Za nami dziewięć kolejek prestiżowej darterskiej Premier League. Zdecydowanie prowadzi Michael van Gerwen, który jako pierwszy w historii wygrał trzy turnieje z rzędu. Drugi jest Gerwyn Price, który ostatnio wrócił do niezłej formy i też ma w sumie trzy wygrane turnieje.
Znaleźć się w Premier League to prawdziwy zaszczyt, ale… może się to okazać zgubne i wybić zawodników z rytmu i formy. Na czym ta zgubność polega, skoro każdy tak pragnie ujrzeć swoje nazwisko w gronie zaproszonych? Otóż 19 turniejów odbywa się w 19 różnych miastach i to nie tylko tych angielskich. To pokazówka dla kibiców, granie tylko w jednym mieście mijałoby się z celem. Dlatego w terminarzu mamy Berlin czy Rotterdam. Niemcy, bo tam dart bardzo się rozwija, a Holandia, bo oczywiście Michael van Gerwen. Ósemka zawodników mierzy się w każdy czwartek w mini turnieju. Może być tak, że ktoś zagra tylko jedno bardzo krótkie spotkanie, szybko przegra, prześpi się w danym mieście i musi pakować walizkę na turniej punktowany z cyklu European Tour. Tak było w poprzednim tygodniu, gdy 23 marca darterzy grali w Premier League, a 24 marca zaczął się European Darts Open w Leverkusen. Kiedy najlepsi byli w samolocie, to zawodnicy już rozgrywali pierwszą rundę. Tak jest również teraz. 30 marca Premier League w Berlinie, a 31 marca International Darts Open w Riese. Z czasem staje się to męczące i wybija z rytmu.
W tej edycji przekonuje się o tym boleśnie słynący z kolorowych fryzur Peter Wright. Szkot wygrał zaledwie jedno spotkanie w dziewięciu turniejach i ze skromnym dorobkiem dwóch punktów zamyka tabelę. Nie ma wielkiej nadziei na awans do dalszej rundy. Tak właściwie to już tylko gra, bo gra, bez większej motywacji. Dwukrotny mistrz świata gwarantował jednak, że nie spędza mu to snu z powiek: – Ktoś musi przegrać, ale kluczowe jest to, jak sobie z tym radzisz. Nie możesz pozwolić, żeby to na ciebie wpłynęło. Premier League zrujnowała kariery wielu, wielu graczy, ale mojej zrujnuje mojej, ponieważ wiem, jak wygrywać. Wiem, jak wygrywać wielkie turnieje i to wszystko odwrócę. A pytania o formę byłego mistrza świata są zasadne, bo w Premier League jest zdecydowanie najgorszym zawodnikiem. Jeszcze kiedy nie ruszyła Premier League, to prezentował świeżość. Wygrał Nordic Darts Masters w Danii, potem dotarł do półfinału Mastersa, gdzie przegrał minimalnie z Robem Crossem, ale kiedy tylko pojawiła się Premier League, to Szkot zaczął więcej przegrywać niż wygrywać. Myślał, że odpuszczając podłogówki z cyklu Pro Tour (te, w których ostatnio szalał Krzysztof Ratajski), zachowa świeżość, ale tak się nie stało.
Wielkimi wygranymi tegorocznej Premier League są Michael van Gerwen oraz Gerwyn Price. Holender jest liderem tabeli już od czwartego czwartku. Nikt przed nim nie dokonał takiej rzeczy, by wygrać trzy turnieje z rzędu, a on był najlepszy w Dublinie, Exeter i Liverpoolu. To był moment jego wielkiej dominacji. Kosił wszystkich po kolei, dlatego taką sensacją była jego porażka w finale UK Open akurat w tym okresie. O tym zresztą pisaliśmy osobno (https://pl.unibet-55.com/blog/dart/sensacja-w-uk-open-andrew-gilding-zwyciezca/). Van Gerwen zalicza mał wpadki w Premier League, ale nie mają one w kontekście całej tabeli większego znaczenia. Potrafił przegrać 0:6 z Chrisem Dobeyem, dostać baty od Gerwyna Price’a w finale w Newcastle (1:6), czy zagrać słabiutkie spotkanie z przeciętnym ostatnio Jonnym Claytonem na średniej poniżej 90 punktów. A to do Holendra niepodobne. Mimo to i tak zdecydowanie lideruje, mając 25 punktów na koncie. 15 nabił trzema zwycięstwami z rzędu. Tylko w dwóch turniejach odpadał na pierwszej przeszkodzie, a kluczowe w punktowaniu jest pokonanie pierwszego przeciwnika.
Price rozegrał się w trakcie. Początkowo grał przeciętnie, wygrał w Cardiff, czyli u siebie. Mógł się poczuć wyjątkowo, bo dopingowała go własna publiczność. Nie grał tam jednak specjalnie przekonująco. Ostatnie tygodnie to już najlepszy Price, jakiego pamiętamy. Przekonał się o tym będący w wysokiej formie Krzysztof Ratajski. Polak ostatnie tygodnie ma znakomite i postraszył Icemana. Ten musiał wzbić się na wyżyny możliwości i grać na średniej niemal 110-punktowej! Price potwierdzał też formę w Premier League, wygrywając turniej numer siedem w Nottingham i turniej numer osiem w Newcastle. On i Michael van Gerwen mają po trzy tryumfy. Resztą podzielili się: Chris Dobey, Michael Smith oraz najświeższy i niespodziewany zwycięzca – Jonny Clayton. Trzech zawodników nie ma na koncie żadnego wygranego turnieju – Dimitri van den Bergh, Nathan Aspinall oraz Peter Wright. Pozostało siedem turniejów, czyli teoretycznie do zdobycia aż 35 punktów. Formuła jest taka, że pierwsza czwórka zagra w turnieju głównym w Londynie, a miejsca 5-8 odpadają z rywalizacji. Pewniakami wydają się być van Gerwen i Price, ale o pozostałe dwa miejsca będzie trwała walka.
Format Premier League został wymyślony w 2005 roku. Dokładnie od 18 lat fani darta siadają przed telewizorami w czwartki i śledzą zmagania czołówki w specjalnie utworzonej lidze od lutego do maja. W latach 2016-2021 sponsorem Premier League był Unibet. Nie zdobywa się tu punktów do rankingu, ale już samą nominację należy traktować jak wielkie wyróżnienie. W każdym kolejnym sezonie PDC sprawia, że jest coraz więcej pytań. Te przede wszystkim dotyczą formatu. Cóż, obecny jest stosunkowo nowy, bo mamy dopiero drugą edycję z mini turniejami i przyznawaniem punktów (za półfinał – dwa, finał – trzy i zwycięstwo – pięć). Ten, kto przegra pierwszy mecz, nie dopisuje sobie żadnych punktów. Dlatego Peter Wright ma tylko dwa. Wygrał zaledwie raz – z Gerwynem Pricem, kiedy ten walczył o odbudowę formy. Przede wszystkim taka formuła z czasem staje się nudna. Fajnie, że mierzą się ze sobą najlepsi, ale po sześciu, siedmiu czy ośmiu turniejach cały czas takie same mecze robią się monotonne. Trudno jakkolwiek odróżnić jeden wieczór od drugiego. Price grał z van Gerwenem już cztery razy, a więc mierzą się w niemal co drugi czwartek. PDC będzie musiała coś z tym zrobić, bo akurat taki format po kilku czwartkach się przejada, a kibice czekają już tylko i wyłącznie na – powiedzmy – dwa ostatnie turnieje, w których ważą się losy TOP4 i wreszcie finałowy turniej w Londynie.