Krzysztof Ratajski nie sprawił niespodzianki i odpadł na etapie trzeciej rundy mistrzostw świata. Polak przegrał z Dimitrim van den Berghiem 1:4 w setach. Zmarnował kilka okazji na prowadzenie 1:0 i tego fragmentu najbardziej szkoda. W końcówce Belg był już bezwzględny na podwójnych i nie dawał Krzysztofowi żadnych szans.
Dimitri van den Bergh wyjątkowo Krzysztofowi nie leży. We wszystkich dużych telewizyjnych turniejach na przestrzeni ostatniego półtora roku – za każdym razem ogrywał Polaka. Tak było w World Matchplay (17:9 w legach), World Series of Darts w 2021 roku (11:8 w legach) oraz w 2022 roku w World Cup of Darts, czyli turnieju duetów z różnych krajów (4:1 w legach), w ćwierćfinale German Darts Open (6:3 w legach) i teraz w mistrzostwach świata – tu już w formacie setowym – także 4:1. Pięć turniejów w krótkim czasie i pięć porażek z Dimitrim van den Berghiem. Najbardziej bolała pierwsza, bo to był półfinał Matchplaya. Polski Orzeł miał gigantyczną szansę na swój pierwszy telewizyjny finał, ale Belg nie dał mu tam żadnych szans. World Matchplay to drugi najlepiej punktowany rankingowy turniej w kalendarzu, a szansa na finał przeszła Ratajowi koło nosa. Drugiej tak wielkiej w karierze nie miał. W mistrzostwach świata jego najlepszy wynik to ćwierćfinał w 2021 roku (uwaga, zawsze bierzemy pod uwagę, kiedy turniej się kończy, obecnie trwają MŚ 2023). Wtedy dzięki niemu powstał swego rodzaju boom na zainteresowanie światowym dartem w naszym kraju. Sam Krzysztof wystąpił nawet w Kanale Sportowym, gdzie opowiadał o swoim sukcesie i fenomenie tego sportu.
Tym razem nie nawiązał do sukcesu sprzed dwóch lat i odpadł dwie rundy szybciej. Pierwszy set. Jego można żałować najbardziej. To był taki moment meczu, w którym obu zawodnikom szło dość przeciętnie, czego zwieńczeniem był decider przy stanie 2:2. Miał on zdecydować, kto będzie na pierwszej przerwie prowadził 1:0. Obaj gracze popełniali błąd za błędem na finiszu. Najpierw Belg zmarnował lotkę na ponad 100-punktowy finisz, później Polak to samo. To jeszcze można było wybaczyć. Ratajski chybił minimalnie, rzucając tuż przy drucie, ale nie miało to znaczenia. Później nastąpiła swoista komedia pomyłek, bo van den Bergh potrzebował double 10, a lotka zeszła mu w górę, aż na double 6. Nie trafił potem double 4 i dał ogromną szansę Ratajowi. A ten… jej nie wykorzystał, także marnując trzy lotki setowe. Belg przy kolejnych okazjach bardzo długo się koncentrował, wziął łyk wody, czekał, czekał i trafił, ale też nieco fartownie, bo dopiero ostatnią, trzecią lotką. Ratajski przegrywał więc 0:1, ale mogły go zaboleć zęby przez te niewykorzystane okazje.
Potem obaj zawodnicy weszli już na dużo wyższy poziom, regularnie punktując na potrójnych, jednak van den Bergh był zabójczy na podwójnych wartościach przy kończeniu – wykorzystał 3/3, w ogóle się nie mylił i spokojnie przyklepał prowadzenie 2:0. Wtedy jednak Polski Orzeł się zmotywował, odpalił prawdziwe fajerwerki, z przyjemnością oglądało się to, co pokazuje przy tarczy, bo to były wyżyny jego darta. Seta numer trzy wygrał gładko, do zera, kończąc między innymi w imponujący sposób 135 punktów, gdy Dimi czekał już z finiszem, a w legu numer trzy spokojnie trzymał dystans. Set kontaktowy okazał się niestety setem końcowym dla polskiego najlepszego dartera. Dimitri van den Bergh wcale nie robił jakichś wybitnych finiszów, nie rzucał wielu 180, w tej statystyce nawet przegrał z Ratajskim (3:4), ale na podwójnych był po prostu killerem.
Belg zostawiał sobie do kończenia 32 i tylko jedyny raz pomylił się na double 16, ale nie miało to znaczenia, bo w tamtej chwili Ratajski miał do zamknięcia wysoki licznik i tego nie zrobił. A już najbardziej imponujące w wykonaniu rywala Polaka było, gdy zepsuł pierwszą lotkę, trafiając zawstydzająco jeden, ale błyskawicznie sobie przeliczył, że zostału mu 75 – rzucił najpierw zielony środek, potem czerwony środek i przyklepał prowadzenie 3:1 w setach. Potrzebował już tylko jednego. W piątym secie Dimi już nie pomylił się ani razu na podwójnych, za to Ratajski nie wykorzystywał szans. Szczególnie tej, gdy mógł prowadzić w tym secie 2:0 w legach, ale wybrał dziwne rozwiązanie. Zamiast ustawić się do double 8, to ustawił do double 4 i pomylił dwukrotnie. Belg podszedł do tarczy i doprowadził do remisu 1:1. Potrzebował tylko dwóch kolejnych legów, by zakończyć spotkanie i właśnie te dwa kolejne legi wygrał. 4:1, adieu Ratajski.
Krzysztof Ratajski pokonał jednego rywala, dotarł do III rundy i zgarnął za ten turniej 25 tys. funtów do rankingu. Stracił więc drugie tyle, bo przestał mu się liczyć wynik z 2021 roku, gdzie rekordowo dotarł do ćwierćfinału.