Czy fani żużla mogli sobie wymarzyć lepszą majówkę, niż ta w 2024 roku? Nikt już nie może narzekać na piątkowy termin meczów, bowiem czwartą kolejkę rozpoczynamy w rocznicę uchwalenia konstytucji 3 maja. Przed chwilą uzupełnialiśmy braki po drugiej kolejce, a już w piątkowy wieczór rozpoczniemy czwartą rundę meczów. Czy Motor nadal będzie jedynym “kompletnym” zespołem? Na to pytanie odpowiedź poznamy dopiero w niedzielne popołudnie. Wcześniej i później emocji nie zabraknie, a wisienką na torcie będą niedzielne derby Ziemi Lubuskiej!
Piątek, 18:00 GKM Grudziądz – Unia Leszno
Kolejny “mecz o wszystko”, tym razem w Grudziądzu. Gospodarze z zerowym dorobkiem punktowym, zaś Unia z trzema oczkami. Czy to spodziewane wyniki? Wydaje się, że tak. GKM wylosował bardzo trudny start, bowiem ma już za sobą mecze z mistrzem i wicemistrzem, w których ujechał 38 i 37 punktów. Ponadto wyjazd do Zielonej Góry, skąd przywiózł 42 “oczka” dające dużą nadzieję na bonusa. Teraz jednak idealne spotkanie na przełamanie. Przyjeżdża jeden z kandydatów do walki o utrzymanie/play-offy, czyli mniej więcej podobna siła do drużyny Gołębi.
Gospodarze mają kłopot o nazwie… Jason Doyle. Australijczyk udanie wszedł w sezon w meczu z Motorem. Tyle że w dwóch kolejnych spotkaniach przywoził po cztery punkty(licząc punkty i bonusy razem). To wynik absolutnie kompromitujący takiej klasy żużlowca. Tym bardziej że swoje prawdziwe możliwości pokazał przed chwilą podczas chorwackiej rundy Grand Prix, gdzie zameldował się na podium. Oczywiście przed chwilą jeździł na wyjazdach, ale przecież tory we Wrocławiu, a zwłaszcza Zielonej Górze nie są mu obce i w przeszłości regularnie się tam pojawiał. Można powiedzieć, że “położył” ostatnie dwa spotkania. Teraz czas jednak na rehabilitacje. Po dwóch świetnych meczach, wpadkę we Wrocławiu zanotował Max Fricke, który przywiózł tylko 5+2. Sztab szkoleniowy przy Hallera może jednak cieszyć tendencja zwyżkowa Jaimona Lidseya, a także ustabilizowana już forma sprzętowa i sportowa Wadima Tarasienki. Tyle że do pełni szczęścia potrzebna będzie synchronizacja występów. Przy fatalnie spisującym się Kacprze Pludrze, kwartet pozostałych seniorów musi RAZEM pojechać na wysokim poziomie. Nie może być wyłamów, gdyż jeden słabszy występ i trudno liczyć na zwycięstwo w meczu. Swoją drogą warto zostać w temacie Pludry. Dla wychowanka Unii będzie to oczywiście szczególne spotkanie, bowiem jedzie przeciwko swojemu pierwszemu klubowi. Dodatkowo forma na starcie sezonu jest bardzo słaba. Do tej pory sześć biegów i pięć zer! Dopiero w trzeciej kolejce przywiózł “dwójkę”, pokonując Bartłomieja Kowalskiego. Dodatkowo rok temu to on “skasował” Chrisa Holdera w 14. biegu meczu w Grudziądzu i niejako rozpoczął szpital w zespole z Leszna.
Unia z niezłymi zdobyczami po trzech meczach, ale plan punktowy zapewne zakładał o jedno “oczko” więcej. Remis u siebie z Falubazem trzeba potraktować jako straty. Tercet Grudziądz, Leszno i Zielona Góra miał walczyć o utrzymanie, zatem strata punktów u siebie boli. Gdy dzieje się to w bezpośrednim starciu, boli podwójnie. Leszczynianie mogą tego żałować podwójnie, gdyż dwukrotnie tracili punktowane pozycje pechowo. Najpierw Keynan Rew upadł, gdy Byki jechały na 4:2 w piątym biegu, a skończyło się na remisie. Dwa wyścigi później Janusz Kołodziej zdefektował na drugiej pozycji – z 3:3 zrobiło się 2:4. Tylko w tych wyścigach cztery punkty przeszły unistom koło nosa. Oczywiście inaczej ułożyłby się przebieg meczu, ale to są punkty, które łatwo można wyłuskać z finalnego wyniku.
