Na podium we wspinaczce szybkościowej stanęły dwie Polki – Aleksandra Mirosław oraz Aleksandra Kałucka, siatkarze po dwóch kontuzjach i morderczym boju z Amerykanami awansowali do finału, a Julia Szeremeta znów zatańczyła w ringu i zawalczy o złoto. To był najpiękniejszy polski dzień na igrzyskach i raczej taki nie do przebicia.
Na igrzyskach w Tokio mieliśmy dwie takie sytuacje, że podium okupuje aż dwóch zawodników bądź dwie zawodniczki z naszego kraju. Obie w rzucie młotem – złoty Wojciech Nowicki i brązowy Paweł Fajdek oraz złota Anita Włodarczyk i brązowa Malwina Kopron. Paryż też ma swoją historię z dwiema Polkami na jednym podium. Ola Mirosław i Ola Kałucka sprawiły nam radość w konkurencji wspinaczki na czas. To niezwykle efektowna konkurencja, bo zawodniczki bądź zawodnicy mierzą się 1 vs 1. Najpierw walka o rozstawienie, a później już przegrany odpada. Żeby sięgnąć po złoto, trzeba było wygrać cztery takie bezpośrednie pojedynki.
Kto się trochę interesuje tą dyscypliną, ten wiedział, że Polki są w niej mocne, a Mirosław to rekordzistka świata i murowana kanydatka do tytułu. Z tym, że… to nietypowy sport. Wystarczy źle postawiona noga, nieuważny chwyt, chwila dekoncentracji i wypadasz z gry. Obie Polki spisały się doskonale. Najwięcej nerwów najadła się Kałucka w ćwierćfinale, w którym szła łeb w łeb z Chinką Zhou Yafei. W półfinale doszło do polsko-polskiego pojedynku i już wiedzieliśmy, że jedną z naszych będziemy mieć w walce o złoto, a drugą w walce o brąz. I obie swoje wyścigi wygrały! Ten finałowy był po prostu fantastyczny. Deng Lijuan ustanowiła życiówkę na 6.18, ale to i tak było za mało na kapitalnie dysponowaną Olę Mirosław i pierwsze polskie złoto stało się faktem!
Polska vs USA to mecz, który przejdzie do historii polskiej siatkówki ze względu na wagę i całą dramaturgię. Huber musiał zastąpić kontuzjowanego w ćwierćfinale Bieńka. W trzecim secie Polacy zostali rozbici do 14. Paweł Zatorski zderzył się z Marcinem Januszem i potrzebował długiej przerwy. Wszedł na boisko, ale grał… dziwnie. Wyraźnie go bolało, odbierał w dziwnych pozycjach, trzymał się za bark. Rozgrywający też odczuwał skutki tego starcia. W efekcie tego od stanu 9:14 nasi wyglądali momentami jakby pierwszy raz grali w siatkówkę. Wygrali pięć piłek, a rywale dziesięć. Łomacz musiał później wejść za Janusza, a Zatorski grał z bólem. Nie wróżyło to dobrze. W czwartym secie Polska przegrywała 8:11 czy w końcówce po asie Holta 18:20. Nie wiadomo jakim cudem podniosła się z tych tarapatów. Może Amerykanie poczuli się zbyt pewnie? W końcu w trzecim secie urządzili sobie rzeźnię. W każdym razie Tomasz Fornal kończył arcyważne piłki, a Wilfredo Leon przy 23:22 dla nas posłał asa! W tie-breaku Amerykanie obronili jeszcze trzy meczbole. To był thriller. Zakończył go Leon obiciem bloku, choć wcześniej dwóch akcji nie wykorzystał. CO TO BYŁ ZA POJEDYNEK. JESTEŚMY W FINALE.
