Po weekendzie Pucharu Świata w Zakopanem uczucie, które może towarzyszyć polskim kibicom to niedosyt. W sobotę mimo prowadzenia przez większą część konkursu biało-czerwoni ostatecznie zajęli 2. miejsce w „drużynówce”. W niedzielę naszych zawodników zabrakło na podium. Na pewno nie tak wyobrażaliśmy skoki na Wielkiej Krokwi. Na pocieszenie – to nie ostatni taki weekend w tym sezonie.
W sobotę od drugiej grupy skoczków w pierwszej serii Polacy prowadzili, systematycznie powiększając przewagę. Gdy ta dochodziła do 30 punktów, w przedostatnim skoku zawiódł Andrzej Stękała. Nie poradził sobie z trudnymi warunkami i wylądował na ledwie 115 metrze. Chwilę wcześniej dużo dalej pofrunął Philipp Aschenwald (133 m) i z przewagi Polaków nie zostało nic. Mało tego – w ostatniej próbie Dawid Kubacki musiał odrabiać straty.
Niestety – odrobić się nie udało. Świetnie skaczący Daniel Huber powiększył jeszcze przewagę i finalnie Austria wygrała o 8.9 punktu. Polska utrzymała drugie miejsce, choć za plecami czaili się Norwegowie (7.5 pkt straty). Poza podium uplasowała się Słowenia, Japonia i Niemcy, dla których 6. miejsce to sporego kalibru rozczarowanie.
Gdyby sobotni konkurs był konkursem indywidualnym, najlepszy były wspomniany Huber, wyprzedzając Mariusa Lindvika i Piotra Żyłę. W dziesiątce znaleźliby się także m.in. Stoch i Kubacki.
Niestety, niedzielna rzeczywistość była inna. Żyła ze skakania „wypisał się” już w piątek, bo został zdyskwalifikowany w kwalifikacjach. Stoch i Kubacki nie poradzili sobie z bardzo trudnymi warunkami w pierwszej serii i skoczyli zbyt krótko. Lepsze skoki w drugiej serii pozwoliły na awans o kilka pozycji, ale ostatecznie 11. miejsce Kamila i 15. miejsce Dawida to po prostu kiepski rezultat.
Najlepszym z biało-czerwonych okazał się Stękała, który pokazał, że zawalony skok w drugiej serii „drużynówki” był jedynie wypadkiem przy pracy. 134 i 136.5 metra w niedzielę to naprawdę imponujące odległości Andrzeja. Jednak czterech rywali spisało się jeszcze lepiej, a najlepiej Lindvik, który w drugiej serii zbliżył się nawet do rekordu skoczni, lądując na prawie 146 metrze. Norweg wyprzedził prowadzącego po pierwszym skoku Anze Laniska, Roberta Johanssona i Daniela Hubera. Na ósmym miejscu uplasował się Markus Eisenbichler, wicelider Pucharu Świata. Lider, czyli Halvor Egner Granerud, popsuł swój drugi skok i spadł na kiepskie 23. miejsce. Od początku tego weekendu Norweg miał duże problemy z Wielką Krokwią i w pełni zadowolony mógł być chyba tylko z drugiego sobotniego skoku w konkursie drużynowym.
Gorsza postawa Graneruda nie dała jednak biało-czerwonym wielkich zysków, bo za swoje miejsca Stoch i Kubacki dostali niezbyt wiele punktów do klasyfikacji generalnej. Sezon jest jednak jeszcze długi, co zgodnie podkreślają wszyscy, a jak widać forma zawodników szybko się pojawia i równie szybko ulatuje. Warto pamiętać, że już w lutym światowa czołówka znów zawita do Zakopanego, bo finalnie to właśnie stolica polskich Tatr gościć będzie weekend Pucharu Świata, który jest zastępstwem za odwołane konkursy w Chinach.