Mika Kojonkoski miał zrewolucjonizować chińskie skoki narciarskie. Plany były bardzo ambitne, bo zakładały przygotowania do igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2022 roku. Do imprezy pozostały cztery miesiące, a Kojonkoskiego… zwolniono. I to telefonicznie.
Jesień, 2018 rok. Mika Kojonkoski podjął się niecodziennego projektu. Fiński trener, który zasłynął z prowadzenia reprezentacji Norwegii w latach 2002-2011, miał stworzyć Ljokelsoey'ów, Romorenów czy Jacobsenów w… Chinach. I to od podstaw. Bo przecież tradycje chińskich skoków narciarskich są równe zeru. Wystartowali na igrzyskach olimpijskich w Pekinie w 2006 roku, zajmując 16. miejsce w drużynie na 16 zespołów. Spośród czterech najgorszych skoków – trzy padły udziałem chińskich zawodników. Żaden z zawodników nie zaznaczył się w Pucharze Świata. Mika Kojonkoski podjął się więc zadania niemal niemożliwego. Miał wszystko nadzorować, wyszkolić odpowiednio trenerów i przygotować Chińczyków na IO w 2022 roku. Kadrę męską i żeńską.
Jednym ze szkolonych był Yang Guang, który w momencie przejęcia kadry przez Kojonkoskiego miał 34 lata. To jeden z czwórki, którzy startowali w 2006 roku. Skoczył 85 metrów i był najgorszy spośród 64 zawodników konkursu drużynowego. Przez prawie 10 lat nie skakał, ale wrócił do reprezentacji, chcąc wziąć udział w igrzyskach. Największym talentem w reprezentacji jest urodzony w 2001 roku Qiwu Song, który zdobył dwa punkty w jednym z tegorocznych konkursów Letniego Grand Prix. To już typowy produkt Kojonkoskiego, który wszystkiego nauczył się w ciągu dwóch i pół roku. Trenować zaczął jako 17-latek, właśnie pod okiem fińskiego trenera. Wcześniej uprawiał lekkoatletykę, a konkretnie bieg na 400 metrów przez płotki.
Chińczycy zwolnili Kojonkoskiego, kiedy ten wracał akurat z zawodów Letniego Grand Prix w Klingenthal. Jego jedyny zawodnik (a więc oczywiście Qiwu Song) nie zakwalifikował się do konkursu, zajmując 61. pozycję. Cztery z sześciu skoczkiń nie przeszły nawet kwalifikacji, a dwie pozostałe nie awansowały do pierwszej serii konkursu. To przeważyło. Mika miał prowadzić chińską kadrę do końca kwietnia 2022 roku. Za powód zwolnienia podano po pierwsze niewystarczające metody treningowe, a po drugie stosunkowo rzadkie treningi. W Chinach obowiązuje treningowy reżim, jeśli chodzi o sport. Zawodnicy trenują tam już od najmłodszych lat pod nadzorem, co później owocuje w liczbie medali na igrzyskach olimpijskich. Tak po prostu są nauczeni od maleńkości. Kojonkoski nie potrafił tego właśnie zrozumieć, podkreślając, że nie chce prowadzić kadry robotów.
Fiński trener zaczynał od tournee po Chinach, w którym wyłaniał ze szkół sportowych najzdolniejszych zawodników pod kątem aparycji, motoryki itp. Kojonkoski uczył ich wszystkiego od podstaw, a jego największym sukcesem jest właśnie wprowadzenie "na salony" Qiwu Songa. Trenowali tam także: Heinz Kuttin, Janne Happonen czy Jure Radelj i Jani Klinga, ale wszystkim trudno było pojąć tę mentalność. Jeszcze niedawno Mika Kojonkoski przyznawał, że ma w swoim składzie jednego zawodnika i cztery zawodniczki, którzy wystartują na igrzyskach w Pekinie. Taka Bing Dong punktowała już w Letnim Grand Prix, a Qingyue Peng wygrała konkurs FIS Cup. Projekt się jednak skończył, bo metody treningowe były po prostu… zbyt lajtowe. Mówiąc wprost – trener miał do skoczków i skoczkiń zbyt ludzkie podejście. A tak się w Chinach nie trenuje.