To koniec czwartków z Premier League. Kilka dni temu Michael van Gerwen stał się samodzielnym rekordzistą. Po raz siódmy w karierze zwyciężył w tym turnieju i zepchnął na drugą pozycję legendarnego Phila Taylora. Holender w wielkim finale nie dał żadnych szans Gerwynowi Price’owi, wygrywając 11:5 z bardzo imponującą średnią punktową aż 105,43.
Czas na małe podsumowanie tegorocznej darterskiej Premier League, w której to zmierzyli się: Michael van Gerwen, Gerwyn Price, Michael Smith, Jonny Clayton, Nathan Aspinall, Chris Dobey, Dimitri van den Bergh oraz Peter Wright. Za nami 17 czwartków z Premier League – 16 tych ligowych oraz już sam finał w Londynie. Tylko jeden jedyny Peter Wright nie zdołał wygrać żadnego turnieju, a tak poza tym pozostała siódemka przynajmniej raz poczuła końcowy smak zwycięstwa. Klasyfikację wygrał Gerwyn Price – na 16 podejść aż dziewięciokrotnie był w finale, a to oznacza, że pokonał w dany, konkretny czwartek co najmniej dwóch przeciwników. Walijczyk wygrał cztery razy – w Cardiff, Nottingham, Newcastle oraz Brighton. Końcówka to popis w wykonaniu “Ice Mana”. W ostatnich sześciu turniejach aż pięć razy docierał do finału.
Przypomnijmy pokrótce zasady, jakie obowiązują już drugi rok. Formułę niedawno całkowicie zmieniono. Ligę przekształcono na mini turnieje, za które przyznaje się punkty. Zero za porażkę na start, dwa pukty za półfinał (pokonanie jednego rywala), trzy punkty za finał (pokonanie dwóch rywali) oraz pięć punktów za wygrany wieczór (pokonanie trzech). Bierze udział nie dziesięciu, a ośmiu darterów – czołowa czwórka rankingu oraz czwórka, którą dobiera sobie federacja PDC. Dwa miejsca z poprzednich lat zatem automatycznie odeszły, to i więcej jest sporów i kłótni, kto powinien grać, a kto nie. Trzeba przyznać niestety, że owe turnieje z czasem się nudzą i zacierają. Nie pamięta się już kto z kim grał, ile wygrał, jak to wyglądało, bo ciągle grają ze sobą ci sami. Weźmy na przykładzie takiego Gerwyna Price’a. Aż po sześć razy grał z Michaelem van Gerwenem i Michaelem Smithem. Do tego po raz siódmy z van Gerwenem w samym finale. Gdzieś tam po dziesiątym turnieju te same pary robią się już trochę nudne.
Tabelę dzielimy na dwie części. Kto nastukał dużo punktów, ten przechodzi. Czołowa czwórka uzyskuje awans do ścisłego finału, który ma odbywa się w Londynie. Tam już nie gra się do sześciu wygranych legów, a półfinał do dziesięciu i finał do jedenastu. W tym roku piątka darterów zawzięcie walczyła o awans. Van Gerwen i Price tak dobrze punktowali, że nikt nie mógł im zagrozić. Mistrz świata Michael Smith trzymał się w TOP4, ale po 12. czwartku wypadł z tego grona. Później się jednak zawziął i wygrał aż trzy turnieje z rzędu. W ten sposób wyprzedził w tabeli Michaela van Gerwena. Anglik miał szczęście, bo Holender w ostatnim turnieju grupowym musiał się wycofać. Z Chrisem Dobeyem prowadził już 5:0, ale wtedy zaczął go boleć bark. Z półfinału się wycofał, nie chciał go nadwyrężać, skoro za tydzień musiał być gotowy na finał. Walkę o czwarte miejsce stoczyli Jonny Clayton i Nathan Aspinall. Ostatecznie awansował ten pierwszy. Obaj mieli po 24 pkt, ale Clayton wygrał dwa turnieje, a Aspinall tylko jeden, dlatego znalazł się wyżej w tabeli.
W kontekście drabinki miejsce Smitha i van Gerwena nie miało absolutnie żadnego znaczenia. Holender nie musiał żałować tego, że się wycofał, bo w półfinałach i tak pierwszy gra z czwartym, a drugi z trzecim. Tak czy siak Smith musiał zmierzyć się z van Gerwenem. Zagwarantowali ciekawy półfinał. Holender wygrał 10:8, ale nie było łatwo. Smith już na dzień dobry zamknął licznik ze 128. Przy stanie 7:3 znów zaimponował, tym razem kończąc 114. Pościg rozpoczął od stanu 8:4. Van Gerwen zaczął się mylić. Mając 82 punkty do końca, próbował pocelować w czerwony środek i zejść na 32 do końca, ale tak mu lotka zeszła, że trafił w… 2. Dał szansę Anglikowi, a ten jej nie zmarnował. To był popis gry na podwójnych, statystyki pokazywały w tamtej chwili aż 50% Smitha (6/12) i 53% van Gerwena (8/15). Emocji nie brakowało. Tak rzadko mylący się Holender nagle spudłował aż pięć doubli na przyklepanie 9:6. Przegrał, ale się za chwilę odwdzięczył. Ostatecznie popsuł statystykę podwójnych, ale do finału dotarł.
Drugi półfinał? Price rozjechał swojego przyjaciela Claytona. 10:2 i zero emocji. Wymowne jest to, że Clayton zaledwie pięć razy podchodził do kończenia. Price deklasował kumpla na dystansie, czy to w rzuconych maksach, 140, czy nawet 100+. Grał na średniej 107,54. Kosmos. Clayton na swoim ledwo co powyżej 90 wyglądał na słabego ucznia. W finale mieliśmy zatem prawo uważać, że Price to weźmie pierwszy raz w życiu! Tym bardziej po takiej grze. Finał był jednak popisem Michaela van Gerwena. Tym razem to on nie dawał rywalowi dochodzić do pozycji kończących. Potrafił skończyć 170, 150 czy 128. Był nie do rozwalenia. Od początku grał fantastycznie, po dziewięciu legach prowadził 7:2. Potrzebował już tylko czterech i nie stanowiło to dla niego problemu. Price’owi średnia 99,50 nie wystarczyła. Raz również zamknął spektakularnie 161, ale to było za mało, żeby się odpowiednio nakręcić. W ten sposób Michael van Gerwen został rekordzistą Premier League, która istnieje od 2007 roku. Do tej pory było tylko siedmiu zwycięzców, ale to między innymi przez Holendra i Phila Taylora. “Mighty Mike” wygrał siedmiokrotnie, a legendarny Taylor sześć. Trzynaście razy nie dali więc nikomu wygrać.