Siatkarki zostały rozbite przez Amerykanki w ćwierćfinale, Anicie Włodarczyk zabrakło ledwie czterech centymetrów do brązu, choć nikt na nią nie stawiał, a kajakarki i kajakarze pewnie zameldowali się w półfinale – i to wszystkich pięć osad.
SIATKÓWKA
Polskie siatkarki zdeklasowane przez Amerykanki w ćwierćfinale. Pierwszy i drugi set to starcie gołej dupy z batem i ciągle podbijana bądź blokowana Magdalena Stysiak. Fatalnie weszła w mecz – od autu po ataku, potem dała się złapać blokiem i dopiero trzeci z rzędu atak jej wyszedł, ale następnie znów została w jednej akcji najpierw podbita, a potem wyrzuciła piłkę w aut. Źle grała w tym meczu, o czym świadczy 6/22 skończonych ataków (27%). Najgorsze, że polskie przyjęcie było naprawdę dobre, lecz nie przekładało się to kompletnie na atak. W pierwszym secie Amerykanki miały nawet siedem oczek przewagi, w końcowce zerwały się Polki po dwóch blokach, ale to było za mało. Drugi set to ośmieszenie… Porażka do 14 komentuje się sama. Amerykanki rozpoczęły od 5:0 i wygrywały 20:9 po pięciu punktach z rzędu.
Różnicą był atak. Skinner, Drews czy środkowe otrzymywały piłkę i sporo tych akcji kończyły, a u nas Czyrniańska – uwaga, hit – miała tylko jeden skończony atak na 13, a Natalia Mędrzyk jeden na 10. No to jak one miały odciążyć kogoś, skoro nie potrafiły nawet czasami zdobyć w ten sposób punktu? Grę odmieniła trochę Malwina Smarzek, która w trzecim secie kończyła nasze ataki i kilka piłek podbiła w obronie. To była potrzebna świeżość. Polki rozpoczęły od 5:0, a potem miały też wynik 10:4, ale Amerykanki to wyrównały na 14:14. Do 18:18 trwała wyrównana walka, aż na zagrywkę weszła Plummer i dobiła Polki w końcówce, bo zrobiło się 23:18. Nasze zawodniczki przegrały 0:3 w setach w słabiutkim stylu. Atak kompletnie nie dojechał do przyjęcia.
ZAPASY
Dużego pecha miała zapaśniczka Wiktoria Chołuj. Wykonała ona piękną akcję być może nawet aż za cztery punkty, ale problem w tym, że… chwilę wcześniej została wypchnięta poza matę. Zatem wykonała świetny rzut poza strefą punktową. Żeby tego było mało, to w jednej akcji straciła dwa oczka – pierwszy za wyjście poza matę, a drugi za wzięcie challenge’u. W zapasach mamy takie zasady, że jeśli poprosi się o wideoweryfikację i okaże się ona nietrafiona, to rywalce dodawany jest punkt. Ma to wykluczyć żądanie powtórek z byle powodu. W tym momencie, kiedy spodziewaliśmy się wyniku 5:2 dla Polki, zrobiło się 4:1 dla Turczynki Buse Cavusoglu Tosun. To multimedalistka – aktualna mistrzyni świata z Belgradu 2023, dwukrotna brązowa medalistka MŚ oraz mistrzyni Europy z tego roku z Bukaresztu.
Zapasy na igrzyskach są o tyle nietypowe, że trzeba często regulować wagę – zmniejszać, zwiększać. Tosun miała pecha, bo jest królową do 68 kg, ale Amit Elor to królowa i dwukrotna mistrzyni świata wagi do 72 kg. Na igrzyskach takiej kategorii nie ma – jest 68 oraz 76. Amerykance lepiej było zejść do niższej, a jako że to nie jej waga, to nie była rozstawiona i zmierzyła się w pierwszej rundzie właśnie z Tosun. Elor weszła do finału, a to umożliwiło walkę o medal zawodniczkom, które pokonała w 1/8 finału oraz 1/4 finału. Były to Chołuj oraz Tosun. Turczynka wygrała kolejną też walkę repasażową i w tej alternatywnej drodze sięgnęła po brąz. Cóż, szkoda, ale należy docenić walkę Wiktorii Chołuj, bo nie miała łatwej rywalki, a przegrała trochę pechowo. Do tego walczyła do samego końca. Zdołała jeszcze dwukrotnie wypchnąć rywalkę poza matę i uciułać w ten sposób dwa punkciki. Niestety jednak przegrała 3:4.
