Skip to main content

Krzysztofowi Ratajskiemu i Sebastianowi Białeckiemu udało się przepchnąć mecz z Amerykanami  i wygrać 5:4 po deciderze. Trudno jednak chwalić Polaków za tę pierwszą rundę World Cup of Darts, bo to był bardzo przeciętny mecz i omal niespodziewanie nie odpadli. W dalszej rundzie trzeba pokazać więcej.

World Cup of Darts to wyjątkowy i oryginalny turniej darta. Dlaczego tak? Bo po pierwsze reprezentuje się w nim swój kraj, a po drugie gra się w parach, więc można się fajnie wzajemnie motywować. Pary tworzy dwóch najlepszych zawodników z danego kraju. Światowa czołówka to przede wszystkim Anglicy. Oni byliby w stanie wystawić nawet 10 par i każda z nich miałaby szansę na dojście do finału. TOP50 to aż 21 Anglików, zatem reprezentowanie tego kraju to wyjątkowy zaszczyt. Tym razem padło na Michaela Smitha i Jamesa Wade’a, rok temu Wade grał z Dave’m Chisnallem, a dwa i trzy lata temu Smith z Robem Crossem. Kolorytu World Cup of Darts dodaje to, że reszta świetnych Anglików po prostu nie bierze w tym udziału, wybór pada tylko na dwóch najlepszych, a resztę tworzą zawodnicy z innych, często bardzo egzotycznych krajów, którzy nie pokazują się na co dzień w turniejach. W pierwszej rundzie wzięli udział: Włosi, Duńczycy, Gibraltarczycy, Japończycy, Filipińczycy, Węgrzy… a to narody niekojarzące się z dartem.

Niespodzianek w pierwszej rundzie nie było. Wszyscy rozstawieni zameldowali się dalej. Blisko było tego, żebyśmy to my sprawili tę największą, bo Danny Baggish z USA miał nawet lotkę meczową. Aż trzy legi Portugalczykom urwali za to Włosi, jeszcze gorzej od naszych zagrali znani przecież Austriacy – Rowby-John Rodriguez i będący swego czasu w ścisłej czołówce Mensur Suljović. Z wstydliwą średnią 82,71 przepchnęli awans ze słabymi Finami. Równie beznadziejnie zagrali rozstawieni z 6 Irlandczycy z Północy – Daryl Gurney i Brendan Dolan. Mieli jeszcze gorszą średnią i dali aż trzy legi Gibraltarowi. Oni zresztą, jako rozstawieni, w 2020 i 2019 odpadali w pierwszej rundzie. Ten mecz miał potencjał na dorównanie temu, co zrobili kiedyś Szkoci. Pięć lat temu odpadli w pierwszej rundzie z… Singapurem. Anderson i Wright przegrali m.in. z seniorem Paulem Limem z rocznika 1954. To była dopiero sensacja. Ponadto Filipińczycy urwali dwa legi Price’owi i Claytonowi. Urwane legi to jednak wszystko na co było stać outsiderów.

Polacy już czwarty raz z rzędu przebrnęli przez pierwszą rundę. Pewniakiem do występu jest Krzysztof Ratajski, znajdujący się na 16. miejscu w światowym rankingu, ale będacy ostatnio wyraźnie bez formy. Można przypuszczać, że z taką dyspozycją za chwilę wyleci poza TOP20. Drugim naszym reprezentantem był młody Sebastian Białecki, który coraz głośniej puka do bram PDC. W tym roku absolutnie sensacyjnie dotarł do ćwierćfinału UK Open jako kwalifikant z Development Touru i dzięki temu zgarnął takie pieniądze rankingowe, że przesunął się do TOP100. Wyprzedził Krzysztofa Kciuka i Radka Szagańskiego i to on załapał się do kadry na World Cup of Darts. To nie był jednak dobry mecz Białeckiego i Ratajskiego. Pojawiło się mnóstwo wielbłądów na double 20, częste niskie wartości przy schodzeniu z licznika i trzeba było liczyć na błędy rywali, szczególnie bardzo pomagającemu nam Julesowi van Dongenowi.

Początek tego meczu to istna tragedia, jeśli chodzi o poziom. Amerykanie mieli w suumie cztery lotki na zamknięcie lega i tego nie wykorzystali, Ratajski także swoje zmarnował i dopiero Sebastian Białecki skończył double 10. Była to niestety jego pierwsza i ostatnia skończona podwójna. W drugim legu przy kończeniu podwójną 20 Ratajskiemu i van Dongenowi lotka zeszła tak, że obaj trafili w double 1. To było dobre podsumowanie tego, co się tu dzieje. W trzecim legu obaj reprezentanci USA znów zmarnowali w sumie pięć lotek na double 18 i van Dongenowi wreszcie się udało zamknąć. Raz Ratajski miał kończyć 50, ale nawet nie trafił w środkowe koło. Mylił się Białecki, mylili się rywale, wreszcie po ogromnych męczarniach Krzysztof Ratajski zamknął double 20, które było tego dnia koszmarem. Zawodnicy trafiali nawet nie blisko, a gdzieś po napisie Winmau. Po czterech legach Polacy mieli 2/12, a Amerykanie 2/17 na podwójnych, było też dramatyczne 73-75 w średnich.

W drugiej części obudził się Ratajski, rzucając pierwszego w tym meczu maksa. Niestety jednak Białecki nie wykorzystał dwóch lotek na double 8 i Amerykanie po finiszu Baggisha wyszli na prowadzenie 3:2. Krzysztof zaczął grać lepiej i udźwignął końcówkę w trudnych momentach, między innymi w kolejnym legu, w którym w dwóch lotkach zamknął 86 – potrójną 18 i podwójną 16. To był już dużo lepszy “Polish Eagle”. Polacy musieli odrabiać stratę od 3:4 i koniecznie wygrać dwa legi. Wtedy znów klasę pokazał Rataj, rzucając pod wielką presją double 16, gdy już Amerykanie czekali z finiszem. Decider mógł się zakończyć dramatycznie, mimo tego, że Białecki dorzucił w bardzo ważnym momencie maksa. Danny Baggish postraszył, prawie zamykając na tarczy 160. Dwa razy trafił 60 i nie weszła mu tylko lotka meczowa na double 20. Ratajski podszedł do tarczy też mając do skończenia podwójne 20 i zrobił to za pierwszym razem. Można było odetchnąć. Druga runda to już inny rodzaj gry – obaj zawodnicy grają krótki mecz do czterech legów. Jeśli będzie 2:0, to koniec, a jeśli 1:1, to wtedy gramy w duetach. Na pewno to Belgowie dziś będą faworytami.

Related Articles