Marcin Tybura zaprezentował fantastyczną formę w starciu z Benem Rothwellem podczas sobotniej gali UFC Fight Island w Abu Zabi.
Bukmacherzy nie widzieli Marcina Tybury w roli faworyta sobotniej batalii z Benem Rothwellem, do której doszło w ramach gali UFC Fight Island na wyspie Yas w Abu Zabi. Wydawało się – nie tylko bukmacherom, ale i fanom oraz ekspertom większym i mniejszym – że gabaryty Amerykanina, jego presja, ciężkie kowadła i odporność okażą się przeszkodą nie do pokonania dla uniejowianina.
Rzeczywistość w oktagonie okazała się jednak zupełnie inna. Polski zawodnik zaprezentował bowiem doskonałą formę, mocno rozbijając Bena Rothwella na pełnym dystansie. Tylko na początku pierwszej rundy Amerykanin miał przewagę, narzucając wysokie tempo i zasypując naszego reprezentanta gradem uderzeń.
Z czasem jednak to Tybura – znacznie szybszy, niezwykle ruchliwy, odpowiedzialny w defensywie – zaczął przejmować stery pojedynku w swoje ręce. Pewnie wygrał rundę drugą, a trzecia stała już pod znakiem jego totalnej dominacji. Dość powiedzieć, że wszyscy sędziowie wypunktowali ją w stosunku 10-8 dla uniejowianina. Ostatecznie zwyciężył on jednogłośną decyzją sędziowską, odnosząc jedno z najcenniejszych zwycięstw w karierze. Optymizmem napawa też progres, jakiego dokonał szlifujący formę w poznańskim Ankosie MMA Tybur.
15 minutes of work!
@MarcinTybura grabs the UD at #UFCFightIsland5.
[ Co-main is next on #ESPNPlus ] pic.twitter.com/zPLLt5wd7f
— UFC (@ufc) October 11, 2020
– Zrobiłem to, co planowaliśmy – powiedział Marcin podczas konferencji prasowej po gali. – Cieszę się więc, że trzymałem się planu. Wiedziałem, że w pierwszej rundzie pójdzie mocno do przodu i będzie starał się zasypać mnie uderzeniami. Plan zakładał unikanie wszystkich ciosów, ale to oczywiście nie było możliwe.
– Może początek pierwszej rundy nie był dla mnie dobry, ale wiedziałem, że będzie tracił siły, a ja będę przejmował kontrolę nad walką. Taki był plan.
Rozpędzony serią trzech zwycięstw Polak, który najprawdopodobniej w najnowszym notowaniu powróci do czołowej piętnastki rankingu wagi ciężkiej UFC, ma już na oku kolejnego rywala. Chciałby mianowicie stanąć do rewanżu z Derrickiem Lewisem, który w lutym 2018 roku znokautował go w trzeciej rundzie.
– Moim wielkim marzeniem jest rewanż z Derrickiem Lewisem – powiedział Marcin. – Jest teraz na 7. miejscu, więc nie byłoby to złe zestawienie dla niego. Uważam, że rozwinąłem się od czasu naszej pierwszej walki.
– Wygrałem pierwsze dwie rundy, a potem mnie znokautował. Wiem, że taki jest jego styl i robi to wszystkim rywalom, ale jestem pewien, że mocno się rozwinąłem i to byłaby dobra walka dla mnie.
W walce wieczoru sobotniej gali kapitalną formą błysnął Cory Sandhagen, który porozbijał i w drugiej rundzie efektowną obrotówką znokautował Marlona Moraesa. Tym samym Amerykanin z przytupem włączył się do rozgrywki mistrzowskiej w kategorii koguciej.
Największą furorę w Abu Zabi zrobił jednak Joaquin Buckley, który popisał się nieprawdopodobnym, przez wielu ochrzczonym mianem najlepszego w dziejach MMA, nokautem na Impie Kasanganayu. Gdy w drugiej rundzie ten ostatni przechwycił jego kopnięcie, Buckley wykorzystał to, aby ściąć rywala z nóg spektakularnym kopnięciem rodem z Taekwondo.