Drużynowy Pucharze Świata, jak dobrze, że wróciłeś! Sobotni finał wynagrodził kibicom zarówno sześć lat rozłąki z tym formatem rozgrywek, jak i niezbyt interesujące półfinały i baraż. Finał był epicki, a dla kibiców na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu tym wspanialszy, że zakończony złotym medalem Polaków. Ale droga do tego złota była kręta…
O tym, że łatwo nie będzie, wiadomo było w zasadzie od początku. Każda z czterech finałowych ekip miała mocny skład i w zasadzie złoto żadnej z nich nie byłoby sensacją. Co najwyżej lekkim zaskoczeniem, bo mimo wszystko to biało-czerwoni uchodzili za głównego faworyta.
Od początku ścigania ton rywalizacji nadawali Brytyjczycy, a słabiutko radzili sobie Duńczycy. Australia również rozczarowywała, a Polacy próbowali trzymać się szybkich jeźdźców z Wielkiej Brytanii. Co jednak ciekawe, na pierwszą polską trójkę musieliśmy poczekać do drugiej serii startów. Najpierw wygrał Patryk Dudek, a chwilę później również Bartosz Zmarzlik. Wydawało się, że idzie ku dobremu, ale chwilę później Maciej Janowski sensacyjnie zajął ostatnie miejsce, nawet za plecami Adama Ellisa, czyli słabszego z brytyjskich ogniw. W kolejnym biegu Dominik Kubera dał się wyprzedzić Taiowi Woffindenowi i po dwóch seriach nadal górą byli przybysze z wysp.
Od trzech serii gra zaczęła się wyrównywać – do głosu doszli Australijczycy (dwie trójki Jacka Holdera), ale i Duńczycy pokazali, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa, gdy wreszcie swój biegł wygrał Leon Madsen. Polacy spisali się mocno przeciętnie, ale na szczęście bez ostatnich miejsc. Tutaj w trzech na cztery przypadki zerówki były udziałem Wielkiej Brytanii, dzięki czemu Polska po raz pierwszy wyszła na prowadzenie.
Szybko je straciła, gdy na początku czwartej serii startów Kubera przegrał… z Ellisem. Wszystko to za plecami jednego z pozytywnych zaskoczeń turnieju – Rasmusa Jensena. Po chwili raptem jeden punkt przywiózł też Janowski, choć wydawało się, że trener Rafał Dobrucki odsunie przeciętnego „Magica” i wystawi rezerwowego, czyli Janusza Kołodzieja. Tak się nie stało. Po chwili trudną sytuację Polaków pogłębił Dudek, zajmując ostatnie miejsce w swoim biegu. Na koniec tej serii trochę radości biało-czerwonym dał Zmarzlik, który kapitalnie objechał Madsena i wygrał swój bieg. Po całej fazie zasadniczej mieliśmy następujące wyniki. Wielka Brytania 26, Polska 26, Dania 23, Australia 21. Zatem wszyscy z szansami na złoto.
Polacy mieli mniej zwycięstw biegowych od Brytyjczyków i trener Dobrucki dobierał zawodników do biegów nominowanych jako przedostatni. Zaryzykował i nie wystawił Bartosza Zmarzlika na ostatni bieg. Zamieszał nieco – Zmarzlik w przedostatnim, Janowski w ostatnim, a w 17. biegu rezerwa zwykła – Kołodziej za Dudka. Żużlowiec leszczyńskiej Unii pojawił się na torze po raz pierwszy po blisko dwóch godzinach ścigania. Zaspał na starcie i mimo ambitnej postawy nie minął żadnego z rywali. Na trzy biegi przed końcem mieliśmy dwa punkty straty do Brytyjczyków, bo Dan Bewley zajął 2. miejsce, za plecami Jasona Doyle’a.