Z pewnością jednak w Lesznie mogą być zadowoleni z dotychczasowych startów Andrzeja Lebiediewa. Łotysz zwłaszcza na Smoczyku prezentuje się bardzo dobrze, wykręcając po dwóch meczach średnią 2,400! Całościowo także wygląda to dobrze, bowiem średnia 1,938/bieg po trzech spotkaniach jest lepszą ponad 0,25 od ubiegłego sezonu w barwach Wilków Krosno, co było najlepszym sezonem Andrzeja na ekstraligowych torach dotychczas. Co ciekawe Lebiediew przyjeżdża na tor, na którym w ostatnich latach wykręcił imponującą średnią 2,200. To m.in. efekt ubiegłorocznego 13+1 w krośnieńskich barwach. Gdyby tak patrzeć to pewniakiem do punktowania powinien być Janusz Kołodziej. “Koldiemu” przed tygodniem padł zapłon w jednym z biegów, ale rok temu w Grudziądzu – 23 kwietnia – wykręcił czysty komplet 15 punktów! Warto jeszcze dodać do tej ekipy Grzegorza Zengotę, który jedzie dobrze przez około 60% dotychczasowych meczów. Najlepiej oddadzą to wyniki robione przez “Zengiego”.
vs Włókniarz 7 pkt (3,3,1,W,0)
vs Apator 10 (1,3,3,3,0,1,0)
vs Falubaz 9 (3,2,3,0,1)
Do połowy zawodów, a nawet tuż za nią jest wszystko pod kontrolą. Potem jednak ponosi ogromne straty, co na pewno przyczynia się do gorszych wyników drużyny. Jeśli uda mu się poskromić ten kłopot, wówczas będzie piekielnie mocny.
Piątek, 20:30 Apator Toruń – Sparta Wrocław
Bardzo ciekawie zapowiada się drugi piątkowy mecz w Ekstralidze. Nadal trudno poznać dyspozycję torunian. Na starcie nie dojechali do 40 w Gorzowie, potem rozjechali Unię Leszno bez Janusza Kołodzieja, którą dopadli w drugiej części zawodów. Teraz wysoka porażka, ale w Lublinie. Prawdziwa weryfikacja może zatem nastąpić właśnie w piątkowy wieczór, gdy do Grodu Kopernika przyjedzie Sparta.
Apator ma nadal trzech pewniaków. Emil Sajfutdinow pokazał wielką klasę w Lublinie. Jako nieliczny może pochwalić się remisem z Bartoszem Zmarzlikiem. Najpierw przegrał dwie gonitwy, ale dwie kolejne padły jego łupem, a raz udało się nawet przywieźć mistrza świata na 5:1. Nieco gorzej pojechali Patryk Dudek i Robert Lambert punktując na poziomie 9+1 i 9+2, ale przy takim rywalu trzeba było się liczyć z takimi stratami. Na tym jednak dobre wieści dla Aniołów się kończą. Wiktor Lampart po świetnym meczu z Unią, teraz nikogo nie pokonał, poza swoim kolegą z pary. Ta sztuka nie udała się natomiast Pawłowi Przedpełskiemu. Wyniki osiągane przez wychowanka torunian są po prostu katastrofalne. Do tej pory 12 odjechanych biegów, z których osiem zakończył na ostatniej pozycji, a trzy kolejne to “jedynki”. Raz był drugi i wciąż czeka na biegowe zwycięstwo. Na jego rozkładzie, jak dotąd Bartosz Smektała x2, Grzegorz Zengota oraz Damian Ratajczak. Powiedzieć, że ta lista nie robi wrażenia, to jak nic nie powiedzieć. W tym momencie jest 53. zawodnikiem Ekstraligi, a za jego plecami takie nazwiska jak Antoni Mencel, Kacper Pludra oraz Kacper Halkiewicz. Coraz głośniej o poszukiwaniach nowego zawodnika przez torunian. Jeśli miałoby dojść do kolejnej kompromitacji, zwłaszcza u siebie, to chyba pora będzie poszukać głębiej na rynku transferowym i sprawdzić dokładnie, jakich stawek oczekuje np. Timo Lahti.
