Skip to main content

Ferdynand Kiepski mawiał, że są na świecie takie rzeczy, które się fizjologom nie śniły. Fizjologom na pewno nie śniło się to, co w środku nocy zrobił mało znany szerszej publiczności – Dawid Tomala. Polak sprawił sensację i wygrał chód na 50 kilometrów. Po południu srebro w rzucie oszczepem dorzuciła do naszej gabloty jeszcze Maria Andrejczyk. To był kolejny miły dzień.

Ten złoty medal to jak scenariusz przepompowanego do granic patosu filmu. Tyle, że nie był to film, a historia, która uderzyła nas późną nocą, jak dzwon. I jest to pewnie najbardziej sensacyjne polskie złoto olimpijskie w XXI wieku, bo nikt normalny nie stawiał przecież na Dawida Tomalę. Większość z nas smacznie sobie spała o tej porze albo ktoś w nocy zadzwonił do kogoś – bo Polak po 30 kilometrach prowadzi. To nie jakiś wybitnie uzdolniony nastolatek, a 32-letni sportowiec, który mnóstwo startów ma już za sobą i to bez międzynarodowych sukcesów. Ostatnie mistrzostwa świata w chodzie na 20 km ukończył jako 32. Jego nazwisko niewiele mówiło weekendowym fanom sportu. Jedynym sukcesem Tomali było młodzieżowe mistrzostwo Europy sprzed 10 lat, ale to i tak na 20 kilometrów. Zdobywał też mistrzostwa Polski na 5 i 10 kilometrów. 50 kilometrów szedł w swojej karierze po raz trzeci. Za pierwszym razem trasy nie ukończył, za drugim uzyskał minimum olimpijskie w Dudincach na Słowacji. Wtedy jednocześnie zdobył też mistrzostwo Polski. Jego trzeci start to już złoto olimpijskie.

Dawid Tomala przyznał później w wywiadzie, że tak naprawdę nie miał żadnego pomysłu na ten wyścig. Mówił też, że tempo było tak wolne, że postanowił przyspieszyć, bo… mu się nudziło. Zrobił to na 30 kilometrze i wypracował taką przewagę, że już nie dał się dogonić.  W pewnym momencie grupa pościgowa traciła do niego już trzy minuty. Zwolnił na ostatnich kilometrach, ale wypracowana przewaga była tak duża, że i tak spokojnie wygrał. Dwunasty do mety doszedł Artur Brzozowski, a Tomala zapytał go wtedy: – Czaisz to? Brzozowski odparł, że to jest, "kurwa, niemożliwe". Niestety to ostatni olimpijski finał w chodzie na 50 kilometrów. Za trzy lata konkurencja wypada z obiegu. Tomala został więc ostatnim mistrzem olimpijskim i nawiązał do trzykrotnego mistrza na tym dystansie, czyli oczywiście Roberta Korzeniowskiego. Dzisiaj Dawida Tomalę zna już cała Polska. Wyprzedził wszystkich, bo mu się nudziło.

Kolejny medal dołożyła dziś Maria Andrejczyk, ale tutaj już jak najbardziej mogliśmy się tego spodziewać, w końcu Andrejczyk to jedyna oszczepniczka, która w tym sezonie przerzuciła 70 metrów. Polka zdobyła srebro, przegrała jedynie z Chinką Shiying Liu. Azjatce wyszedł jednak tylko jeden rzut. W eliminacjach zajęła 9. miejsce i nikt nie stawiał na złoto w jej przypadku, a bardziej już na tryumf Amerykanki – Maggie Malone. Malone, jak się okazało, nie weszła nawet do ósemki. Liu w pierwszym rzucie uzyskała 66,34 m i prowadziła już do końca konkursu. Dwie próby spaliła, raz rzuciła ponad 63 m, a do dwóch ostatnich nie podeszła przez uraz. Srebro to wielki sukces Marii Andrejczyk z uwagi na problemy z barkiem, o których co rusz słyszeliśmy. Pięć lat temu do brązowego medalu zabrakło jej ledwie dwóch centymetrów. Srebrna medalistka już zapowiedziała, że nie zamierza poprzestać na krążku z Tokio.

Tym większy podziw i uznanie budzi ten medal, bo został okupiony mnóstwem kontuzji i czterema operacjami, dlatego nasza najlepsza oszczepniczka nie kryła łez przed kamerami TVP Sport. Tak naprawdę tylko ona wie, ile rzeczywiście ją to wszystko kosztowało. Jak czytamy na stronie sport.pl – po Rio przeszła dwie operacje zatok, operację barku, a także operację stawu skokowego. Nie miała wiele startów w sezonie oprócz tego, gdzie posłała oszczep na odległość 71,40 m (trzeci wynik w historii). Na igrzyska przyjechała przygotowana, choć i tak żałowała, że nie był to jej dobry dzień, ale zrobiła tyle, na ile pozwolił jej bark. 64,61 dało w finałowym konkursie drugą pozycję, choć zrobiło się groźnie po rzucie Kelsey-Lee Barber. Australijce zabrakło tylko pięciu centymetrów. Jest to trzeci w historii polski medal w rzucie oszczepem. Brązowy zdobyła Maria Kwaśniewska w 1936 roku, a srebrny Janusz Sidło w 1956.

Related Articles