W weekend pożegnaliśmy się ze skokami narciarskimi w sezonie 20/21. Sezon był to z wielu względów dziwny. Puste trybuny, ciągłe testy na covid, odwołane konkursy, łatanie kalendarza Pucharu Świata, a do tego niespodziewany triumfator Kryształowej Kuli. Pora podsumować sobie tych kilka miesięcy.
Największy wygrany? Halvor Egner Granerud. W sezonie 2019/20 zdobył 8 punktów Pucharu Świata. W kolejnym? Wyskoczył jak diabeł z pudełka i zdobył 11… zwycięstw w konkursach indywidualnych! Dorzucił do tego srebro Mistrzostw Świata w lotach indywidualnie i złoto w drużynie. Na Mistrzostwach Świata w Oberstdorfie medal zdobył tylko w konkursie mikstów, ale do tego wrócimy. Tak czy inaczej – Norwego dominował praktycznie od początku. Przed Turniejem Czterech Skoczni wygrał 5 kolejnych konkursów. Potem doskonale spisywał się znów na przełomie stycznia i lutego, dorzucając kolejne zwycięstwa. Ze skoczka, który nie miał żadnych osiągnięć seniorskich, nagle stał się Norwegiem z największą liczbą indywidualnych zwycięstw w Pucharze Świata! Teraz przed Granerudem zadanie jest jedno – utrzymać tę formę i w kolejnym sezonie powalczyć o kolejne laury. A przecież, jak niemal co sezon, będzie co wygrywać.
Największy przegrany? Choć to brzmi kretyńsko, to także można by wskazać Graneruda. Przegrał o włos tytuł mistrzowski w lotach w Planicy. Potem będąc głównym faworytem Turnieju Czterech Skoczni nie stanął nawet na podium imprezy. Z Mistrzostw Świata w Oberstdorfie, gdzie wygrywał wszystkie serie treningowe, przywiózł raptem jeden medal i to z mało prestiżowego konkursu drużyn mieszanych. Na normalnej skoczni indywidualnie zajął 4. miejsce, a na dużej się nie pojawił, bo dopadł go koronawirus. Wielki pech. Jakby tego było mało odwołano cykl konkursów Raw Air. Granerud w całym sezonie miał okazji poskakać w swojej ojczyźnie, a do tego przepadła mu szansa na wygranie tej imprezy i zgarnięcie niemałej kasy. Choć pewnie z dodatnim wynikiem testu na koronawirusa ta szansa i tak by przepadła. Tak czy inaczej – pech.
Kogo poza Granerudem warto wyróżnić za ten sezon? Na pewno Karla Geigera – kolekcjonera medali. Niemiec na MŚ w lotach w Planicy sięgnął po złoto w konkursie indywidualnym i srebro w drużynie. Z kolei z Mistrzostw Świata w Oberstdorfie przywiózł aż cztery krążki! Najpierw srebro ze skoczni normalnej indywidualnie i złoto w mikstach. Potem na dużym obiekcie Geiger dołożył brąz indywidualnie i złoto w drużynie. Medalowy licznik Geigera naprawdę jest imponujący. Na koniec sezonu wygrał jeszcze Planica 7 i Małą Kryształową Kulę za loty narciarskie. Choć w całym sezonie był tak równy jak jego rodak, Markus Eisenbichler, to pewnie nr 2 sezonu Pucharu Świata chętnie zamieniłby się z nim na osiągnięcia. Eisenbichler poza sukcesami w konkursach drużynowych, nie miał większych powodów do radości.