Bohaterką wieczoru została też Julia Szeremeta. Dopiero przecież zaczyna swoją przygodę, dlatego nikt na nią nie stawiał. Wierzyła głównie ona sama. O jej rozstawieniu najlepiej świadczy fakt, że musiała się boksować w 1/16 finału w rundzie wstępnej. Później zmiażdżyła dwie kolejne rywalki, że nawet ślepi sędziowie przyznaliby po 5:0. Tym razem było inaczej. W pierwszej rundzie Petecio unikała walki i praktycznie nie zadała żadnych ciosów, a mimo to na kartach punktowych arbitrzy wskazali 5:0 dla niej. W drugiej partii walka stała się brzydka, było dużo klinczów, wzajemnego łapania się, upomnień od sędziego i mało ciosów. Przy czym Filipinka trafiła solidnie ze dwa razy. Kiedy już w większośći spodziewaliśmy się, że to może być koniec, to na kartach pojawił się wynik 4:1 dla Polki. Kluczowa była ostatnia runda, w której zawodniczki mocno się otłukiwały. Przesądziła akcja, gdzie Polka trafiła Filipinkę czterokrotnie, a w ostatnich sekundach jeszcze zaznaczyła dominację. Akurat ta runda była najpewniejsza i tak też została oceniona – na 5:0 dla Polki, a to sprawiło, że zwyciężyła stosunkiem 4:1.
20-latka bawi się dyscypliną i nie odczuwa presji. Walczy w swoim stylu, jest pewna siebie i po prostu chce pokonać kolejną rywalkę. Nie obchodzi ją kto staje naprzeciwko, a tym razem akurat była to Filipinka Nesthy Petecio, czyli srebrna medalistka z igrzysk w Tokio i mistrzyni świata z 2019 roku w tej wadze. Walka odbyła się w nietypowym miejscu, bo na kortach Rolanda Garrosa. Szeremeta osiągnęła pierwszy bokserski finał dla Polski od… 44 lat, a wcześniej pierwszy medal od 32 lat i występu Wojciecha Bartnika. Ciekawe, że zmierzy się z Tajką Lin Yu-ting rozstawioną z jedynką. To zawodniczka, wokół której jest ogrom kontrowersji, bo to jedna z dwóch, obok Algierki Imane Khelif, która została rok temu zdyskwalifikowana za niespełnienie kryteriów kwalifikacyjnych. Prezes IBA – Rosjanin Imar Kremlow, kumpel Putina poinformował, że zawodniczki posiadają chromosomy XY. Nie podał jednak żadnych dowodów. Poszło to w świat i dziś zatacza koło w jakichś internetowych łańcuszkach. Przeciwko występom tej dwójki protestują otwarcie nawet niektóre zawodniczki.
Natalia Kaczmarek miała trudny bieg, ale go wygrała, wyprzedzając Amber Anning o zaledwie 0.02. Wykręciła trzeci czas półfinałów – między innymi za mistrzynią świata Marileidy Paulino, z którą przegrała wyraźnie złoto rok temu w Budapeszcie. W tym roku jednak Dominikanka tak szybko nie biega. Poza tym to sensacja, że odpadła Nickisha Price, autorka dwóch z trzech najlepszych rezultatów w tym sezonie. Szanse Polki na medal zdecydowanie rosną. Jest nawet nadzieja na ten najcenniejszy. W końcu nie biegnie ani Femke Bol, ani Sydney McLauglin, bo skupiły się na sztafetach i na biegu 400 metrów przez płotki, aby nie tracić sił na dodatkową konkurencję, a to byłyby bardzo groźne rywalki. W dobrej formie jest też biegaczka z Bahrajnu – Salwa Eid Naser, która ustanowiła życiówkę i do finału weszła z najlepszym czasem.
