Skip to main content

KSW zdecydowanie wygrało sobotnią rywalizację z UFC – gala w Gliwicach okazała się spektakularnym widowiskiem, które zapisze się złotymi zgłoskami w historii nadwiślańskiej sceny MMA.

Nie brak w przestrzeni medialnej głosów ze strony fanów, dziennikarzy oraz ekspertów większych i mniejszych, wedle których gala KSW 100, była najlepszą w historii polskiego giganta. Trudno się takim opiniom dziwić, bo rzeczywiście w Gliwicach działy się rzeczy monumentalne i ikoniczne, o których fani MMA pamiętać będą przez lata.

W pierwszej rundzie walki wieczoru niepokonany i faworyzowany wyraźnie przez bukmacherów mistrz kategorii półśredniej Adrian Bartosiński zdominował w parterze Mameda Khalidova. “Bartos” przewrócił rywala, kontrolując go następnie z góry i okolicznościowo okładając uderzeniami. Wydawało się wtedy, że taki przebieg może mieć cała walka. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna.

Owszem, także w drugiej odsłonie Adrian sfinalizował obalenie, ale tym razem Mamed zdołał wrócić na nogi. Nawet tam miał co prawda problemy, ale gdy Bartosiński stracił w ataku równowagę i sam wylądował na dole, Khalidov rzucił się za nim. Jak się okazało, był to początek końca Adriana, bo Mamed rewelacyjnie w kulance parterowej wybrał jego rękę, zmuszając go do poddania walki na skutek balachy.

Tym samym 44-letni Khalidov – starszy od Bartosińsiego o 15 aż lat – zafundował rywalowi pierwszą porażkę w zawodowej karierze, dopisując do swojego bogatego sportowego CV kolejne spektakularne skończenie.

W co-main evencie rozdający od lat karty w wadze ciężkiej Phil De Fries ubił w rewanżu Darkos Stosicia. Walka nie wyszła nawet za pierwszą rundę. Brytyjczyk przewrócił Serba, rozbijając go uderzeniami z góry. Tym samym panujący w dywizji od ponad sześciu lat Phil po raz jedenasty już obronił tron.

W dwóch pozostałych walkach mistrzowskich – również nafaszerowanych zwrotami akcji jak wielkanocna baba rodzynkami – pasy obronili Robert Ruchała i Rafał Haratyk, obaj przez nokauty. Ten pierwszy skończył w trzeciej rundzie Kacpra Formelę, a ten drugi w rewanżu ponownie ustrzelił Marcina Wójcika, tym razem w rundzie drugiej.

Na wyróżnienie zasługują też Piotr Kuberski, Andrzej Grzebyk i Arkadiusz Wrzosek. Cała trójka wygrała swoje pojedynki przez nokauty.

W Nowym Jorku, gdzie odbyła się gala UFC 309, aż tylu emocji nie uświadczyliśmy. W daniu głównym wydarzenia – pojedynku toczonym w niespiesznym, a chwilami wręcz ślamazarnym tempie – mistrz wagi ciężkiej Jon Jones rozbił i w trzeciej rundzie efektowną obrotówką znokautował poruszającego się jak wóz z węglem Stipego Miocicia.

Pytanie brzmi teraz, czy Jon Jones wyjdzie do tymczasowego mistrza Toma Aspinalla? Walkę o to zapowiada sternik UFC Dana White, który jest gotowy zapłacić “Bonesowi” grube pieniądze, byle doprowadzić do jego unifikacyjnej konfrontacji z Brytyjczykiem.

Kapitalny występ w Madison Square Garden dał Marcin Tybura. Pomimo iż Polak wziął walkę z Jhonatą Dinizem w zastępstwie, to wyglądał w oktagonie doskonale. Na przestrzeni dwóch rund Marcin tak mocno rozbił Brazylijczyka, okrutnie masakrują mu twarz, że ten nie został dopuszczony przez lekarza do rundy trzeciej. W konsekwencji Polak wygrał przez techniczny nokaut, powracając na zwycięskie tory po niedawnej porażce z Sergeyem Spivakiem.

Related Articles