Skip to main content

Polacy nie tylko przegrali z Portugalią 0:2 w pierwszym meczu mistrzostw Europy U-19, ale zaprezentowali się bardzo mizernie. Byli tłem dla przeciwników grających na pół gwizdka, stworzyli zaledwie kilka marnych szans, w których zawierał się jeden strzał celny z daleka.

Katem reprezentacji Polski okazał się między innymi młodszy brat Joao Felixa – Hugo Felix. Piłkarz Benfiki najpierw popisał się asystą z rzutu wolnego, a potem, w drugiej połowie, sam wymanewrował naszą obronę i po świetnej solowej akcji pokonał Oliwiera Zycha. To była  bramka na 2:0 w 60. minucie, która w zasadzie zamknęła rywalizację w tym spotkaniu. Marcin Brosz w wywiadzie z Mateuszem Borkiem w “Kanale Sportowym” zapowiadał, że to jego reprezentacja chce grać piłką, a nie za nią biegać. Niestety, ale boisko to wszystko zweryfikowało, bo głównie za nią biegała. Reprezentanci U-19 w żadnym wypadku nie porwali tak kibiców, jak zrobili to wcześniej ich młodsi koledzy z U-17. Grali raczej nudno i przewidywalnie, a na pewno nie tak odważnie i ofensywnie. Choć właściwie to grali Portugalczycy… też średnio, choć to wystarczyło.

Z grupy do półfinałów wychodzą po dwie drużyny, których jest tylko osiem na całym turnieju. Sam awans na ten turniej to nie taka oczywistość, skoro brakuje takich reprezentacji, jak Francja, Niemcy, czy Anglia. Wygrana z Maltą, czyli gospodarzem imprezy, to wręcz obowiązek. Włosi pokonali Maltańczyków aż 4:0, a nas czeka teraz właśnie spotkanie z outsiderem grupy. Tu już trzeba będzie zagrać ofensywniej, odważniej, bo niestety, ale w starciu z Portugalią reprezentanci Polski wyglądali bojaźliwie, w żadnym momencie nie potrafili się postawić, wyprowadzić jednej czy drugiej ciekawej akcji. Oczywiście, że to Portugalia była faworytem meczu, ale zarzut jest taki, że Polacy nawet nie spróbowali. Zrobili to dopiero przy stanie 0:2, gdy już było trzeba, bo co mieli do stracenia?

Portugalia to jeden z najlepiej szkolących młodzież krajów na świecie. Akurat reprezentacja U-19 w niemal każdym turnieju ME zalicza co najmniej półfinał. Spójrzmy na te doskonałe statystyki. 2013 – półfinał, 2014 – drugie miejsce, 2016 – półfinał, 2017 – drugie miejsce, 2018 – zwycięstwo, 2019 – drugie miejsce. W tym pierwszym turnieju na Litwie, w 2013 roku, grali między innymi: Bernardo Silva, Joao Cancelo, czy… Tomas Podstawski, który swego czasu występował w Pogoni Szczecin. W drugim wymienionym turnieju, na Węgrzech, ten sam Podstawski był… kapitanem Andre Silvy, Gelsona Martinsa, czy Pedro Rebocho z Lecha Poznań. Polaków wyraźnie te sukcesy przeciwników z ostatnich lat sparaliżowały. Portugalczycy prowadzili już od 4. minuty. Hugo Felix asystował z rzutu wolnego, a Gabi Bras trafił z główki na 1:0.

Rywale Polaków grali na absolutnym minimum. Nie musieli się zbytno wysilać. Spokojnie bronili prowadzenia. Spotkanie generalnie tak przynudzało, że nawet nie było czego wklejać do skrótu i znalazła się w nim na przykład totalnie beznadziejna wrzutka Jakuba Lewickiego, który lewą nogą przerzucił wszystkich swoich kolegów i przeciwników. Raz ładnie podłączył się stoper – Igor Drapiński – jednak jego strzał z jakichś 30 metrów wylądował poza stadionem. Tyle było z gry Polaków z pierwszej połowy. Hugo Felix zakończył tę zabawę, gdy wykorzystał zderzenie reprezentantów Polski. Przejął piłkę na naszej połowie, kiwnął Matyjewicza i strzelił od słupka. Bez szans. Polacy zaczęli trochę śmielej atakować, bo musieli. Weszli między innymi Miłosz Brzozowski i Dominik Biniek, którzy trochę naszą grę z przodu ożywili. Przynajmniej na tyle, że Polacy byli w stanie oddać jedyny celny strzał na całe 90 minut.

Portugalczykom po zdobytej bramce naprawdę wystarczyło, by grać na 50-60% swoich możliwości. Polacy nawet nie mieli animuszu, by rywali w jakiś sposób za tę zachowawczość ukarać. Źle się to oglądało.

Related Articles