Prawdopodobnie w kadrze meczowej torunian zobaczymy Antoniego Kawczyńskiego. Wielki talent skończył przed chwilą 16 lat i może już w pełni legalnie pojawić się w dorosłym speedwayu. Za nim wtorkowe przetarcie w Ekstralidze U24, gdzie przywiózł jedną trójkę oraz zero. Tyle że Kawczyński na pierwsze biegi może poczekać, jeśli chodzi o dorosłą Ekstraligę. Podstawowym duetem na piątek mają być Mateusz Affelt i Krzysztof Lewandowski, którzy ze świetnej strony pokazali się w meczu z Unią Leszno. Przywieźli łącznie 11 punktów z bonusem i co ciekawe to najlepszy meczowy dorobek pary juniorskiej w tym sezonie w całej Ekstralidze! Szkopuł w tym, że poza domem w dwóch meczach i sześciu biegach dowieźli kolejne… cztery “oczka”, nie pokonując żadnego rywala. Teraz nadzieja na kolejny domowy skalp.
✅ Pełne 3 rundy za nami! W weekend kolejna porcja ścigania! #PGEEkstraliga pic.twitter.com/wcDQ7vtELO
— Speedway Ekstraliga (@EkstraligaPL) April 30, 2024
Sparta jako pierwsza z duetu faworytów straciła punkty. Tyle że remis we wtorkowy wieczór pod Jasną Górą muszą uznać za zwycięski. Przegrywali przecież 35:43 przed biegami nominowanymi. Tam jednak prawdziwe show zrobił Dan Bewley. Rudowłosy Anglik najpierw objechał duet Mikkel Michelsen i Maksym Drabik, dzięki czemu razem z Maciejem Janowskim przedłużyli nadzieję na remis. Chwilę później z Artemem Łagutą przywieźli kolejne 5:1 i zapewnili punkt meczowy w Częstochowie. Bewley to najrówniej jeżdżący, obok Łaguty zawodnik Sparty. We Wrocławiu mogą być także zadowoleni z pobudki Macieja Janowskiego, który w dwóch ostatnich meczach także kręcił dwucyfrówki. Kłopotem jednak stają się zawodnicy otwierający ostatnie dwa mecze – Tai Woffinden i Bartłomiej Kowalski. Anglik w tym sezonie nie przekroczył granicy 6 punktów! To kompromitacja w przypadku mistrza świata, który legitymuje się średnią na poziomie 1,250! Lepsi od niego na dzisiaj są Bartosz Bańbor czy Krzysztof Sadurski… Dodatkowo Woffinden aż pięć z dwunastu biegów kończył na ostatnim miejscu Kowalski totalnie zawiódł na wyjeździe, ale na torze, gdzie spędził mnóstwo czasu – w Częstochowie. Dotychczasowe występy na Olimpijskim dają jednak pozytywne odczucia. Teraz w Toruniu pokaże czy to wypadek przy pracy, czy będzie głównie punktował u siebie. Tym bardziej że siła najbliższego przeciwnika powinna być bliższa tej z wtorku, aniżeli domowych meczów z potencjalnymi spadkowiczami.
