
Rewelacyjną formą błysnął Jared Cannonier w pojedynku wieńczącym sobotnią galę UFC Fight Night w Las Vegas.
Na papierze walka wieczoru pomiędzy Jaredem Cannonierem i Marvinem Vettorim zapowiadała się na niezwykle wyrównaną. Dobrze oddawały to też bardzo bliskie kursy na wygraną obu zawodników. Okazało się jednak, że oktagonowa rzeczywistość z tą bukmacherską nie miała nic wspólnego.
Co prawda początek zawodów należał do minimalnie faworyzowanego Włocha, który zachwiał Amerykaninem, ale ten szybko doszedł do siebie, by następnie kompletnie zdominować rywala. Na przestrzeni 25 minut walki – bo o jej wyniku zadecydowali sędziowie punktowi – “Killa Gorilla” zdecydowanie rozdawał karty, wielokrotnie okrutnie wstrząsając Vettorim. Chwilami wydawało się wręcz, że Cannonier jest o jedno dobre uderzenie od skończenia Włocha, ale tak się jednak nie stało. Może i w opłakanym stanie, ale twardy jak skała Vettori przetrwał do syreny końcowej. Werdykt był formalnością – wszyscy sędziowie wskazali jednogłośnie na Amerykanina.
Demolując Włocha, agresywnie usposobiony Jared ustanowił też rekord znaczących uderzeń w historii kategorii średniej UFC. Grzmotnął przeciwnika aż 241 razy.
Dla 39-latka była to druga wygrana z rzędu i czwarta w ostatnich pięciu występach. Jedynej porażki w tym okresie doznał z rąk mistrza Israela Adesanyi. W wywiadach udzielonych po gali Jared Cannonier nie ukrywał mistrzowskich aspiracji – chętnie przyjmie rolę rezerwowego do walki mistrzowskiej albo też stanie do eliminatora.
Co zaś tyczy się Marvina Vettoriego, to wydaje się, że pomimo ledwie 30 wiosen na karku, pewnego poziomu jednak nie przeskoczy. Jego defensywa od lat leży i kwiczy. Cały czas w sukurs przychodzi mu tytanowa szczęka, ale… Tego rodzaju boje na pewno jej nie wzmacniają.
W co-main evencie wydarzenia Arman Tsarukyan – zdecydowanie największy bukmacherski faworyt w całej rozpisce – ubił w trzeciej rundzie Joaquima Silvę. Rzecz jednak w tym, że w drugiej rundzie zapachniało sensacją. Brazylijczyk trafił bowiem Ormianina potężnym sierpem, mocno go naruszając. Tsarukyan zatańczył na nogach, ale poszedł w zapasy i przetrwał trudne chwile. W trzeciej odsłonie skończył natomiast Silvę uderzeniami z góry.
Pomimo iż Brazylijczyk to zawodnik, który nigdy nie zbliżył się nawet do szerokiej czołówki wagi lekkiej, po pokonaniu go ociekający pewnością siebie Ormianin zapowiedział, że poturbuje mistrza Islama Makhacheva, jeśli będzie miał okazję zmierzyć się z nim ponownie. Skrzyżowali rękawice kilka lat temu, gdy Tsarukyan debiutował w UFC. Makhachev wygrał wówczas decyzją, ale Ormianin postawił mu mocny opór.
Kapitalną formą w Las Vegas błysnęli też Pat Sabatini oraz Manuel Torres. Ten pierwszy zdominował i w drugiej rundzie poddał Lucasa Almeidę, a ten drugi popisał się bajecznym nokautem łokciem na Nikolasie Motcie.