Ogromnego pecha miała Marlena Karwacka. Tysięczna część sekundy to jakaś nie do wyobrażenia część czasu, a ona przegrała awans jeszcze mniejszą różnicą, niemal niewykrywalną… Razem z Urszulą Łoś startowały w keirinie. To konkurencja kolarska, w której kilka osób jedzie za specjalnym motorkiem nadającym coraz szybsze tempo i rozpędzającym je – mniej więcej do 50 km/h. Keirin w Japonii i Korei Południowej jest jak u nas wyścigi koni – popularną grą hazardową, którą chętnie obstawiają widzowie. Zawodnicy mogą zarobić wielkie pieniądze. Od 2000 to dyscyplina olimpijska. Trzeba zająć dobre miejsce w przepychance, bo akcja zaczyna się, gdy zjeżdża motor. Dalej przechodziły po dwie zawodniczki. Karwacka trzymała się z tyłu i w ostatniej chwili wykorzystała wolny korytarz. Ona i Chinka Yufang Guo miały identyczny czas – 11,054 s. Zdecydowała mniej niż jedna tysięczna… Urszula Łoś w swoim wyścigu była na 5. miejscu i przegrała wyraźnie. Obie Polki odpadły potem po repasażach. Łoś dojechała jako ostatnia z sekundą straty, a Karwackiej zabrakło prawie 0,2 s.
Mateusz Rudyk to brązowy medalista mistrzostw świata z 2019 roku i srebrny medalista mistrzostw Europy z 2023 i 2024 roku w sprincie indywidualnym. Dwukrotnie w karierze wygrał także całą klasyfikację Pucharu Świata w sprincie. Przed turniejem olimpijskim miał ogromne kłopoty. Został zawieszony przez Międzynarodową Unię Kolarską (UCI) z powodu wykrycia u niego insuliny, którą przyjmuje jako cukrzyk. Substancja znajduje się na liście środków zabronionych, jednak można ją stosować po przedstawieniu odpowiednich dokumentów. Pozwolenie Rudyka nie zostało dostarczone na czas i został zawieszony. Finalnie jednak dopuszczono go do startu. Rudyk zaczął od eliminacji, w których zajął 11. pozycję, więc zmierzył się z 14. Samem Dakinem z Australii i go pokonał. W 1/16 i 1/8 przegrał pojedynki i w obu przypadkach musiał jechać po dodatkowym wyścigu repasażowym. W tym drugim nawet z dwoma zawodnikami. Wykorzystał, że Mikhail Iakovlev rozpędzał wyścig. Polak poszedł od zewnętrznej, zaatakował, napędził się w wirażu i wyprzedził Izraelczyka. Jest w ćwierćfinale, czyli w gronie TOP 8.
A-propos kolarstwa, to apel wygłosił komentator “Eurosportu”. Co prawda nie odbił się on tak szerokim echem i nie stał takim viralem jak apel byłego szermierza Jakuba Zborowskiego. Krzysztof Maksel, który startował w Rio, poruszył kwestię nieudolnego związku i zaznaczył, że tylko dzięki determinacji kolarzy i kolarek oraz ich trenerów osiągają oni takie sukcesy i w ogóle tu są, ponieważ związek nie pomaga. Jaroński to wszystko rozpoczął, mówiąc ironicznie: – Nawiązując do kolegi, który komentuje szermierkę, nie będę wchodził w szczegóły, ale zagadkowo powiem, że najważniejsze, że prezes się zakwalifikował. PzKol to lata zaniedbań i długi wynoszące kilkadziesiąt milionów złotych. Najbardziej żałosne są “lojalki”, które pracownicy związku podpisują na… 20 lat, by nie mogli mówić o sprawach związku. To jeden ze związków, w którym co rusz wychodzą afery i problemy. Np. w maju Polska nie uregulowała opłaty 50 tys. euro za mistrzostwa Europy, które odbyły się w styczniu, a do rozliczenia została wpisana Fundacja Wspierania Polskiego Kolarstwa. Głośno było też o pieniądzach dla poznańskiej kancelarii rachunkowej, której nie chciała wyjaśnić ani sama kancelaria, ani długo prezes Makowski. Sprawozdań finansowych nie ma tam od 2017 roku. Chaos to za mało. PZKol to burdel na kółkach przez lata zaniedbań i trudno to odkręcić.
