Skip to main content

Już czwarty rok z rzędu na drugiej rundzie nasi kończą turniej World Cup of Darts. Polacy przegrali z Belgią 0:2. Krzysztof Ratajski był wyraźnie słabszy od Dimiego van den Bergha, a Sebastian Białecki przegrał z Kimem Huybrechtsem.

Krzysztof Ratajski w pierwszej rundzie pokazał, że stać go na pewne zrywy, mimo wyraźnie słabszej formy i spadku na 16. pozycję w rankingu PDC. W starciu z USA to on był liderem, zamykał podwójne i odwrócił losy spotkania. W drugiej rundzie zasady są już inne. Obaj zawodnicy grają po meczu indywidualnym do czterech wygranych legów i dopiero jeżeli będzie 1:1, to wtedy dochodzi do pojedynku deblowego. To się u nas nie wydarzyło, bo Ratajski i Białecki przegrali swoje mecze, debel był zatem zbędny. W drugiej rundzie już nie dało się uniknąć kogoś rozstawionego, bo całe TOP8 awansowało dalej. W polskiej drabince akurat znaleźli się Belgowie. Przeciwnik jak najbardziej do ogrania, patrząc na to, że Dimitri Van den Bergh również jest na etapie wychodzenia z kryzysu po znakomitym 2020 roku, gdzie zanotował kilka imponujących wyników, jak ćwierćfinał mistrzostw świata, czy przede wszystkim zwycięstwo w dużym turnieju World Matchplay. Potem obniżył loty, przemotywował się. Przełamał się dopiero w Nordic Darts Masters, wygrywając turniej z serii World Series w zasadzie dopiero tydzień temu, bo wcześniej w tym roku nie miał żadnego zwycięstwa, nawet podłogówki z Players Championship (raz przegrał w finale z Cullenem). Wygrana w Kopenhadze dodała mu pewności siebie, bo był wyraźnie lepszy od Krzysztofa Ratajskiego.

To właśnie Ratajski (nr 16) zmierzył się w pierwszym meczu z van den Berghiem (nr 9). Belg miał też do przełamania klątwę World Series of Darts, bo przegrał ostatnie pięć na siedem singlowych meczów w tym turnieju. Na Ratajskim nieco tę statystykę polepszył. Cały czas w zasadzie był od Polaka lepszy na dystansie. Po dwóch legach prowadził już 2:0, notując 2/2 na podwójnych i kończąc jedną partię czerwonym środkiem. Pomylił się dopiero w legu numer trzy i Ratajski, już nieco lepszy przy punktowaniu, zdołał zamknąć double 19 i pozostać w meczu. Pozostałe partie jednak wygrał już Dima. W czwartym legu rzucił pierwszego maksa, a Ratajski w jednym podejściu… zaliczył dwie jedynki. Mimo wszystko był to leg rozpoczęty przez Krzysztofa, więc był pierwszy przy kończeniu, ale i tak się pomylił się dwa razy przy double 18, a van den Bergh przełamał po raz trzeci w tym meczu. Ratajski ani razu nie utrzymał swojego licznika. W ostatniej partii Dima wykorzystał czwartą lotkę meczową, bo nie mógł przecież mylić się w nieskończoność. Mecz bez żadnej historii.

Lepiej za to spisał się Sebastian Białecki, który jednak miał słabszego rywala. Huybrechts to nr 34. Młody Polak miał szanse, ale marnował lotki na podwójnych. Dobrze punktował, często miał podejścia po 100 czy 140, uciekał rywalowi, ale nie potrafił skończyć. W pierwszej partii miał trzy lotki na zamknięcie, ale Huybrechts “ukradł” mu punkt przy pierwszej próbie, w kolejnej Białecki miał bulla na przełamanie, a w zasadzie odłamanie, ale także nie trafił. Huybrechts był bezwzględny i podobnie jak kolega z reprezentacji we wcześniejszym meczu – po dwóch legach miał 2/2 na podwójnych, czyli skuteczność stuprocentową. Dopiero później dawał szanse Białeckiemu, który wyszarpał lega numer trzy podwójną piątką. W kolejnym legu Huybrechtsa uratowało dużo lepsze punktowanie na dystansie, bo również kilka razy się mylił, ale ostatecznie wyszedł na prowadzenie 3:1. Polak jeszcze próbował coś zdziałać i mając jedną lotkę na double 4, wygrał lega. W ostatnim już praktycznie w ogóle nie trafiał potrójnych, grał słabo i nie był w stanie nawiązać walki, dlatego przegrał 2:4. Jeżeli jednak chodzi o zaprezentowany poziom, to spisał się lepiej niż starszy Ratajski. Najbardziej szkoda zmarnowanych szans na 1:0, bo Białecki zaczął naprawdę nieźle i świetnie punktował, a taka wygrana dodałaby mu pewności.

Polacy jeszcze nigdy w historii nie przebrnęli drugiej rundy World Cup of Darts. Co więcej, do tej pory jedynym zwycięstwem singlowym w tym turnieju jest to… Krzysztofa Stróżyka z 2014 roku. Wtedy niespodziewanie ograł Richiego Burnetta z Walii. Było blisko niespodzianki, bo Polacy odpadli tam dopiero po deblu i to przegrywając 3:4. Ratajski czwarty raz z rzędu przegrał singlowy mecz drugiej rundy, ale na usprawiedliwienie – w 2019 grał z van Gerwenen, w 2020 z Whitlockiem. Rok temu Polacy odpadli ze Szkocją, czyli późniejszym tryumfatorem, przegrywając 0:2. Tam to Krzysztof Kciuk zrobił wrażenie i był bliski pokonania Petera Wrighta, mając nawet lotkę meczową na double 20, ale jej nie trafił. Ratajski przegrał z dużo słabszym ze Szkotów Hendersonem, który w późniejszej części turnieju okazał się być jednak bohaterem.

Related Articles