3000 M Z PRZESZKODAMI
Alicja Konieczek może być z siebie bardzo zadowolona po tych igrzyskach. Zawsze tak jest, jeśli ktoś bije rekord życiowy, a tu pobiła także 18-letni rekord Polski. Od 2006 roku należał on do Wioletty Frankiewicz, która uzyskała 9:17.15. Konieczek dobiegła w finale na 13. miejscu z czasem 9:21.31. Biegło 15 zawodniczek, wyprzedziła zatem dwie rywalki. Już sam jej udział na tym etapie to był olbrzymi sukces. Weszła tam z drugim najgorszym czasem eliminacji (9:16.51). To jednak porównanie do najlepszych. W skali Polski to najlepszy czas od niemal dwóch dekad. Nawet kolejne pobicie rekordu o trzy sekundy nie pozwoliłby jej jednak na awans w finale chociażby o jedno oczko. Cztery pierwsze zawodniczki zeszły poniżej dziewięciu minut. Winfred Yavi z Bahrajnu ustanowiła olimpijski rekord czasem 8:52.76.
RZUT MŁOTEM
Po Anicie Włodarczyk już nikt się wielkich rzeczy nie spodziewał. Zwłaszcza, że przyjechała do Paryża z najlepszym wynikiem sezonu 72,92 metra z Rzymu. Wiele zawodniczek miało lepszy season best: Brooke Andersen blisko 80 metrów bez ośmiu centymetrów, Camryn Rogers 77,76 metrów z Eugene, DeAnna Price 77,16, Zalina Marghieva 75,95, Jie Zhao 75,42. Można tak wymienić jeszcze kilka mniej uznanych nazwisk. Dany kraj może wystawić tylko trzy zawodniczki, dlatego kilka Amerykanek lepszych od Anity nie mogło wystartować. Największą sensacją było to, że Brooke Andersen spaliła trzy próby podczas amerykańskich kwalifikacji olimpijskich. Liderka list światowych nawet nie dostała się do Paryża! Twarde reguły gry w kraju, który ma wiele uznanych młociarek. Anita rzuciła zaledwie 71,06 m w kwalifikacjach, co było spodziewanym nawiązaniem do średniej formy. Przeszła dalej z ostatnim wynikiem.
A w finale? Wszystkich zadziwiła. Przecież trzykrotna mistrzyni olimpijska już niczego nie musiała, a sensacyjnie zakręciła się w okolicach medalu. Nie rzucała – jak w kwalifikacjach – koło 70-71 metrów, ale około 73 metrów i to regularnie aż w czterech rzutach. Poprawiła najlepszy wynik sezonu o 1,34 m i wykorzystała to, że konkurs nie stał na bardzo wysokim poziomie. DeAnna Price totalnie się spaliła i 71 metrów nie dało jej nawet awansu do TOP 8. Odpadła po trzech rzutach. Mająca lepszy wynik w 2024 roku od Anity Włoszka Sara Fantini również. W piątej próbie Włodarczyk zmierzono 74,23 m. Była to zaledwie o cztery centymetry bliższa odległość niż znajdującej się na trzeciej lokacie Chinki Jie Zhao. Przesunęła się na 4. miejsce, ale do brązu zabrakło niewiele… ostatni rzut był już najgorszy, bez pary. Z sześciu, które oddała aż cztery były najlepszymi w tym roku – 73,17, 73,13, 73,61 i 74,23. To był naprawdę występ godny mistrzyni, patrząc na to z jakim przyjechała wynikiem i że ma już 39 lat na karku.
