Czy Primoż Roglić to obecnie najlepszy kolarz w światowym peletonie? Odpowiedzi na to pytanie w tym tekście nie poznamy, ale na pewno nie brakuje argumentów za tak postawioną tezą. Słoweniec zajął w Tour de France 2. miejsce, a kilka dni temu wygrał Vuelta a Espana po raz drugi z rzędu. Ma już na koncie podium w każdych z trzech największych wyścigów. A jego kariera dopiero się rozkręca, bo przecież swoje pierwsze sportowe kroki stawiał jako… skoczek narciarski.
Po tym jak rzucił skoki, swój pierwszy profesjonalny kontrakt podpisał w 2013 roku. Przez te siedem lat stał się jedną z najważniejszych postaci w światowym peletonie, do tego stopnia, że przed startem tegorocznego Tour de France, był głównym faworytem do zwycięstwa. I nie zawodził. Na dwa etapy przed końcem prowadził. O wszystkim zdecydować miała jazda indywidualna na czas na przedostatnim etapie, bowiem tradycyjnie ostatni dzień wyścigu to etap przyjaźni, gdzie nigdy nie zachodzą poważne zmiany w klasyfikacji generalnej. I Roglić przegrał "czasówkę" z niesamowicie jadącym pod górkę rodakiem, Tadejem Pogacarem, a co za tym idzie przegrał cały wyścig. Bo choć dla większości kolarzy 2. miejsce w Wielkiej Pętli byłoby życiowym sukcesem, to dla Roglicia było w tym momencie życiową klęską. I pewnie średnim pocieszeniem był fakt, że wygrał jego kamrat.
Na Mistrzostwach Świata we włoskiej Imoli Roglić skończył bez medalu. Walczył do końca, ale na finiszu przegrał sprinterski pojedynek o srebro i brąz z rywalami. Przed nim dojechali Wout Van Aert, Marc Hirschi, Michał Kwiatkowski i Jakob Fuglsang. 24 sekundy przed tą gromadą na mecie zameldował się złoty medalista, Julian Alaphilippe.
Vuelta, w której bronił tytułu, była okazją by poprawić sobie humor i pokazać wielką klasę, w którą i tak nikt przy zdrowych zmysłach nie wątpił. Mówimy przecież o kolarzu, który rok temu był 3. w Giro i najlepszy w Vuelcie, a w tym roku otarł się o zwycięstwo w Tourze. Od początku wiadomo było, że głównym rywalem Słoweńca będzie Richard Carapaz, który rok temu wygrał Giro. Za obydwoma stały też najsilniejsze grupy w peletonie, czyli Jumbo-Visma oraz INEOS.
Ci, którzy przewidywali pojedynek Roglicia z Carapazem nie pomylili się ani trochę. W tegorocznej, nieco skróconej Vuelcie tylko dwóch kolarzy przywdziewało czerwoną koszulkę lidera. I byli to właśnie oni. Kilka razy sie nią zamieniali, ale ostatecznie na ostatnich etapach jasne było już, że triumf należeć będzie do Roglicia. O dziwo organizatorzy wyścigu zaplanowali trasę Vuelty tak, że końcówka nie była górzysta i okazji do odrobienia strat było niewiele. Carapaz szarpał jak mógł, ale Roglić nie powtórzył scenariusza z Francji i nie dał sobie wyrwać zwycięstwa tuż przed metą. Jakby nie patrzeć został królem polowania w sezonie 2020. Sezonie, w którym wiele wyścigów się nie odbyło, ale koniec końców trzy królewskie klasyki rozegrano, podobnie jak coroczne Mistrzostwa Świata.
Trzeba mieć nadzieję, że koronawirus ustąpi i za rok znów obejrzymy kawał dobrego kolarstwa. A o najważniejsze triumfy ma się kto bić. Roglić, Carapaz, Bernal, Thomas, Alaphilippe, Pogacar, niespodziewany zwycięzca Giro 2020 Tao Geoghegan Hart czy wielki pechowiec Remco Evenepoel, który do momentu poważnej kontuzji radził sobie wspaniale. Tego ostatniego z Rogliciem łączy niezwykła kariera. Słoweniec zaczynał jako skoczek narciarski, a Belg jako… piłkarz.