Nathan Aspinall wygrał swój drugi duży turniej w życiu. Anglik w finale World Matchplay, czyli drugim najbardziej prestiżowym turnieju po mistrzostwach świata, zdeklasował Jonny’ego Claytona, pokonując go aż 18:6. Aspinall zgarnął 200 tysięcy funtów i awansował w rankingu PDC z 9. pozycji na 5.
World Matchplay to turniej, w którym bierze udział TOP16 podstawowego rankingu PDC oraz TOP16 rankingu ProTour, w którym zawierają się turnieje European Tour (8xNiemcy, Belgia, Austria, Holandia, Belgia, Czechy, Węgry) plus te z cyklu Players Championship – tzw. “podłogówki”, w których grają zawodnicy z kartą PDC. Jeżeli nazwiska dublują się na obu listach, to wtedy wchodzi kolejny z graczy. Ostatnim, który się szczęśliwie załapał był Belg Kim Huybrechts – 31. w głównym rankingu i 32. w tym ProTourowym. Zasady kwalifikacji sprzyjały darterom, którzy z normalnego rankingu by się w życiu nie załapali, jak na przykład sklasyfikowany na 46. pozycji Mike De Decker czy też będący na 53. lokacie legendarny Steve Beaton. Także i Krzysztof Ratajski dostał się do Matchplaya z tej listy numer dwa, bo nie ma go w TOP16 na świecie. To sprawiło, że “Polski Orzeł” był dolosowywany i niestety mógł trafić na kogoś ze światowej czołówki. Uniknął Michaela Smitha, Michaela van Gerwena i Gerwyna Price’a.
Tak się jednak złożyło, że odpadł z przyszłym zwycięzcą – Nathanem Aspinallem. Polak zaczął źle, od dwóch spudłowanych podwójnych ósemek. Co więcej, Aspinall pomylił się chwilę potem na… singlu (!) i rzucił 5, zamiast 20, nie dając sobie nawet szansy. “Rataj” podszedł i zmarnował kolejne trzy lotki na 1:0, czyli w sumie pięć w pierwszej partii. Mógł to w partii nr 3 naprawić zejściem ze 161, ale pomylił się na czerwonym środku. A kiedy wrócił do tarczy, to znów dwukrotnie rzucił podwójne 16 w oponę. Polak miał więc na dzień dobry aż osiem pudeł przy kończeniach. Nie dziwiło, że przegrywał 0:3. Zaliczył potem dobry fragment, między innymi z finiszem 127-punktowym. Trzymał kontakt, ale “Asp” zbyt uciekał na dystansie i kiedy zaczynał partię przy tarczy, to jej nie oddawał. Nawet o lega, ale ciągle prowadził. Polakowi ciągle czegoś brakowało. Ostatecznie to Anglik wygrał 10:7. Nasz darter przespał początek, gdzie z tyloma szansami śmiało mógł zgarnąć partię lub dwie. Porażka była dla niego o tyle bolesna, że zleciał aż o cztery pozycje w rankingu – z 19. na 23, ponieważ bronił półfinału sprzed dwóch lat.
World Matchplay 2023 był jednak naprawdę wyjątkowy. Obfitował w co najmniej kilka sensacji. Dość powiedzieć, że w ćwierćfinale zabrakło… numeru jeden, dwa, trzy, cztery i pięć światowego rankingu! Już w drugim meczu odpadł Rob Cross, nr 5, a gigasensację sprawił Irlandczyk z Północy – Brendan Dolan, po którym kompletnie nikt się nie spodziewał, że w ogóle jakkolwiek powalczy. I tak człowiek myślał – w końcu go dopadnie van Gerwen, nie no, za chwilę to go złapie… zaraz musi go łyknąć. No i tego nie zrobił! Wielki Holender musiał się pakować do domu już po pierwszej rundzie. Reszta czołówki ją przeszła, ale magiczną barierą okazała się dla nich 1/8 finału. Gerwyna Price’a wyeliminował Joe Cullen, Michaela Smitha wyrzucił Chris Dobey, a Petera Wrighta z kolei Ryan Searle. Zatem już na etapie ćwierćfinału wiadomo było, że Matchplaya wygra ktoś całkowicie nowy, bo do tego etapu nie doszli też van den Bergh, Wade i Anderson, wcześniejsi tryumfatorzy. Została ósemka, a w niej kilka mniejszych lub większych niespodzianek.
Nowym mistrzem Blackpool został Nathan Aspinall. Rozkręcał się z meczu na mecz. W pierwzych rundach miał większy kłopot niż w półfinale i finale, gdzie zdeklasował swoich przeciwników. Najpierw Joe Cullena 17:9, a później Jonny’ego Claytona 18:6. W finale do stanu 5:5 atmosfera była rewelacyjna, zawodnicy przybijali sobie piątki, żółwiki, uśmiechali się do siebie, gratulowali świetnych zejść i udanych rzutów. Ale potem… wydarzyło się coś przedziwnego. Aspinall nagle wszedł na poziom rodem z kosmosu i całkowicie zmiażdżył Claytona. Walijczyk, zawsze radosny, podchodziłdo tarczy z grobową miną. “Asp” wygrał aż dziewięć partii z rzędu i objął prowadzenie 14:5. Jako że finał gra się do 18 legów, to nic złego już stać się nie mogło. Clayton jeszcze tylko ironicznie ucieszył się ze swojej szóstej wygranej partii, a potem “Asp” był lepszy w trzech kolejnych i zwyciężył aż 18:6. Mniej więcej od połowy tego meczu już tylko czekaliśmy na wyrok, bo spotkanie straciło całkowicie emocje. Poza tym Aspinall co chwilę zamykał wartości ponad 100 – w sumie aż pięć razy, w tym raz maksymalne 170. Nie było na niego mocnych!