
Nikt nie jest w stanie zatrzymać Halvora Egnera Graneruda. Norweski skoczek wygrał właśnie dwa kolejne konkursy Pucharu Świata i tylko kataklizm mógłby odebrać mu Kryształową Kulę. W Klingenthal znów obejrzeliśmy trochę nierównych, popełniających błędy Polaków. Czekamy więc na stabilizację formy, pełni nadziei, że w tym sezonie jeszcze będzie przepięknie.
Granerud po sobotnim skakaniu mógł się pochwalić się nie tylko dziewięcioma zwycięstwami w tym sezonie Pucharu Świata, ale też dziewięcioma z rzędu wygranymi seriami. Granerud wygrywał bowiem ostatnio nie tylko konkursy, ale także wszystkie treningi, kwalifikacje czy prologi. Jego niezwykła seria zakończyła się w niedzielę. W serii próbnej lepszy był jego rodak – Robert Johansson. Z kolei po pierwszej serii konkursowej na prowadzeniu znalazł się Markus Eisenbichler. Niemiec po swoim drugim skoku ekspresyjnie okazywał radość, ale chyba nie zdawał sobie sprawy, że Granerud skoczył bardzo daleko, w dodatku z obniżonej na życzenie trenera belki. Finalnie wicelider PŚ wylądował na 3. miejscu, ustępując Granerudowi i Borowi Pavlovciciowi.
No właśnie – Pavlovcić. Słoweniec to odkrycie ostatnich tygodni. W Klingenthal zajął 3. i 2. miejsce. Imponuje formą i to on rzucił największe wyzwanie Granerudowi. Oczywiście – do Mistrzostw Świata w Oberstdorfie jeszcze trochę czasu, ale na dziś Pavlovcić to jeden z kandydatów do medalu. Nie bez przyczyny rozpoczęły się porównania do Roka Benkovicia, który 16 lat temu, również w Oberstdorfie, sensacyjnie sięgnął po złoto MŚ indywidualnie i brąz w drużynie. Były to w zasadzie jedyne poważne sukcesy Słoweńca, który nigdy nie skończył sezonu Pucharu Świata choćby w czołowej „15”! Zresztą – nie miał zbyt wielu okazji, bo w wieku 21 lat zakończył karierę!
Wróćmy jednak do Klingenthal. W niedzielę Pavlocić na podium rozdzielił Graneruda i Eisenbichlera. W sobotę stał na nim wraz z Granerudem i Kamilem Stochem. Polak w treningach i prologu prezentował się przeciętnie lub po prostu słabo, ale w tym sezonie Kamil dość często kompletnie nie przykłada się do takich prób. Traktuje je raczej testowo. W konkursie pokazał klasę i można stwierdzić, że wśród ludzi był najlepszy, bo norweski lider PŚ to aktualnie nadczłowiek. Tuż za podium był Piotr Żyła, szósty Dawid Kubacki, 14. Jakub Wolny, 21. Andrzej Stękała, a 30. Klemens Murańka. Ten konkurs był zastrzykiem optymizmu.
Niedzielny pozytywnych wibracji polskim kibicom przyniósł znacznie mniej. Kamil Stoch po pierwszej serii był 4., ale oddał naprawdę dobry skok i jego strata była minimalna. Niestety – w drugiej serii rozpoczęły się naprawdę bardzo dalekie loty. Stoch skoczył za krótko i spadł na 6. miejsce. Wspaniale w drugiej próbie pofrunął Dawid Kubacki, zaliczając 146 metrów. Niestety, po pierwszym skoku był 12. i jedynie podreperował swoją ostateczną lokatę, kończąc zawody tuż za plecami Stocha. Piotr Żyła zawalił pierwszy skok i uplasował się na 17. miejscu. Oczko niżej był Stękała, a trzy pozycje dalej Wolny. Tym razem bez punktów Murańka oraz Pilch, który z Klingenthal nie przywiózł żadnej zdobyczy.
Karuzela Pucharu Świata przenosi się do Zakopanego – już drugi raz w tym roku. Stolica polskich Tatr tym razem jest zastępstwem za odwołane już wcześniej konkursy w Zhangjiakou w Chinach, stanowiące przedolimpijską próbę. Polsce przysługiwać będzie dodatkowa pula zawodników. Nieobecny w Klingenthal trener Michal Doleżal będzie miał okazję przejrzeć kadrę, co w kontekście zbliżających się MŚ ma duże znaczenie.