
Wystartowała PGE Ekstraliga i na szczęście, mimo opadów deszczu w wielu miejscach Polski, udało się rozegrać wszystkie mecze inauguracyjnej kolejki. Jest trochę wniosków, ale główny chyba taki, że finaliści zeszłego sezonu trzymają się mocno.
Włókniarz Częstochowa – Unia Leszno 44:46
Zaczynamy od meczu pod Jasną Górą. W zapowiedzi stawialiśmy niemal dolary przeciwko orzechom, że wygrają gospodarze. A tu psikus! Unia Leszno pokazała, że wciąż może być mocna, a największym zaskoczeniem in plus była postawa debiutanta, 16-letniego Huberta Jabłońskiego. Dwóch żółtodziobów w formacji juniorskiej miało być ogromnym problemem leszczyńskich Byków, a tymczasem Jabłoński przywiózł 6 punktów i bonus! Więcej niż Mateusz Świdnicki czy Jakub Miśkowiak – uznani juniorzy Włókniarza, którzy zdobyli po 4 oczka. Jabłoński szczególnie zaimponował w biegu 4, kiedy za plecami przywiózł Bartosza Smektałę oraz Świdnickiego i wraz z Jaimondem Lidsey’em wygrał bieg podwójnie.
Przez większą część meczu utrzymywał się wynik na styku. Zdarzały się momenty prowadzenia gospodarzy, częściej minimalnie prowadzili goście. Bardzo istotna była gonitwa nr 13. Podwójna wygrana przyjezdnych w składzie Piotr Pawlicki – David Bellego dała Unii przed biegami nominowanymi zapas 6 punktów. To już bardzo dużo. Nawiasem mówiąc Bellego to kolejny debiutant w PGE Ekstralidze. Francuz zapisał na swoim koncie 7 pkt i 2 bonusy. Całkiem nieźle. Po 14. biegu tliła się jeszcze iskierka nadziei na remis dla gospodarzy – musieliby wygrać ostatnią gonitwę 5:1. Wygrali, ale znów tylko 4:2 i dwa meczowe punkty pojechały do Leszna, gdzie po takiej inauguracji można patrzeć na dalszą część sezonu w wyłącznie jasnych barwach. Gdy do zdrowia wróci Damian Ratajczak, to nagle formacja juniorska Byków może być jedną z najmocniejszych w lidze. Po stronie Włókniarza najlepiej punktował Leon Madsen (15 w 6 startach), w Unii najlepsi byli Jason Doyle (11) oraz Janusz Kołodziej (10+1).
Stal Gorzów – Motor Lublin 44:46
Drugi piątkowy mecz i drugie zwycięstwo gości w minimalnym stosunku. Emocji w pierwszy dzień ligi mieliśmy co nie miara. Podobnie jak w przypadku meczu Włókniarza z Unią, tak i tu możemy mówić o niespodziance. Oczywiście, Motor to wicemistrz Polski, ale przyjechał na teren brązowego medalisty i jednego z kandydatów do złota. Przyjechał do matecznika Bartosza Zmarzlika. I pierwsza seria startów zapowiadała raczej sukces gospodarzy, którzy prowadzili różnicą 4 punktów. Gdyby nie bieg juniorski, który – bez niespodzianki – zakończył się podwójną wygraną lublinian, byłoby to 8 punktów na korzyść „Stalówki”. Goście szybko wyciągnęli jednak wnioski, odpowiednio się przełożyli i przy drugiej przerwie prowadzili już 6 punktami! To był ich popis. 2:4; 1:5; 1:5! Kibice na „Jancarzu” przecierali oczy ze zdumienia. W kolejnych biegach Stal dwukrotnie wygrała 5:1 i znów prowadziła, ale Motor odpowiedział wygraną 2:4. A więc remis po 10 biegu. Przed nominowanymi szala wygranej znów zaczęła się przechylać w kierunku srebrnych medalistów sezonu 2021. Prowadzili oni 40:38.