Niedziela, 16:30 Włókniarz Częstochowa – Motor Lublin
Niewiele brakowało, a Lwy przystępowałyby do meczu z mistrzem i liderem z pierwszą wygraną na koncie. Finalnie “tylko” zremisowali ze Spartą na własnym torze. Tylko, bowiem prowadzili ośmioma punktami przed biegami nominowanymi, więc końcowy rezultat trudno im uznać za pozytywny. Jednak z tego meczu mogą wyciągnąć wiele dobrych rzeczy. To przede wszystkim równa jazda całego zespołu. W Lesznie oraz Gorzowie drużynę ciągnął Leon Madsen, a reszta albo statystowała, albo była daleko za nim. Teraz na równym i niezłym poziomie pojechali Kacper Woryna, Maksym Drabik oraz Mikkel Michelsen. Oczywiście od pierwszego i ostatniego oczekuje się więcej niż 8+1 i 9+1, ale to taka granica niezłego występu. Z kolei 8+1 w wykonaniu Drabika brzmi zupełnie inaczej. W pierwszych dwóch wyjazdach nie przywiózł ani jednej trójki, głównie znajdując się za plecami przeciwników. Pokonał jedynie Keynana Rew oraz Andersa Thomsena. Tego drugiego, dzięki świetnemu polu startowemu w Gorzowie. To najlepiej chyba oddaje dotychczasową dyspozycję Drabika. Nietrudno się spodziewać, że spotkał się z ogromną i zasłużoną krytyką za swoją jazdę. Jeśli jednak miałby jeździć tak, jak we wtorek, wówczas każdy przy Olsztyńskiej biłby mu brawo. Pokonał Janowskiego, Bewleya czy Łagutę, z którym także ostro rywalizował w pierwszym przegranym biegu. Ten występ będzie szybko zweryfikowany przez kolejnego mocnego rywala.
Motor Lublin jako jedyny wygrał komplet meczów w trzech spotkaniach. Zresztą nie pozwolił się żadnemu przeciwnikowi zbliżyć do siebie. Najbliższy był GKM Grudziądz, który ujechał 38 “oczek” u siebie. To najlepiej pokazuje, jaka różnica była w dotychczasowych meczach. Motor jeździł świetnie na różnej nawierzchni. W Grudziądzu na betonie był bezbłędny, podobnie na dziurawym niczym ser szwajcarski lubelskim obiekcie ostatnio. Formą imponuje praktycznie cały zespół. Bartosz Zmarzlik tracił punkty w meczach z Gorzowem i Toruniem, ale niesamowicie zaczął jeździć Jack Holder. Zdobycze na poziomie 12+1 i 10+1 przypieczętował jeszcze pierwszą wygraną rundą w cyklu Grand Prix. Mocnym punktem jest także Fredrik Lindgren, dla którego mecze w Częstochowie to sentymentalny powrót. Pod Jasną Górą spędził przecież pięć lat, ale paradoksalnie przed rokiem był kulą u nogi dla Koziołków, przywożąc 2+1 w czterech startach…
Zadowolony ze swoich występów może być Wiktor Przyjemski. Wg średniej to 2,00, co jest świetnym wynikiem. Oczywiście głównie punktuje na juniorach, ale trudno czynić mu z tego zarzut. Póki co sprawdza się scenariusz ekspertów, wg których jeździ po trzy razy w meczu. Trudno bowiem kogoś z seniorów odstawić na biegi nominowane, skoro cała ekipa jeździ na wysokim poziomie. Z tego grona najsłabiej radzi sobie jednak Mateusz Cierniak, który nadal czeka na pierwszą dwucyfrówkę w roli seniora.
Niedziela, 19:15 Falubaz Zielona Góra – Stal Gorzów
Majówka kończy się najpiękniej, jak może dla fanów żużla. Dawno wyczekiwane derby Ziemi Lubuskiej to największy klasyk polskiego speedwaya, zwłaszcza w ostatnich latach. Rzadko się zdarzają derby jednego województwa, zwłaszcza o takim ciężarze gatunkowym. Oczywiście niegdyś takim klasykiem były spotkania w kujawsko-pomorskim pomiędzy Polonią a Apatorem, ale w ostatnich latach bydgoszczan nie ma w Ekstralidze, a i torunianom zdarzył się rok banicji na zapleczu. Nieco dłużej w I lidze był Falubaz, który wraca i trzeba przyznać, że KSF wraca w niezłym stylu. 3 punkty po trzech kolejkach to wynik nieco lepszy, niż zakładano w Winnym Grodzie. Najpierw minimalna porażka we Wrocławiu, potem niezbyt wysokie zwycięstwo nad GKM-em w domu, a ostatni weekend remis w Lesznie. To właśnie punkt na Smoczyku może mieć gigantyczne znaczenie w kontekście pozycji na koniec fazy zasadniczej.