Zapaśnik Arkadiusz Kułynycz sprawił sensację w 1/8 finału i pokonał mistrza świata z 2023 roku – Aliego Cengiza. Żeby uświadomić jaka to gigantyczna sprawa, to Turek jest liderem list światowych, mistrzem świata i brązowym medalistą, dwukrotnym z rzędu srebrnym medalistą mistrzostw Europy z 2024 i 2023 roku. Polak to też nie byle kto, bo brązowy medalista mistrzostw świata z 2021 i brązowy medalista igrzysk europejskich z 2019. To jednak żadne sukcesy w porónaniu do Turka. Kułynycz zrobił doskonałą akcję za cztery punkty w drugiej rundzie i dzięki temu wygrał 5:3. Dodajmy, że taka akcja to sprowadzenie rywala do pozycji zagrożonej z pozycji stojącej, jest więc ona dużo trudniejsza. Szkoda, że nie poszedł za ciosem i odpadł w ćwierćfinale. Na szczęście jednak Irańczyk Alireza Mohmadi awansował do finału, co otworzyło Polakowi drogę do brązu w repasażach. Musi wygrać dwie walki. Kułynycz walczy w stylu klasycznym, a to oznacza, że dozwolone są chwyty tylko od pasa w górę. Nie można łapać za nogi, podhaczać, wykonywać chwytów i akcji z udziałem nóg. Pracują tylko ręce. Walczy się więc głównie w stójce i na klęczka. W stylu wolnym jest inaczej, ponieważ walka toczy się w całej płaszczyźnie, czyli można tam łapać za nogi i wywracać.
Pozostałe występy Polaków:
– Aleksandra Płocińska odpadła w repasażach biegu na 1500 m. Były dwa takie biegi i trzeba było zająć miejsce w TOP 3 w swoim. Płocińska dobiegła na 9. pozycji i straciła niemal 2,5 sekundy do pozycji gwarantującej awans. Pierwszy bieg był dużo szybszy – aż o 4-5 sekund. Gdyby Płocińska osiągnęła czas podobny do tego w Bydgoszczy, to miałaby awans z palcem w nosie. To nie był dobry występ. Sześć sekund gorzej od swojego season best…
– Wiktor Głazunow zwyciężył w biegu eliminacyjnym w kajakarskiej konkurencji C1 1000 m (kanadyjki) i awansował bezpośrednio do półfinału. Szans na medal raczej nie ma, a bardziej na miejsca 5-6, ale jego celem powinien być finał, do którego awansuje ośmiu kajakarzy.
– Dominika Putto zajęła trzecie miejsce w przedbiegu w kajakarskiej konkurencji K1 na 500 m i musiała wystąpić w ćwierćfinale/repasażu, który z kolei spokojnie wygrała, mając aż pół sekundy przewagi nad drugą Holenderką Ruth Vorsselman, zatem też jest w półfinale.
– Olga Chojecka i Maher Ben Hlima zajęli 16. miejsce w chodziarskiej sztafecie mieszanej. Startowało w sumie 25 duetów. Jest to coś, co zastąpiło męski chód na 50 km. To konkurencja, w której wydarzyła się “afera Tomali”.
– Było pięć biegów eliminacyjnych na 100 metrów przez płotki pań. Pia Skrzyszowska pobiegła 12.82 s, co jest średnim wynikiem, bo w 2024 biegała już 12.37 czy 12.42, 12.53, 12.57. Czas eliminacyjny jest więc jak na nią słabiutki. Na szczęście uniknęła dodatkowego biegu. Weszła dalej, bo w swoim starcie była trzecia, a przechodziły właśnie po trzy plus trzy z najwyższym czasem spoza wszystkich TOP 3.
– Było aż sześć biegów eliminacyjnych na 800 metrów mężczyzn. Mateusz Borkowski w swoim zajął odległe 7. miejsce i powalczy w repasażach. Najlepszy wynik z 2024 roku dałby mu łatwy awans, a nawet zwycięstwo w swoim biegu. Z drugiej jednak strony… miał drugi najgorszy czas tego sezonu spośród całej dziewiątki. Można było się jednak takiego wyniku spodziewać, ponieważ nie ma formy i biega dużo wolniej niż rok temu – nawet o ponad sekundę.
– Znów odwołano żeglarskie regaty, a to oznacza 9. miejsce i ćwierćfinał Julii Damasiewicz, natomiast pożegnanie z konkurencją dla Maksa Żakowskiego.