Skip to main content

Andrew Gilding, ku wielkiej uciesze fanów w Minehead, sprawił sensację. Anglik pokonał w finale UK Open będącego w znakomitej formie Michaela van Gerwena 11:10 i zdobył swój pierwszy telewizyjny tytuł.

Darterskie UK Open to taki piłkarski Puchar Anglii. Można je nazwać najbardziej romantycznym turniejem w kalendarzu. A to dlatego, że nawet amator może się zmierzyć z kimś ze światowej czołówki. Normalnie na telewizyjną scenę trudno się dostać mniej znanym zawodnikom. Szansę w pokazowych turniejach z serii World Series dostają gracze z jakichś odległych krajów, ostatnio nawet grali gracze z Bahrajnu. To jednak turnieje nierankingowe traktowane jako ciekawostki w celach popularyzacji tego sportu i docierania do różnych zakątków. UK Open to największy turniej spośród tych rankingowych. Nie trzeba mieć karty PDC, można nawet dostać się z amatorskich kwalifikacji. Jak choćby 16-letni Thomas Banks, który dostał możliwość gry z samym Gerwynem Pricem. Takie historie pisze właśnie UK Open.

Co w tym jeszcze jest niezwykłego? Losowanie po każdym etapie – od czwartej rundy do końca! Nikt nie jest rozstawiony. Każdy może trafić na każdego, hitem czwartej rundy, czyli 1/32 było starcie van Gerwena z Chisnallem. I dzięki tamiemu losowaniu w polskim pojedynku Radek Szagański zagrał z Krzysztofem Kciukiem. Oczywiście najlepsi zaczynają trochę później – TOP32 od czwartej rundy, 33-64 od trzeciej rundy, 65-96 od drugiej rundy, a reszta rankingowa plus kwalifikanci od pierwszej. W całym OK Open bierze udział 160 zawodników. 128 posiadaczy karty PDC i reszta kwalifikantów. W tej edycji akurat mający karty PDC – Corey Cadby i Christian Perez się nie pojawili, dlatego na starcie stanęło 158 darterów, w tym czterech Polaków – Sebastian Białecki, Radek Szagański, Krzysztof Kciuk oraz Krzysztof Ratajski. To, jaką szansą jest UK Open, pokazał poprzedni sezon, gdzie Białecki dotarł absolutnie sensacyjnie do ćwierćfinału i miał nawet lotkę meczową na półfinał. Tym razem tak kolorowo nie było. Pożegnał się już w pierwszej rundzie i to marnując przewagę 4:0 z przeciętnym Joshuą Richardsonem. Pecha w losowaniu miał Ratajski, który nie dał radę Dirkowi van Duijvenbode już w swoim pierwszym meczu.

UK Open w każdym turnieju pisze kilka historii. Najlepsi mogą się wyeliminować wzajemnie, a słabi mogą trafić na słabych. Nigdy nie przewidzisz ćwierćfinalistów czy nawet półfinalistów. W tej edycji do półfinału dotarli: Dimitri van den Bergh, Michael van Gerwen, Andrew Gilding oraz Adam Gawlas. Dwóch pierwszych to gwiazdy, zawodnicy Premier League, światowa czołówka. Ale obaj trafili na siebie w półfinale! Zatem było jasne, że jeden finalista będzie sensacją i okazał się nią 52-letni Andrew Gilding, numer 41 w rankingu, który po zwycięstwie awansował aż o 15 pozycji – na miejsce 25. Kolejną historią tej edycji był słynący z nieco pokracznego rzutu “Walijski Książe” – Richie Burnett. Swoje najlepsze lata ma dawno za sobą, to były mistrz świata z… 1995 roku tej mniej prestiżowej federacji BDO, która z czasem ustąpiła miejsca PDC, a niedawno zamieniła się w WDF. Tenże Burnett, nr 78. światowego rankingu, wyeliminował aż pięciu rywali, w tym dwóch po emocjonujących deciderach, a w 1/8 finału pokonał samego Petera Wrighta! Wsyscy mu kibicowali! Na ćwierćfinale jednak jego przygoda się zakończyła.

Co znaczy dobre losowanie niech pokaże drabinka zwycięzcy. Gilding nie trafiał na żadnych Price’ów, Aspinalli, van den Berghów, Claytonów, Smithów… miał szczęście w losowaniu, eliminując po kolei: Darrena Webstera (6-2), Ricky’ego Evansa (10-5), Luke’a Woodhouse’a (10-5), Brendana Dolana (10-8), Martina Schindlera (10-4), Adama Gawlasa (11-6), ale już na końcu czekał go rywal największego kalibru – sam Michael van Gerwen. I można było wróżyć, że teraz na pewno nastąpi weryfikacja zawodnika, który trochę korzystał na słabiutkich występach przeciwników. Taki Schindler w ćwierćfinale przeciwko Gildingowi miał zawstydzającą skuteczność na podwójnych – 4/20. Czech Adam Gawlas w półfinale nie wytrzymał presji i grał na słabiutkiej średniej 85,90. A jeszcze wcześniej z Brendanem Dolanem w 18 legach obaj panowie rzucili tylko po dwa maksy. Gilding tylko w meczu z Evansem zbliżył się do średniej 100 punktów i to był jego zdecydowanie najlepszy występ. Dlatego można było wątpić, czy sprosta takiemu wyzwaniu w finale.

No i zaskoczył wszystkich, łącznie z samym van Gerwenem. Jakaś dziwna aura wokół Gildinga opanowała też wielkiego holenderskiego mistrza i także on wyglądał słabiej. Miał już momenty, prowadzenia 6:4, 8:5, 9:7 a grało się do 11 wygranych. Anglik odwrócił losy spotkania. Kiedy przegrywał 6:8, to van Gerwenowi pozostało już tylko 4 na tarczy i zmarnował lotkę na zakończenie podwójnym 2. Gilding miał wtedy… 277 i dał sobie minimalną szansę 180-tką. Holender zmarnował lotkę na double 2, sfurował licznik jedynką, a Gilding to bezwzględnie wykorzystał. Rzucił potrójne 19, podwójne 10 i cudem wyrwał tę partię. Potem MvG zmarnował jeszcze jednego topa (double 20) na prowadzenie 10:7, a Gilding przy dużej presji rzucił podwójne 16 na lega kontaktowego – i zamiast 10:7 było 9:8. Nie załamał się nawet po tym, co vabn Gerwen zrobił na 10:9 – zamknął największy możliwy finisz, czyli 170 punktów. Musiało to zrobić wrażenie. Gilding robił swoje. Doprowadził do decidera, gdzie w kluczowym momencie rzucił 180. Van Gerwen miał lotkę meczową, ale ją zmarnował dość mocno pudłując. Gilding swojej szansy nie wypuścił i spawił olbrzymią sensację!

Related Articles