Ostatnie derby tych ekip to 2021 rok, gdy Falubaz spadał z Ekstraligi. Wtedy także dwukrotnie przegrał ze Stalą. Najpierw u siebie 40:50, a potem na wyjeździe 42:48. Z tamtego składu derby pamięta jedynie… Jan Kvech, który w pierwszym spotkaniu dostał jeden bieg jako zawodnik jadący spod numeru 16. W KSF jeździł wtedy także Piotr Protasiewicz, dzisiaj dyrektor sportowy. Trzeba jednak przyznać, że ekipa spod znaku Myszki Miki miała wówczas jedną z najsłabszych formacji juniorskich. W pierwszym meczu jechał duet Nile Tufft i Fabian Ragus, a w drugim Ragusa zastąpił Jakub Osyczka. Gorzowianie też nie mieli kim bardzo straszyć – Wiktor Jasiński i Kamil Pytlewski. Ten ostatni zasłynął kończeniem biegów pół okrążenia za innymi. Tyle że Stal od tamtej pory aż tak się nie zmieniła, jak Falubaz. Woźniak, Vaculik i Thomsen nadal są liderami zespołu, ale nie ma tego najważniejszego… Bartka Zmarzlika.
Języczkiem u wagi oraz smaczkiem najbliższych derbów będzie Oskar Hurysz. W ubiegłym sezonie wypożyczony ze… Stali Gorzów do PSŻ-u Poznań. Odpalił w Wielkopolsce i stał się łakomym kąskiem na rynku transferowym. Trafił po sąsiedzku do Zielonej Góry i nie może żałować, bowiem jest podstawowym juniorem, czego nie mogli mu zapewnić nad Wartą. Woleli Jakuba Stojanowskiego, który jest dwa lata starszy i w tym roku kończy wiek juniora. Póki co zdobył więcej punktów od swojego kolegi z toru, ale wydaje się, że mądrzejszym pomysłem było inwestowanie w bardziej przyszłościowego Hurysza. Skoro już piszę o zawodnikach drugo- i trzecioplanowych to warto oddać nieco Michałowi Curzytkowi. 22-latek wydawało się, że będzie wiecznym rezerwowym w Falubazie pod numerami 8/16. Tymczasem dostał dwa biegi w Lesznie i przywiózł trzy punkty. Najpierw w prezencie, a potem efektownie wygrał pojedynek z Damianem Ratajczakiem na trasie! To były ważne dwa oczka w kontekście końcowego rezultatu.
W Stali cel jest jasny – przenieść dyspozycje z Jancarza na wyjazdy. Dwa dobre mecze za gorzowianami w domu, ale pierwszy wyjazd pechowo trafił się w Lublinie. Teraz przeciwnik na pewno z niższej półki, zapewne finalnie nawet słabszy niż Stal, ale jadący w domu. Dodatkowo w roli beniaminka, dla którego derby będą jeszcze czymś ważniejszym. Krótko mówiąc lekko nie będzie. Przede wszystkim w Gorzowie chcą się dowiedzieć czy Jakub Miśkowiak to zawodnik na każdą kolejkę, czy tylko na domowe mecze. U siebie na ten moment dwa udane mecze – 8+4 oraz 8, w tym jedno dość kontrowersyjne wykluczenie. Na pewno przyczynił się w dużym stopniu do wygranych nad Apatorem i Włókniarzem. Nie tak, jak Anders Thomsen, który z meczu na mecz rośnie. Gdyby liczyć punkty z bonusami to tendencja jest mocno zwyżkowa – 6, 10 i 13 – patrząc od pierwszego do trzeciego meczu. Popis przeciwko Lwom w ostatnią niedzielę był po prostu wybitny. Wydaje się, że swojego maksa nie osiągnął jeszcze były żużlowiec Falubazu – Martin Vaculik. 10, 9 i 11 to wyniki dobre, dla większości żużlowców świetne, ale w przypadku Słowaka brakuje “ale”, jako kropki nad i. Na pierwszą “dychę” oczekuje jeszcze Szymon Woźniak, czyli jeden z tych, który jest uznawany za liderów Stali. Zresztą widać to po numerze startowym, gdyż zawsze wychowanek Polonii Bydgoszczy otwiera mecz w parze z Martinem Vaculikiem. Co ciekawe Woźniak póki co najczęściej albo wygrywa, albo… przyjeżdża ostatni. Literek w programie za jego sprawą jeszcze nie było, ale pięć trójek i cztery zera to pokazuje, że trudno mu jeszcze ustabilizować formę.