Żużlowy cykl Grand Prix rozpędza się i w ten weekend będzie już za półmetkiem. Po dwóch turniejach w Pradze i dwóch we Wrocławiu, pora na kolejne dwa – tym razem w Lublinie. Stolica Lubelszczyzny nigdy nie gościła najlepszych żużlowców na świecie, ścigających się w IMŚ. Jak wypadnie ten debiut i kto będzie miał najwięcej powodów do radości?
Lublin jeszcze kilka lat temu nie miał nawet swojej drużyny w rozgrywkach ligowych, bowiem ówczesny KMŻ Lublin po prostu z powodu problemów finansowo-organizacyjnych nie zgłosił się do sezonu. Od tego czasu nad Bystrzycą pisze się jednak piękny żużlowy sen. Odbudowa drużyny, awans do I ligi, a potem kolejny – do Ekstraligi. Tam pewne utrzymanie rok po roku, a w tym sezonie zapewnione play-offy, a kto wie – być może nawet medal DMP. Do tego Lublin był już organizatorem rundy Speedway European Championship, a także zeszłorocznego Speedway of Nations. Finał SoN okazał się kompletną klapą, ale niekoniecznie z winy organizatorów – po prostu niemożebnie padało i udało się rozegrać dosłownie cząstkę z zaplanowanych dwudniowych zawodów. Tegoroczne Grand Prix ma wynagrodzić fanom czarnego sportu w Lublinie tamto niepowodzenie. Póki co jednak przed organizatorami mnóstwo w pracy. W czwartek w Lublinie padało niemal non stop, a i piątek zapowiada się deszczowo. Pożyczona z Wrocławia plandeka ochronna ma uratować tor i zawody, ale czy to się uda?
Po dwóch weekendach, a co za tym idzie czterech turniejach, w cyklu jest bardzo ciekawie. Praga należała do Macieja Janowskiego, któremu przeważnie szło w stolicy Czech jak po grudzie. Magic w piątek wygrał, a w niedzielę w przełożonych z soboty zawodach był drugi. Wydawało się, że w rodzinnym Wrocławiu Janowski może powiększyć przewagę i zrobić milowy krok w kierunku złotego medalu, a przynajmniej pierwszego w karierze podium IMŚ. W piątek na Stadionie Olimpijskim Janowski był drugi, jedynie za plecami Bartosza Zmarzlika. W sobotę było już gorzej – Zmarzlik ponownie wygrał, ale Janowski przepadł w półfinale. Tym samym Polak jest wciąż na prowadzeniu, ale ex aequo z Artemem Łagutą. Trzeci jest Zmarzlik, który w Pradze dwukrotnie zajmował 3. miejsce w swoich półfinałach, ale we Wrocławiu dwukrotnie triumfował. Tym samym lider Stali Gorzów pokazał, że nie zamierza rezygnować z marzeń o trzecim z rzędu tytule mistrza świata. A w Lublinie Zmarzlikowi przeważnie jeździło się bardzo dobrze, więc być może już dziś lub jutro obejmie on prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Ma raptem trzy punkty straty do Janowskiego i Łaguty.
W czołówce Speedway Grand Prix są jeszcze Emil Sajfutdinow, Fredrik Lindgren, Tai Woffinden i Leon Madsen. Medal dla któregokolwiek z pozostałych żużlowców należałoby oceniać w kategoriach dużej niespodzianki. Zresztą, strata Madsena i Woffindena też jest już spora – to 22 pkt do lidera. Oczywiście, można to zniwelować, ale to już zadanie z gatunku tych trudniejszych.
Jak na razie całkowicie zawodzi Krzysztof Kasprzak, który fatalną formę z rozgrywek ligowych przełożył także na rywalizację w Grand Prix. W dwóch turniejach we Wrocławiu popularny KejKej na 10 startów tylko raz nie był ostatni – pokonał wykluczonego Gleba Czugunowa. To najlepsza, a raczej najgorsza recenzja jego jazdy.
W lubelskich turniejach w roli dzikiej karty obejrzymy Dominika Kuberę z miejscowego Motoru. Wychowanek leszczyńskich Byków jeździ swój pierwszy sezon po zakończeniu wieku juniora. Okazał się naprawdę solidnym wzmocnieniem siły Koziołków. Czy jednak w stawce najlepszych zawodników na świecie będzie w stanie punktować?
Po lubelskim weekendzie światowa elita przeniesie się do Szwecji – za tydzień jeden turniej w Mallili na Skrotfrag Arena. Potem jeszcze w sierpniu rosyjskie Togliatti – również jeden turniej. We wrześniu odjechane zostanie tylko jedno Grand Prix – w Vojens. Cykl zafiniszuje w pierwszych dniach października na toruńskiej Motoarenie, gdzie obejrzymy dwa turnieje.