Skip to main content

To oficjalnie koniec walki. Szóstka polskich pływaków złożyła ślubowanie, przyleciała do Japonii, ale w igrzyskach… nie wystąpi. System zgłoszeń przerósł przerósł Polski Związek Pływacki, czyli tych, którzy zajmują się tym na co dzień.

Dziś rano zapadła ostateczna decyzja w sprawie polskich pływaków, ale niczego dobrego raczej nie można się było spodziewać, skoro wystąpił błąd podczas zgłoszenia. Rozpoczyna się klasyczne szukanie winnego – za zgłoszenia odpowiada Polski Związek Pływacki, ale przecież przyklepuje je Polski Komitet Olimpijski, później także Międzynarodowy Komitet Olimpijski, zawodnicy dostają akredytacje itd… a to z kolei Światowa Federacja Pływacka miała nie odpisać PZP na maila… sytuacja jednak jest taka, że źle zinterpretowano przepisy, a zawodnicy dowiedzieli się, że nie ma ich na listach startowych już po przylocie do Tokio. Prezes Polskiego Związku Pływackiego, czyli Paweł Słomiński, ma jeszcze się odnieść do sprawy w oświadczeniu.

Cały błąd polega na tym, że w przypadku awansku na igrzyska obowiązywało tzw. minimum A oraz minimum B. Pierwszy dawał od razu kwalifikację indywidualną, a drugi natomiast dawał ją tylko w przypadku zaproszenia przez Światową Federację Pływacką i takie zaproszenie od Federacji otrzymał jedynie Kacper Stokowski. Można było więc zgłaszać takich zawodników tylko do sztafet. I właśnie ten punkt został źle zinterpretowany. Zaproszenia nie otrzymała szóstka: Alicja Tchórz, Aleksandra Polańska, Paulina Peda, Jan Kozakiewicz, Jakub Kraska i Mateusz Chowaniec. Polski Związek najpierw zgłosił za dużo nazwisk do sztafet, a później w ramach korekty połowę pływaków zgłosił do zawodów indywidualnych. A oni bez zaproszenia przez Światową Federację Pływacką startować nie mogli ze swoim minimum B. Dowiedzieli się o tym już w Tokio, natomiast nie było wielkich nadziei na to, że Komitet i Federacja Pływacka ugną się i pozwolą szóstce Polaków na start, mimo oczywistego błędu z naszej strony.

Wymieniona szóstka zawodników jest poza listą, ale nie jest wykluczone, że wszyscy pojadą do domu. Przed trenerami bardzo trudna decyzja, ponieważ polska kadra otrzymała pozwolenie na wymianę trójki zawodników "bez biletu" na tych, którzy zostali zgłoszeni tylko do sztafet (siódemka pływaków). Nie wiadomo więc jaką decyzję podejmą trenerzy. W każdym razie mleko rozlało się po całej kuchni i nie jest to dobra reklama dla polskiego pływania. Ostatnio zresztą ten związek nie popisuje się profesjonalizmem, bo zamiast z sukcesów sportowych jest kojarzony raczej z błędami w zgłoszeniach, choćby Konrada Czerniaka w 2016 roku, kiedy przed startem na 100m stylem dowolnym dowiedział się dzień wcześniej, że nie ma go w ogóle na liście, bo ktoś nie dopełnił formalności. Przez ich list do Federacji na IO nie pojechał też Marcin Cieślak, ponieważ komuś pomyliły się terminy kwalifikacji, a Cieślak ze swoim wynikiem był pewniakiem do wyjazdu.

Całe te zasady wyglądają dla laika na skomplikowane, ale nie powinny takie być dla ludzi, którzy zajmują się tym na co dzień i reprezentują tę dyscyplinę. A już tym bardziej, że głównie mówi się o pływaniu podczas igrzysk olimpijskich. Zawodnicy poświęcili wiele z życia prywatnego, żeby tylko popłynąć na wymarzonych igrzyskach, a wszystko jak krew w piach przez nieodpowiedzialność. Taka Aleksandra Polańska chociażby zrezygnowała ze studiów, żeby poświęcić się treningom. Tak bowiem wyznał jej trener. 21-latka obecnie przebywa w wiosce i wylewa mnóstwo łez. Cały jej trud może pójść na marne. Jej oraz piątki innych zawodników, którzy muszą zostać skreśleni i wysłani do domów, bo ktoś się nie zna na przepisach, a chyba powinien.

Related Articles