Skip to main content

Reprezentacja Polski zdobyła w fazie grupowej cztery punkty – przegrała z Portugalią, wygrała z Maltą i zremisowała z Włochami. Bilansem bramek strzelonych jednak przegrała z Italią i musiała obejść się smakiem, zajmując trzecie miejsce. Jak w poszczególnych spotkaniach zaprezentowała się kadra Marcina Brosza?

Na EURO U-19 dostało się zaledwie osiem reprezentacji i zabrakło wśród nich wiele uznanych marek, jak Niemcy, Anglia, Francja. Za to awansowały Grecja, Islandia, Polska i Norwegia, a gwarantowane miejsce miała Malta. To z uwagi na pełnienie funkcji gospodarza. Polacy zaczęli EURO od najtrudniejszego rywala w grupie. Na temat spotkania z Portugalią nie bedziemy się powtarzać, dlatego tutaj odnośnik do tekstu. Krótko mówiąc, nie był to mecz najwyższych lotów. Zaledwie jeden strzał celny reprezentantów Polski i to z daleka. Portugalczykom wystarczyła gra na jakieś 50-60% i nie musieli się zbytnio wysilać. Na pewno kadra Marcina Brosza nie porwała naszych serc, a raczej prezentowała nudny, przewidywalny i zachowawczy futbol.

Z Maltą trzeba było wygrać, ale udało się to dopiero po męczarniach. Dopóki Polacy grali w 11 na 11, to przeważali, tworząc kilka okazji. Zawsze sędziuje się trochę dla gospodarzy… no i nasi padli tego ofiarą, bo nie otrzymali rzutu karnego za faul na Jordanie Majchrzaku, który dostał przypadkowy cios w twarz, ale jeszcze to nie było aż tak wielką kontrowersją, jak druga żółta kartka dla Wiktora Matyjewicza. Pierwsza – słuszna, jednak druga to kpina. Arbiter z Argentyny zakwalifikował faul jako zagrodzenie toru biegu Alfiego Bridgemana. Wydaje się, że po pierwsze Polak w ogóle się nie ruszył, po drugie Maltańczyk specjalnie odwrócił się plecami i wpadł na naszego obrońcę, a po trzecie, nawet jeśli uznać to za faul, to żółta kartka jest totalnie naciągana. Tym bardziej, że była to dopiero 22. minuta, a zawodnik z Malty nie wychodził na jakąś fenomenalną pozycję.

No nic, trzeba było sobie radzić w dziesiątkę. Polacy omal i tak sami nie wbili sobie gola… Zych postanowił w przedziwny sposób rozgrywać piłkę, podając od bramki do Urbańskiego, który miał na plecach zawodnika z Malty. Prawie skończyło się to tragicznie. Mimo gry w osłabieniu, nie było widać jakiejś dużej przewagi gospodarzy. Ba, nawet stracili w przewadze bramkę za sprawą Igora Strzałka. Zawodnik Legii zachował przytomność umysłu w polu karnym, gdy piłka przypadkowo trafiła pod jego nogi. Kilka minut potem zrobiło się spokojniej. Dylan Scicluna ostro potraktował nogi Mateusza Kowalczyka i wyleciał z boiska. Siły się wyrównały, Malta przestała już być groźna, a Tomasz Pieńko podwyższył prowadzenie w 82. minucie. Szkoda tylko jednego. Że nie udało się wbić trzeciej bramki, choć szanse były. Dlaczego to tak ważne?

Bo z Italią przy 3:0 z Maltą wystarczyłby remis. A tak remis wystarczył Włochom. Ich bilans wynosił 6:6, a nasz 3:3, co oznacza, że promowała ich liczba strzelonych goli. Już w 6. minucie interwencją błysnął Zych. Minutę później mieliśmy szczęście, że piłka po rykoszecie wylądowała obok bramki. Pomógł włoski bramkarz. Strzałek uderzył z daleka, licząc na szczęście, a Mastrantonio podarował prezent i wpuścił dość łatwy strzał. W tamtym momencie kadra Brosza była w półfinale EURO. U Włochów indywidualnym rajdem zaskoczył Samuele Vignato z Monzy i wyłożył piłkę do pustaka, a skorzystał z tego Luis Hasa. W pierwszej połowie Polacy wyglądali nawet nieźle, dużo lepiej niż z taką Portugalią. Przede wszystkim – tworzyli szanse. I to całkiem sporo. Świetną miał Junior Nsangou. Druga połowa goli nie przyniosła, ale serce mogło mocniej zabić po interwencji Mastrantonio w doliczonym czasie, gdy omal nie spowodował karnego, wychodząc z bramki. Polacy docisnęli w końcówce, bo wcześniej raczej niewiele się działo.

Wiele nie brakło do awansu, bo tylko jednej bramki, dlatego tym bardziej szkoda, szczególnie tej końcówki z Maltą przy 10 na 10. Polacy przeplatali na tym turnieju dobre momenty z tymi gorszymi. Mecz z Portugalią do zapomnienia, z Włochami z kolei wyglądało to już lepiej w pierwszej połowie, ale znów jakoś nie miało się wrażenia w drugiej, że podopieczni Brosza poszli za ciosem i coś wcisną. Z Maltą za to trzeba było wygrać, bo to outsider. Niedosyt jest.

Related Articles