Mimo problemów organizacyjnych po drodze, turniej WTA Finals w meksykańskim Cancun wystartował, a wraz z nim nasze emocje podczas meczów Igi Świątek. Za Polką już dwa spotkania – oba zwycięskie. Wiceliderka światowego rankingu jest o krok od półfinału i „wypiekła” już dwa bajgle.
O co chodzi z tymi bajglami? W tenisowej terminologii to zwycięstwo 6:0 w secie. Wygraną 6:1 nazywa paluchem. Chodzi oczywiście o kształt cyferek „0” i „1”. Na najwyższym poziomie tenisowym takie wygrane zdarzają się jednak dość rzadko, bo zawodniczki i zawodnicy prezentują zbliżoną klasę. Jednak Świątek to specjalistka od tenisowych „wypieków” i pokazuje to również w Meksyku, w turnieju wieńczącym sezon.
Zaczęła w nocy z poniedziałku na wtorek (czasu polskiego) meczem z Marketą Vondrousovą. Czeska zwyciężczyni Wimbledonu znacznie lepiej dopasowała się do nawierzchni kortów w Cancun i prowadziła w pierwszej partii już 5:2 z podwójnym przełamaniem. Wydawało się, że jest po secie. Nic z tych rzeczy – Świątek zabrała się do pracy, doprowadziła do stanu 5:5, a potem nawet 6:5. Vondrousova obudziła się i nie przegrała seta 5:7, ale w tie-breaku i tak musiała uznać wyższość czterokrotnej mistrzyni wielkoszlemowej. Od stanu 0:2 w tie-breaku Iga wygrała siedem z ośmiu następnych punktów i załatwiła sprawę.
Widać było, że Polka po przejściowych problemach na początku meczu, które skutkowały wieloma niewymuszonymi błędami, opanowała sytuację. Drugi set był formalnością. Tylko w drugim gemie były jakiekolwiek emocje. Pozostałe Świątek wygrywała pewnie, a Czeszka przy swoim podaniu zdobyła zaledwie dwa punkty! Ten set potrwał niewiele ponad pół godziny, a gdyby nie drugi gem, potrwałby nawet krócej. Summa summarum Polka wygrała 7:6; 6:0.
Wczorajszej nocy nasza mistrzyni wyszła na kort po raz drugi – tym razem jej rywalką była Cori Gauff, czyli popularna „Coco”. Rozpędzona Iga nie wyhamowała najwyraźniej po meczu z Vondrousovą i tym razem zaczęła na najwyższych obrotach – zmiotła Gauff z kortu w pierwszej partii, wygrywając 6:0. Nic nie zapowiadało jakichkolwiek problemów, ale w drugim secie zwyciężczyni US Open wzięła się w garść. Przełamała Polkę i prowadziła już 4:2. Świątek dogoniła na 4:4, by po chwili przegrać serwis. Zrobiło się 4:5 i Gauff serwowała po zwycięstwo w secie. Nie wytrzymała presji całkowicie. Świątek wygrała gema, nie wygrywając ani jednej piłki. Amerykanka zrobiła cztery podwójne błędy serwisowe! Podłamana przegrała kolejnego gema na czysto. Jasne stało się, że tenisistka z Raszyna osiągnęła ogromną przewagę psychologiczną i najprawdopodobniej za chwilę postawi kropkę nad „i”. I tak też się stało – „Coco” przy swoim serwisie znów wygrała tylko jeden punkt. 31 niewymuszonych błędów Gauff w tym meczu mówi samo za siebie.
Wyniki w tej grupie układają się jednak tak, że nawet dwie przekonujące wiktorie Igi nie zagwarantowały jej jeszcze wyjścia z grupy. Ale to tylko teoria, bo w praktyce Polce wystarczą dwa gemy w meczu z Ons Jabeur, by na 100% wyjść z grupy. Nie oszukujmy się jednak – w meczu z Tunezyjką Świątek będzie wyraźną faworytką i nie będzie celować w dwa gemy, a w dwa sety. Oczywiście te wyliczenia są istotne tylko dla układu, w którym trzy zawodniczki (Świątek, Gauff i Jabeur) mają po dwa zwycięstwa. Jeśli w ostatniej kolejce Vondrousova pokona Gauff, Iga będzie miała półfinał w garści. Nie wiadomo jednak jak organizatorzy ułożą kolejność meczów. Tak czy inaczej – Polka na 99% zagra w najlepszej czwórce i wciąż ma szansę wrócić na szczyt rankingu.
No właśnie – w drugiej grupie kłopoty ma Aryna Sabalenka, która po efektownym zwycięstwie z Marią Sakkari (6:0; 6:1), w drugim meczu przegrała w dwóch setach z Jessicą Pegulą (4:6; 3:6). Dziś w nocy Białorusinka zagra o półfinał w bezpośrednim starciu z Jeleną Rybakiną. Pegula ma już w garści kwalifikację do półfinału, a jej mecz z Sakkari nie będzie miał żadnego znaczenia. Greczynka z grupy na pewno nie wyjdzie. Jeśli Sabalenka odpadnie w grupie, sytuacja będzie bardzo prosta – triumf Igi w WTA Finals da jej powrót na szczyt rankingu. Mimo wszystko, droga to tego jeszcze dość daleka.