Skip to main content

To Maciej Janowski miał królować na swoim torze we Wrocławiu, a tymczasem dwa turnieje Grand Prix wygrał obrońca tytułu, Bartosz Zmarzlik. Zaprezentował on taką jazdą, którą kibice na Olimpijskim zapamiętają na bardzo długo. Bardzo ciasno zrobiło się na szczycie klasyfikacji generalnej.

W piątkowy wieczór od początku ton rywalizacji nadawali faworyci. Bardzo dobrze spisywali się Zmarzlik, Artem Łaguta, Leon Madsen i – tu lekka niespodzianka – Robert Lambert. Ciut słabiej jechał Janowski, ale i on koniec końców załapał się do najlepszej ósemki. Półfinały to już zupełnie odrębna historia. Ten pierwszy rozgrywany był na raty. Najpierw w taśmę wjechał Robert Lambert, niwecząc swój trud w fazie zasadniczej. W drugiej odsłonie do mety na prowadzeniu popędził Maciej Janowski, który świetnie orbitował na „swoim torze”. Za jego plecami twardo o finał walczyli Leon Madsen i Emil Sajfutdinow. W końcu Rosjanin upadł na tor. Sędzia po analizie powtórek uznał, że winny jest Duńczyk. Wykluczył go i zaliczył wyniki – Janowski pierwszy, Sajfutdinow drugi. W drugim półfinale takich perypetii nie było. Świetnie ze startu wyszedł Łaguta, a za jego plecami szybko zameldował się Zmarzlik. Mistrz świata miał apetyt na ściganie się z Rosjaniniem, ale ostatecznie zwyciężył zdrowy rozsądek – zysk z wyprzedzenia Łaguty byłby niewielki, a ryzyko utraty 2. miejsca całkiem spore. Bez awansu do finału zostali Fredrik Lindgren i Martin Vaculik.

W pierwszej odsłonie finału mieliśmy bardzo podobną sytuację jak w pierwszym półfinale. Tym razem Sajfutdinow upadł po starciu z Janowskim. Wydawało się, że oczywistą sprawą będzie wykluczenie Magica. Po paru minutach wszyscy przeżyli lekki szok, gdy zapaliło się światło oznaczające wykluczenie Emila. Komentatorzy Canal+ użyli nawet słowa „jaja”, wskazując na niekonsekwencję sędziego. Poobijany Sajfutdinow do drugiej odsłony zatem już nie wyjechał, choć trudno było mu się z tym pogodzić. W powtórce niesamowitą walkę na dystansie stoczyli Janowski i Zmarzlik, ale pretendent musiał uznać wyższość aktualnego mistrza. Ich rywalizację trzeba zobaczyć.
 

Sobota ponownie należała do Zmarzlika. Przy obecnej punktacji rundy zasadnicze nie są aż tak ważne – liczy się awans do półfinału, a prawdziwa walka o punkty do klasyfikacji generalnej rozpoczyna się właśnie wtedy. Za nieudany piątkowy turniej w sobotę rehabilitował się trzykrotny mistrz świata, Tai Woffinden, jeździec miejscowej Sparty. Bardzo dobry znów był Leon Madsen. Nie zawodził także Zmarzlik. Janowski także awansował do półfinału bez większego problemu. Jako pierwsi do finału awansowali Madsen i Woffinden, którzy wyprzedzili Sajfutdinowa i Lamberta. Anglik po raz drugi z rzędu zajął więc ostatnie miejsce w półfinale. W drugim półfinale polscy kibice liczyli na sukces Zmarzlika i Janowskiego, ale tak dobrze nie było. Mistrz świata znów jechał za plecami Łaguty – dokładnie tak jak w piątek. Tym razem jednak ambitny Zmarzlik wyprzedził Rosjanina na ostatnim okrążeniu. Trzeci do mety dojechał Max Fricke, a lider klasyfikacji generalnej po raz pierwszy w sezonie finał oglądał już w parku maszyn.

Finał? A co tu dużo mówić – to trzeba zobaczyć!

 

 

Trudno nie przywoływać wspomnień z 1999 roku, kiedy na tym samym torze w Grand Prix Polski triumfował Tomasz Gollob. Wtedy na mecie w podobny sposób ograł Jimmy’ego Nilsena. Teraz Zmarzlik, dla którego Gollob zawsze był mentorem, pokazał, że potrafi ścigać się dokładnie tak samo.

Co oznaczają te wyniki Grand Prix? W „generalce” mamy dwóch liderów – Janowskiego dogonił Artem Łaguta (po 66 pkt). Na trzecie miejsce awansował już podwójny zwycięzca z Wrocławia – Zmarzlik (63 pkt). Blisko podium jest Sajfutdinow (58 pkt). Na kolejnych miejscach Lindgren, Woffinden i Madsen, ale straty już dość poważne.

Nie wspomnieliśmy jeszcze o trzecim z Polaków, ale nie bardzo jest o czym wspominać. W piątek Krzysztof Kasprzak nie zdobył nawet punktu. W sobotę przywiózł jedno oczko, ale tylko dzięki wykluczeniu Gleba Czugunowa…

Co ważne – dla kibiców żużla weekend się jeszcze nie skończył. Dziś dwa mecze w PGE Ekstralidze. O 16:30 Falubaz Zielona Góra będzie próbował sprawić niespodziankę i pokonać Unię Leszno. Gdyby się udało, utrzymanie w Ekstralidze byłoby praktycznie przesądzone. Ale to mimo wszystko mało prawdopodobne. Wszyscy jednak ostrzą sobie zęby na 19:15 i mecz Stali Gorzów ze Spartą Wrocław. Janowski i Zmarzlik znów będą mogli się zmierzyć ze sobą, ale przede wszystkim możemy poznać zwycięzcę sezonu zasadniczego w lidze. Na razie Sparta ma oczko więcej. Stal by wygrać za trzy punkty musi zdobyć 53 punkty! Trzeba przyznać, że to ogromne wyzwanie, szczególnie że gorzowianie mają problemy kadrowe, związane z kontuzjami ważnych ogniw.

Related Articles