Za nami pierwszy weekend Pucharu Świata w skokach narciarskich 2020/21. Piątek rozbudził nadzieje, sobota je podtrzymała, a w niedzielę czas prysł. Niestety, podczas konkursu indywidualnego w dużym stopniu karty rozdawał wiatr wiejący ze zmienną siłą i w różnych kierunkach. Najlepszym z Polaków w tych trudnych warunkach został Piotr Żyła.
Żyła ukończył zawody na piątym miejscu i może być zadowolony ze swojego weekendu, bo dzień wcześniej razem z reprezentacją Polski zajął 3. miejsce w "drużynówce". Zwyciężyli Austriacy, drudzy byli Niemcy.
Jednak zawsze najwięcej emocji towarzyszy rywalizacji indywidualnej. Oczekiwania były spore, bo w piątek w kwalifikacjach najlepszy okazał się Kamil Stoch. Rozgorzały dyskusje o tym, że nasz wybitny skoczek szykuje formę na grudniowe MŚ w lotach, by zdobyć złoto – jedynie brakujące trofeum w jego kolekcji. Szybko okazało się jednak, że zachwyty nad formą Stocha są przedwczesne. Kluczem musi być stabilizacja, a nie jednorazowe przebłyski, jak ten piątkowy.
Tymczasem podczas loteryjnego konkursu w niedzielę Stoch po pierwszej serii był 11. Przed nim byli Żyła (6), Murańka (8) i Kubacki (9). Wyglądało to obiecująco, szczególnie, że z wiatrem nie poradził sobie np. Stefan Kraft. Obrońca Kryształowej Kuli nie znalazł się nawet w drugiej serii. Drugi skok Stocha był jednak tak samo nieudany jak próba Krafta z pierwszej serii. Kamil wylądował na 104.metrze i na 27. miejscu! Niestety większość biało-czerwonych pogorszyła swoje pozycje. Kubacki skończył 11., Stękała 19., Kot 20., Murańka 22., a Hula 29. Punktów Pucharu Świata nie zdobyli Wolny, Zniszczoł, Pilch i Wąsek. Notabene, co mocno zaskakujące, ten ostatni znalazł się w sześcioosobowej kadrze na kolejne zawody PŚ w Ruce. Miejsca zabrakło dla Kota, Huli czy Wolnego.
Największymi wygranymi pierwszego weekendu są Niemcy. Nie dość, że stanęli na podium w drużynie, to jeszcze podwójnie wygrali w niedzielę. Najlepszy okazał się Marcus Eisenbichler, wyprzedzając Karla Geigera i Austriaka Daniela Hubera. Dobrą formą w Wiśle błysnął Norweg Halvor Egner Granerud – w niedzielę był czwarty, ale był też najlepszym zawodnikiem konkursu drużynowego. Po pierwszej serii w niedzielę prowadził Anze Lanisek, ale po drugiej próbie na 118 m. spadł nawet za Żyłę. Sensacją jest obecność w pierwszej dziesiątce Kanadyjczyka, Mackenzie Boyd-Clowesa.
Organizatorzy kilka razy musieli manewrować długością rozbiegu, bowiem nie brakowało zaskakująco dalekich prób. W drugiej serii uwagę zwrócił np. niesamowity lot Niemca, Martina Hamana, który osiągnął 138.5 metra, ale nie ustał. Nic dziwnego, spadł ze sporej wysokości. Wyglądało na to, że może poszybować dużo dalej. Hamanowi na szczęście nic poważnego się nie stało, ale zdaje się, że kibice skoków narciarskich muszą powoli uczyć się nowych nazwisk. Na 13. miejscu zawody ukończył Sander Vossan Eriksen (Norwegia), 16. był jego rodak, Anders Haare. Po pierwszej serii wysoko był Estończyk Artti Aigro, ale finalnie spadł na 26. miejsce.
Ostatni trzej zwycięzcy Pucharu Świata chcą jak najszybciej zapomnieć o Wiśle. Ex aequo ze Stochem na 27. miejscu był Ryoyu Kobayashi, a Kraft – o czym już wspomnieliśmy – ograniczył się tylko do jednej serii. Peter Prevc był 30. Z istotnych nazwisk odnotować należy także zaledwie 36. miejsce Daniela Andre Tande i 39. pozycję Andreasa Wellingera. Słabo jak na siebie skoczył też Jewgienij Klimow i jego również w drugiej serii zabrakło.
Ciekawe w ilu wypadkach była to kwestia przypadku i loteryjnych warunków, a ilu zawodników jest po prostu bez formy. Inauguracje przynosiły już różne dziwne historie, na czele z pamiętnym prowadzeniem Krzysztofa Bieguna w klasyfikacji generalnej siedem lat temu, po zwycięstwie w Klingenthal.