To jeszcze niczego nie przesądzało, ale kibiców Stali mogła niepokoić forma Bartosza Zmarzlika. Do tej pory w meczach z Motorem zawsze punktował na poziomie kompletu. Tymczasem w piątek było dużo słabiej. W 6. biegu przyjechał za plecami pary Mikkel Michelsen – Maksym Drabik. W 13. biegu znów przegrał z Duńczykiem. Nie było więc pewności, że udźwignie ciężar w ostatnim biegu meczu. A był to bieg decydujący. Przedostatnie ściganie zakończyło się remisem 3:3 – bezcenne trzy oczka przywiózł Drabik, dla którego ten mecz to powrót do ligi po przerwie spowodowanej zawieszeniem. Ostatni bieg dnia zaczął się dla Motoru katastrofalnie – swoje drugie ostrzeżenie za czołganie się na starcie otrzymał Jarosław Hampel, co oznaczało, że zabraknie go w powtórce. Michelsen został osamotniony i musiał wygrać, by utrzymać minimalne prowadzenie Motoru. Ze startu na podwójnym prowadzeniu wyszła para gospodarzy, ale Zmarzlik wespół Martinem Vaculikiem popełnili prosty błąd – pojechali skrajnymi ścieżkami, zostawiając po środku autostradę dla rywala. Michelsen bez kompleksów wszedł pomiędzy tę dwójkę i za chwilę rozpędzony szalał już na pierwszym miejscu. Potem do ostatnich metrów odpierał wściekłe ataki Zmarzlika. Poradził sobie z nimi doskonale i został bohaterem lubelskiego Motoru. 14 pkt w 6 startach to świetny wynik na stadionie Stali. Zresztą, w drużynie gości nikt nie zszedł poniżej 5 pkt, a więc wyrównany skład wciąż jest siłą „Koziołków”. Z kolei w ekipie gospodarzy nikt nie zdobył dwucyfrówki i – co ciekawe – tylko Oliwer Ralcewicz, debiutujący junior, nie zdobył punktu. Pozostali na poziomie 5+. Na filmie poniżej manewr Michelsena z ostatniego biegu (od 1:05). Warto:
Kolejny mecz na styku, znów górą goście! @motorlublinpgee wygrał ze @StalGorzow1947 46:44 pic.twitter.com/Fo9IsGJNSP
— CANAL+ SPEEDWAY (@CPLUS_SPEEDWAY) April 8, 2022
Ostrovia Ostrów Wlkp. – GKM Grudziądz 35:55
W pierwszym niedzielnym meczu GKM Grudziądz przejechał się po beniaminku brutalnie i bez litości. Zdaniem wielu ekspertów to miała być rywalizacja, która wyłoni faworyta do spadku z ligi. Jeśli tak, to faworyt jest tylko jeden. Ostrovia zaprezentowała się fatalnie – jako jedyny ekstraligowy poziom trzymał Chris Holder, zdobywca 14 pkt w 6 startach. Pozostali byli tylko bladym tłem, a przecież do Ostrowa nie przyjechał potentat ligi. Wniosek z tego jest dość prosty – o ile utrzymanie beniaminka byłoby sensacją, o tyle nawet jakiekolwiek punkty w sezonie będą sporą niespodzianką. Bo gdzie ich szukać, jeśli nie w domowym meczu z GKM? W zespole gości najlepiej punktowali Nicki Pedersen (15+1 w 6 startach) i Przemysław Pawlicki (15 w 6 startach).
Sparta Wrocław – Apator Toruń 59:31
O ile piątek stał pod znakiem wyrównanych meczów, o tyle dwa niedzielne spotkania to dwa pogromy. Sparta to mistrz Polski i jeden z głównych faworytów do kolejnego złota, ale aż takich rozmiarów wygranej z Apatorem Toruń nie spodziewali się chyba nawet najwięksi optymiści ze stolicy Dolnego Śląska. Torunianie mieli przed sezonem wysokie aspiracje, które nieco powstrzymało wykluczenie rosyjskich żużlowców – wypadł im Emil Sajfutdinow, który miał być pierwszą rakietą drużyny. O ile Motorowi czy Sparcie (absencje braci Łagutów) zastępstwo zawodnika nie zaszkodziło, o tyle w przypadku Aniołów był to wyraźny spadek jakości.
Był w tym meczu krótki moment, kiedy goście mogli poczuć krew. W 4. biegu Jack Holder zdobył 3 punkty, a wyścig zakończył się remisem 3:3. W kolejnym biegu Apator wygrał podwójnie dzięki znakomitej parowej jeździe duetu Robert Lambert – Patryk Dudek. Cóż jednak z tego, skoro do końca meczu już tylko jeden zawodnik z Torunia zdołał przywieźć 3 pkt – był to Paweł Przedpełski w biegu 12. Holder, który miał być jednym z liderów, poza wspomnianą trójką, zaliczył pięć zer (sic). W ekipie Sparty mistrzowską formę pokazał Maciej Janowski (17+1 w 6 startach), a znakomici byli także Tai Woffinden (14+1 w 6 startach) i Daniel Bewley (13+1 w 6 startach). Miazga na inaugurację i Sparta jest pierwszym liderem tabeli.