To najlepszy sezon w karierze Jonny'ego Claytona, który w PDC startuje od 2015 roku. Po wygranej w Masters i w Premier League tym razem był najlepszy w prestiżowym turnieju rankingowym – World Grand Prix. Co bardziej imponujące – rozbił w finale aż 5:1 swojego rodaka i urzędującego mistrza świata – Gerwyna Price'a.
Gerwyn Price po kolei demolował kolejnych rywali aż do półfinału, gdzie z kolei popisał się świetnym come backiem, przegrywając już 0:2 w setach. Oprócz tego, że mierzył się z przeciwnikami, to walczył także z nawrotem kontuzji łokcia. Po tym, jak skończyła się przerwa, to Price'a nie było jeszcze przy tarczy przez dobre dwie minuty. Wtedy jednak włączył tryb mistrza i wygrał wszystkie cztery kolejne sety, pokonując Stephena Buntinga i przedłużając serię wygranych w World Grand Prix do dziewięciu. To on tryumfował w tym turnieju rok temu. Clayton z kłopotami przebrnął przez ćwierćfinał, gdzie przegrywał już 1:2 z Ratajskim. Tam Polak zdecydowanie mu pomógł tym, że nie mógł w ogóle "wejść" do gry.
No właśnie, bo zasady World Grand Prix są nietypowe. Obowiązuje tu zasada "double-in and double-out", co oznacza, że każdego pojedynczego lega trzeba zacząć wartością podwójną i taką zakończyć. W finale spotykają się więc nie ci, którzy namiętnie rzucają po 140 i 180, ale ci, którzy najlepiej radzą sobie z wartościami podwójnymi. Nie wszyscy zaczynają od podwójnego 20, a najlepiej na świecie w tę wartość trafia Gerwyn Price i właśnie dlatego od dziewięciu meczów w World Grand Prix był niepokonany. Poskromił go dopiero walijski kolega, z którym w 2020 roku sięgnęli po World Cup of Darts. W owym 2020 roku hierarchia była jasna – Price był światową czołówką, a Clayton zawodnikiem bez żadnego spektakularnego sukcesu, choć na uwagę zasługiwał na pewno wtedy jego półfinał w UK Open. To Price ciągnął za uszy Claytona, często naprawiał jego błędy i przegrane mecze. On poprowadził walijski duet do tryumfu w Pucharze Świata.
Rok później hierarchia nie jest już tak oczywista, bo Clayton ma swój najlepszy czas w karierze i pnie się w rankingu PDC, po wygranej w World Grand Prix zajmuje siódmą pozycję. Pokonał dużo bardziej utytułowanego przeciwnika. W pierwszym secie od razu wchodził do gry pierwszą lotką, mając aż stuprocentową (!) skuteczność, no i set musiał paść jego łupem. Wynik 5:1 nie oddaje w pełni przebiegu tego spotkania, bowiem do wygranej w drugim i trzecim secie potrzebował Clayton tzw. "decidera" (piątego lega). Oba wygrał, co dało mu prowadzenie 3:0 i spokojną głowę. Liderowi rankingu oddał tylko jednego seta, którego tamten i tak musiał wymęczyć.
"The Ferret" awansował na pozycję numer 7 i zarobił 110 tysięcy funtów. Przede wszystkim był dużo lepszy w kończeniu przy wysokim liczniku. Aż pięciokrotnie udało mu się skończyć lega, mając +100, z czego raz był to nawet maksymalny finisz, a więc 170. Wtedy Gerwyn Price pokręcił tylko głową z uznaniem dla kolegi. Z trzech takich finiszów na tym turnieju – dwa były Claytona. Trudno pokonać gościa, który w ciągu dwóch legów robi checkout na poziomie 170, a potem zaraz znowu 164. W ostatnim, szóstym secie skończył dwa legi, mając na tablicy 152 i 116. Gerwyn Price nie miał szans z tak świetnie dysponowanym Claytonem, który nie dość, że bardzo szybko doublem wchodził w mecz, co nie było regułą u mistrza świata, to jeszcze zaliczał tak wysokie finisze, które odbierały motywację do gry.