KAJAKARSTWO
To dyscyplina, która na każdych igrzyskach przynosi nam sporo radości. Startowało pięć osad i wszystkim udało się awansować do swoich półfinałów. Najbardziej liczymy na panie w K-2 oraz K-4. W tej pierwszej startują dwie polskie pary – Martyna Klatt/Helena Wiśniewska oraz Karolina Naja/Anna Puławska. Jest tu potencjał na walkę nawet o dwa krążki. Wyścig Karoliny i Anny był najszybszy. Niemki Paulina Paszek i Jule Hake narzuciły wysokie tempo i zeszły nawet poniżej wyniku 1:40.00. Polki utrzymały to tempo i także złamały tę granicę. Faworytką jest legendarna Lisa Carrington – 15-krotna mistrzyni świata w różnych kategoriach oraz czterokrotna złota medalistka igrzysk. Płynie w parze z 11 lat młodszą Alicią Hoskin.
Klatt i Wiśniewska to srebrne medalistki mistrzostw świata z Duisburga z 2023 roku. Tam jednak Carrington nie startowała. Mistrzynie świata z Danii, które pokonały wtedy Klatt i Wiśniewską tu w Paryżu popłynęły fatalnie i przegrały nawet w repasażach, choć odpadały ledwie cztery osady na 16. Eliminacje polegały na tym, że mieliśmy cztery wyścigi i z każdego przechodziły po dwie pary. Klatt i Wiśniewska wygrały minimalnie o 0.02 s, ale nad trzecimi Kanadyjkami było aż 3,5 sekundy przewagi. Naja i Puławska miały bardzo szybki wyścig. Aż trzy osady zeszły w nim poniżej 1:40.00 i udało się wyprzedzić Węgierki Pupp i Fojt o 0.26 s. Obie nasze ekipy przeszły dalej, ale co ważniejsze – nie musiały męczyć się w dodatkowym repasażu.
Jakub Stepun i Przemysław Korsak zaliczyli udany debiut. Także wywalczyli bezpośrednią kwalifikację na tym samym dystansie K-2, ale u panów. Na półmetku Polacy byli na czwartej pozycji i wtedy wydawało się, że czeka ich repasaż. Przesunęli się tak bardzo do przodu, że aż… wygrali wyścig! Fotofinisz rozstrzygnął 0.01 s różnicy pomiędzy Polską a Hiszpanią. Karolina Naja, Anna Puławska, Adrianna Kąkol i Dominika Putto to z kolei czwórka – K-4, która płynie na 500 metrów. Trzy lata temu w składzie obok Nai i Puławskiej były Justyna Iskrzycka oraz Helena Wiśniewska. Teraz są to inne zawodniczki. Wynik Polek może delikatnie martwić, ponieważ był najgorszym spośród zakwalifikowanej szóstki. Aż osiem osad zmierzy się w finale, a realną szansę na medal ma pewnie sześć. Może być trudno, choć trzy lata temu udało się wyprzedzić Nowozelandki, Niemki i Chinki. Konkurencja jest mocna.
Jedyną polską osadą, która miała dodatkowy wyścig była para w C-2, czyli w kanadyjkach. Sylwii Szczerbińskiej oraz Dorocie Borowskiej bardzo dużo zabrakło do bezpośredniego awansu. Chyba widząc odpływające daleko Ukrainki odpuściły już w trakcie i zanotowały stratę aż ponad 3,5 sekundy. Wywalczyły potem awans w repasażu, ale… łatwo nie było. Akurat trafił się solidny wyścig. Ten drugi był dużo gorszy, bo wynik powyżej dwóch minut dał awans Chile i Francji, a u Polek 1.56.56 nie dało awansu Niemkom. Borowska miała tu w ogóle nie wystąpić. Dopiero dwa dni temu została oczyszczona z zarzutów o stosowanie dopingu. Uniewinnił ją Trybunał Arbitrażowy w Lozannie. W połowie lipca pojawiło się info, że w próbce Borowskiej z czerwca wykryto niedozwolony środek – klostebol. Przez trzy tygodnie się denerwowała i walczyła o odwieszenie. Udało się zaledwie dwa dni przed startem w eliminacjach. Większe szanse – nawet medalowe – będzie miała jednak pojedynczo, gdzie jest mistrzynią Europy.