Bieg nr 18? Pewne zwycięstwo Kubery, który od startu do mety prowadził. Jako że notujący słabszą końcówkę zawodów Woffinden dojechał trzeci, znów mieliśmy remis. Duńczycy tracili tylko 3 punkty, więc też ciągle liczyli się w grze o złoto. Australijczycy mogli liczyć już praktycznie tylko na brąz.
W biegu 19 na torze pojawił się lider Polaków, czyli mistrz świata, Bartosz Zmarzlik. Jego zadanie było nader oczywiste – pokonać Bewleya’, który z rezerwy znów mógł jechać w ekipie brytyjskiej. Po arcytrudnym boju Zmarzlik ograł zawodnika wrocławskiej Sparty, ale nie zdołał już zająć się prowadzącym praktycznie od startu Madsenem. Było więc jeszcze ciekawiej – Polska 31, Wielka Brytania 30, Dania 29! Australia po tym biegu straciła już szanse na medal. Może byłoby inaczej, gdyby nie kontuzja Jacka Holdera w końcówce fazy zasadniczej. Żużlowiec lubelskiego Motoru nie mógł się już pojawić na torze, a zastępujący go brat, Chris Holder, był zdecydowanie za słaby.
Zostawmy jednak „Kangurów”. Przed ostatnim biegiem Wrocław aż kipiał od emocji. Zadanie dla Janowskiego było bardzo trudne. Jechał z 3. pola startowego, a za rywali miał najszybszego w szeregach brytyjskich Roberta Lamberta oraz mocnego Thomsena po stronie Duńczyków. Stawkę uzupełnił Max Fricke, który niespodziewanie wystrzelił ze startu najlepiej i wyszedł na prowadzenie. Janowski przegrał start i skupił się na walce z Thomsenem o 3. miejsce. W tym czasie Lambert próbował ścigać Fricke. W układzie Fricke, Lambert, Janowski i Thomsen, potrzebny byłby dodatkowy bieg o złoto pomiędzy Wielką Brytanią i Polską. W pewnym momencie jednak Janowski przeszarżował goniąc Lamberta i dał się wyprzedzić Thomsenowi, a niemal jednocześnie Lambert dobierał się do skóry Australijczykowi. Wyglądało na to, że pogrzebiemy swoje szanse na złoto. Janowski miał jednak jeszcze trochę czasu. Napędził się po szerokiej, ale miał też szczęście, że wszyscy jechali dość wąsko. Nie musiał więc orbitować na maksa. Zrobił to umiejętnie i na 4. okrążeniu niemalże jednym manewrem objechał Thomsena, by przyciąć i siłą rozpędu własnego motocykla zaskoczyć także Lamberta! Nie zdążyliśmy się ucieszyć z faktu, że czeka nas dodatkowy bieg, bo po chwili byliśmy już złotymi medalistami! Lambert na ostatnim wirażu nie dał rady zareagować. Janowski dobrze przypilnował swojego 2. miejsca, a za chwilę tonął w objęciach kolegów i był podrzucany do góry. Nie był w tym dniu najlepszym z Polaków. Ba, nie wygrał ani jednego biegu na „swoim” torze. Ale w kluczowym momencie wykonał jeden z najlepszych manewrów w swojej karierze. Kto wie, czy nie najlepszy. Zresztą, co tu gadać – TO TRZEBA ZOBACZYĆ.
Żużlowe władze zobaczyły po raz kolejny, że żadna impreza nie może dorównać emocjami Drużynowemu Pucharowi Świata. Który to już raz finał przynosi tak wielkie emocje? Speedway of Nations się nie sprawdziło, a na pewno nie jako formuła wyłaniania najlepszej drużyny. To dobry pomysł na turniej par, który być może będzie funkcjonował obok DPŚ.
Polacy po sześciu latach wrócili na szczyt światowego speedway’a. To było właśnie te 6 lat bez DPŚ, bo przecież ostatni turniej w tej formule, jeszcze w 2017 roku, również wygrali. Srebro dla Wielkiej Brytanii, brąz dla Danii.