.21. To mistrzyni Polski z tego roku z Bydgoszczy. Najpierw poprawiła najlepszy wynik życiowy w eliminacjach, a potem zrobiła to jeszcze raz w półfinale. I ma zamiar w finale! Ostatnie okrążenie atakowała z 8. miejsca, wyprzedziła jedną, a na ostatnim łuku dwie rywalki i w bardzo spokojny sposób awansowała. Faith Kipyegon z Kenii wygrała ten półfinał z czasem 3:58.64, a paradoks polega na tym, że z takim wynikiem w drugim półfinale zajęłaby… 11. miejsce. To wręcz niewyobrażalne.
Weronika Lizakowska zrobiła coś niesamowitego. Jak na polskie warunki, osiągnęła wynik kosmiczny. Dwie Etiopki narzuciły tak mordercze tempo, że mnóstwo zawodniczek z tyłu biło albo swoje życiówki, albo nawet i rekordy kraju. Lizakowska pobiła 24-letni rekord Polski Lidii Chojeckiej i to poprawiła go aż o 1,91 sekundy. Do Paryża przyjechała z życiówką 4:03.15, a wyjedzie z 3:57.31. To wynik poprawiony o 5,84 sekundy. To jest jakaś abstrakcja, że ona z nim nie przeszła dalej, tylko zajęła 7. miejsce. Pierwszy półfinał z takim czasem by wygrała! Etiopki Diribe Welteji oraz Gudaf Tsegay potężnie wyciągnęły do przodu przeciwniczki swoim morderczym tempem. Dość powiedzieć, że oprócz Lizakowskiej rekordy kraju pobiły też: Hiszpanka Marta Perez, Francuzka Agathe Guillemot, Włoszka Sintayehu Vissa, a Revée Walcott-Nolan oraz Salomé Afonso ustanowiły rekordy życiowe. To był kosmiczny półfinał.
800 METRÓW
Mateusz Borkowski z czasem 1:45.27 zakończył swój bieg repasażowy na 6. miejscu. Z automatu przechodził tylko zwycięzca plus dwóch z czasami, ale z aż czterech biegów. Okazało się, że bieg Polaka był najszybszy ze wszystkich i przeszło stamtąd aż trzech zawodników. Borkowski nie awansował do półfinału. Warto jednak wyróżnić Polaka, bo to jego najlepszy wynik sezonu. Do awansu brakło 0,7 sekundy. W repasażu numer jeden byłby… zwycięzcą, ale tak to już jest, że bieg biegowi nierówny.
ŻEGLARSTWO
Co to w ogóle za konkurencja kite? Ano debiutująca na igrzyskach, bardzo szybka, bo zawodnicy i zawodniczki osiągają prędkość 70 km/h. Rolę żagla przejmuje tu latawiec foil, a stoi się na desce z hydropłatem. To taki trochę snowboard, ale… na wodzie. Wiatr nie był łaskawy na tych igrzyskach, bo Julia Damasiewicz powinna wystartować w 15 wyścigach, a rozegrano zaledwie sześć i po tylu przystąpiono do półfinałów. Polka przeszła dalej z 9. miejscem.
Półfinały mają nietypowe zasady, bowiem dalej awansowało TOP 2 rundy zasadniczej, a te z lokat 3-10 zostały podzielone na dwie czwórki: 3, 6, 7 i 10 oraz 4, 5, 8 i 9. I uwaga – 3. miejsce oraz 4. otrzymywały po dwie wygrane na start, a 5. oraz 6. po jednej wygranej, za to miejsca 7-10 po zero. Zasady polegały na tym, że trzeba wygrać trzy wyścigi, zatem maksymalnie mogło być ich sześć. W obu półfinałach jednak wygrały te zawodniczki, które miały z marszu po dwie wygrane, zatem błyskawicznie się to skończyło. Damasiewicz obrała inną trasę niż trzy rywalki i przez pół wyścigu prowadziła, jednak na koniec to Annelous Lammerts cieszyła się z awansu. Polka z racji 9. miejsca w eliminacjach musiałaby wygrać trzy takie wyścigi.
Pozostałe wyniki Polaków:
– Rozegrano pierwszą konkurencję pięcioboju nowoczesnego – szermierkę – Łukasz Gutkowski zajmuje wysoką 8. pozycję, a Kamil Kasperczak wysoką 9. pozycję. Startuje 36 uczestników. Paniom poszło dużo, dużo gorzej. Anna Maliszewska jest na 20. miejscu, a Natalia Dominiak na 32. miejscu. Tu również jest 36 uczestniczek.
– Klaudia Kardasz zakończyła eliminacje pchnięcia kulą na 19. miejscu. Nie awansowała do finału i była bardzo wściekła, mówiąc: – Mieć taką szansę i jej nie wykorzystać przez własną głupotę, to się trzeba nazywać Klaudia Kardasz. Nie wiem, co się dzisiaj stało. Wynik jest żenujący. 17,45 m to wynik Polki, a potrafiła przecież w Bydgoszczy miesiąc temu pchnąć 18,52. To dałoby spokojny awans, bo eliminacje stały na bardzo słabym poziomie.
– Polska sztafeta 4x100m: Magdalena Niemczyk, Kryscina Cimanouska, Magdalena Stefanowicz, Ewa Swoboda – z czasem 42.86 zajęła 6. miejsce w swoim biegu eliminacyjnym i nie awansowała do finału. Swoboda jednak mówiła o tym, że bardzo ją wytrąciła z równowagi Iworyjka, która nawet… złamała Polce paznokieć. Iworyjska sztafeta została za to zdyskwalifikowana. 42.64 to czas Holandii, który dał awans. Trzeba było zatem pobiec na rekord Polski (42.61).
– Alan Banaszek startował w takim wieloboju kolarskim, który składa się z czterech konkurencji. By on 19. w scratchu, a następnie 17. w wyścigu tempowym, 9. w wyścigu eliminacyjnym i 11. w wyścigu punktowym. Łącznie dało mu to 18. pozycję w konkurencji zwanej omnium. Startowało tylko 22 zawodników, zatem wyprzedził niewielu, a mówił nawet o walce medalowej. Już po pierwszej konkurencji się z niej wypisał.