RZUT OSZCZEPEM
W rzucie oszczepem Marcin Krukowski z odległością 82,34 m zajął 14. miejsce w eliminacjach, a Cyprian Mrzygłód rzucił 78,50 i on z kolei zajął 23. miejsce, Dawid Wegner miał 76,89 m, co dało 26. miejsce. Żaden z Polaków nie dostał się do finału. Awans dawało 82,91. Nikt z Polaków tyle nie rzucał w tym sezonie, ale Mrzygłód i Wegner potrafili ponad 80 metrów, zatem ich wyniki to rozczarowanie. Krukowski rzucił za to naprawdę nieźle i taki wynik zagwarantowałby mu awans w Londynie czy w Rio, ale w Tokio już nie. Poziom rzutu oszczepem bardzo się podniósł. 19-latek Max Dehning potrafił przekroczyć magiczną granicę 90 metrów w Halle, ale tu spisał się fatalnie. Nie był w stanie wygrać z kontuzją i nie zakwalifikował się do finału z odległością 79,24 metra. Krukowski miał trochę pecha, że eliminacje stały na wysokim poziomie.
BIEG NA 110 PRZEZ PŁOTKI
Krzysztof Kiljan, Damian Czykier oraz Jakub Szymański poodpadali w swoich biegach repasażowych i żaden z nich nie awansował do półfinału 110 metrów przez płotki. Wcześniej Polacy pobiegli równie beznadziejnie w eliminacjach – Czykier i Kiljan byli ostatni w swoich biegach, a Szymański przedostatni. W repasażach też zabrakło bardzo dużo. Szymański potrafił biegać w tym roku 13.25 (z dobrym wiatrem), a tu miał 13.75 i 13.63. Czykier walczył z kontuzją i nie mógł normalnie biec, co było widoczne zwłaszcza w eliminacjach, gdzie stracił aż ponad 0,3 do Kanadyjczyka, który dobiegł na 7. pozycji.
400 METRÓW
Justyna Święty-Ersetic z czasem 50.89 zajęła drugie miejsce w swoim biegu repasażowym i nie awansowała do półfinału. Warto jednak wyróżnić Polkę za dobre przygotowanie, bo osiągnęła najlepszy wynik w sezonie – najpierw w eliminacjach, a potem w repasażu. Niestety dalej przechodziły tylko zwyciężczynie plus dwa najlepsze czasy, a te akurat padły w innym, szybszym biegu. Polka nie miała szans z Ellą Onojuvwevwo, która zdecydowanie ją wyprzedziła. Święty-Ersetic skrytykowała pomysł z repasażami, ponieważ uważa, że to głupota, bo można eliminacje “przetruchtać”, a potem powalczyć ze słabszymi rywalkami w dodatkowym biegu. Justynie do awansu brakło 0.07 s. Była pierwszą oczekującą z czasem, która nie przeszła dalej.
Pozostałe wyniki Polaków:
– cały czas trwają regaty; 6 lipca odbył się tzw. kite, w którym u kobiet startuje Julia Damasiewicz, a u mężczyzn Maksymilian Żakowski. Polka jest na 9. miejscu, które daje ćwierćfinał, a Polak musi się trochę poprawić, bo zajmuje 16. miejsce i ta perspektywa się oddala. Przechodzi TOP 10.
– Nikola Horowska uzyskała 6,31 w skoku w dal, zakończyła eliminacje na 27. miejscu i nie awansowała do finału. Zabrakło bardzo dużo do awansu. Wchodziło TOP 12.
– dobrze spisały się panie na 1500 metrów – Aleksandra Płocińska z czasem 4:10.12 zajęła 14. miejsce i czeka ją dodatkowy bieg. Lepiej poszło Weronice Lizakowskiej, która miała 5. pozycję w swoim biegu i co najważniejsze – pobiła życiówkę (4:01.54) I to aż o półtorej sekundy! Klaudia Kazimierska z czasem 4:03.49 zajęła 4. miejsce w swoim biegu eliminacyjnym i także przeszła dalej. Jej bieg był akurat zdecydowanie najwolniejszy. Wystarczyło być w TOP 6, by przejść dalej. Udało się dwóm Polkom.