Co z Polakami? Mamy mieszane uczucia. Zacznijmy od dobrych stron tego sezonu. Te z pewnością to triumf Kamila Stocha w Turnieju Czterech Skoczni i cała klasyfikacja tej imprezy. Na podium stanął jeszcze Dawid Kubacki (3.), a tuż za podium znaleźli się Piotr Żyła (5.) i Andrzej Stękała (6.). Forma z Turnieju Czterech Skoczni wskazywała, że Polska w cuglach wygra Puchar Narodów i przede wszystkim złoto w Oberstdorfie. Potem nie było jednak tak pięknie. Forma gdzieś uleciała. Ostatecznie w mistrzowskich konkursach drużynowych udało się sięgnąć po dwa brązowe medale, a w Pucharze Narodów nie mieliśmy podjazdu do Norwegów. Chwilę radości dał nam jednak Piotr Żyła, który niespodziewanie zdobył złoty medal MŚ na mniejszym obiekcie. Potem był także naszym liderem w drużynówce – gdyby jej wyniki przełożyć na konkurs indywidualny, Żyła miałby kolejne złoto. Niestety, konkurs indywidualny był dzień wcześniej, a Żyła zajął w nim 4. miejsce. Sukcesem tego sezonu dla Polaków jest na pewno także liczba zawodników, którzy punktowali w Pucharze Świata. Dość powiedzieć, że w finałowym konkursie w Planicy mieliśmy aż sześciu biało-czerwonych, choć ten szósty, Klemens Murańka, wszedł trochę kuchennymi drzwiami, wykorzystując kontuzję Daniela-Andre Tandego. Tak czy owak – punktowali i Jakub Wolny, i Aleksander Zniszczoł, i Paweł Wąsek i nawet Maciej Kot na początku sezonu. Wszyscy członkowie brązowej drużyny stawali na podium, a Stoch i Kubacki potrafili wygrywać konkursy. Przebojem do szerokiej czołówki światowych skoków wdarł się Stękała, który miał już myśli o zakończeniu kariery, a na życie zarabiał pracując w karczmie. W tym sezonie jednak dużo więcej zarobił na skoczniach.
Czy było więc idealnie? Raczej nie. Można się przyczepić do zmiennej formy biało-czerwonych. Na MŚ w lotach żaden z naszych nie był w stanie powalczyć indywidualnie. W drugiej części sezonu formę zgubili Dawid Kubacki i Kamil Stoch. W efekcie Oberstdorf był dla nich porażką, choć osłodzoną brązem „drużynówki”. Można, wzorem Rafała Kota, zastanawiać się, czy w momencie, gdy widać było regres formy naszych liderów, nie należało zabrać skoczków na obiekty w Polsce i potrenować. Stoch głośno w wywiadach mówił o powtarzających się błędach, których nie umie wyeliminować, a które kosztują go cenne metry. Potem nasz mistrz męczył się na Mistrzostwach Świata czy podczas finałowego weekendu sezonu w Planicy. Doleżal jakby zlekceważył wołanie naszych liderów. Pojechaliśmy do Rasnova – w sumie nie wiadomo po co, bo Puchar Świata był już w rękach Graneruda. Czy to nie był najlepszy moment na intensywne treningi i próbę wypracowania odpowiedniej formy? Pewne jest to, że Stoch i Kubacki w optymalnej formie to niemal pewniacy do medali. Słaby obraz całej drugiej części sezonu zamazał na szczęście Żyła. To był nasz diabeł z pudełka. Mało kto na niego liczył, a tymczasem przyniósł nam on radość w Oberstdorfie. W miniony weekend także był najlepszym z biało-czerwonych.
Osiągnięcia bronią Doleżala, który poprowadził Polaków do kilku znaczących sukcesów. Apetyty naszych kibiców są jednak ogromne i wynikają z ogromnego potencjału, jaki wciąż ma nasza drużyna. Wydaje się, że część tego potencjału została zmarnowana, a najbardziej dziwi nie obniżka formy, bo to zdarza się każdemu, a brak reakcji sztabu na tę obniżkę. Mając w perspektywie najważniejszą imprezę sezonu, można oczekiwać radykalnych kroków, by mieć swoich asów w optymalnej dyspozycji.
Co dalej z Doleżalem? Zapewne zostanie na swoim stanowisku, choć ostatnia medialna burza, którą wywołały słowa Rafała Kota, może rykoszetem dotknięć także czeskiego trenera. PZN najprawdopodobniej nie ma jednak zamiaru szukać nowego opiekuna kadry. W przyszłym sezonie czekają nas Igrzyska Olimpijskie i na pewno będziemy liczyć na medale we wszystkich konkursach, może poza mikstem, gdzie póki co ze względu na umiejętności naszych zawodniczek szans na to nie ma. To już ostatnie podrygi wielkiej kariery Stocha. Jeszcze starszy jest Żyła, a i Kubacki to nie młodzieniaszek. Sukcesów w Pekinie wyczekujemy tak samo mocno, jak objawienia kilku młodych skoczków, zdolnych przejąć schedę po mistrzach świata.