Skip to main content

W sobotę w Gorican rusza cykl Speedway Grand Prix 2024. Faworyt jest tylko jeden – to broniący tytułu mistrza świata Bartosz Zmarzlik, obecnie już czterokrotny zwycięzca rywalizacji o IMŚ.

DOMINATOR ZMARZLIK
Skąd taka pewność, że pod koniec września w Toruniu to Zmarzlik będzie triumfował? Na horyzoncie nie widać godnych rywali dla Polaka. W pięciu ostatnich sezonach to on aż cztery razy sięgał po złoto, a jedyny raz, gdy przegrał, to sezon 2021, gdy lepszy okazał się Artiom Łaguta. Sęk w tym, że Rosjanin nie miał nawet okazji bronić swojego medalu. Podziękować może Władimirowi Putinowi, bo zawodnicy z Rosji zostali wykluczeni z rywalizacji po napaści ich ojczyzny na Ukrainę. Żaden z nich nie odciął się i wprost nie skrytykował zbrodniczych działań Putina. Za to starszy z braci Łaguta – Grigorij – wręcz popierał działania Kremla. Cóż…

Zmarzlik bardzo pewnie sięgnął po tytuł mistrza świata 2022 i 2023. W ostatnim sezonie mógł nawet zapewnić sobie tytuł w przedostatniej eliminacji w Vojens i pewnie by to zrobił, gdyby nie fakt, że… nie pozwolono mu wziął udziału w zawodach. Podczas kwalifikacji Zmarzlik pomylił kewlary i założył taki, na którym nie było logotypów sponsorów SGP. Został za to zdyskwalifikowany. Jego przewaga nad drugim Fredrikiem Lindgrenem mocno stopniała, ale Polak nie zostawił nikomu żadnych złudzeń na torze w Toruniu. Wygrał Grand Prix na Motoarenie. Był to piąty triumf na dziesięć turniejów. A właściwie 9, bo przecież odpadło mu Vojens. Dominacja.

Na dalszych miejscach w zeszłorocznym cyklu uplasowali się Lindgren, Martin Vaculik, Jack Holder, Leon Madsen i Robert Lambert. Każdego z nich należy brać pod uwagę jako potencjalnego medalistę w tym sezonie, ale czy którykolwiek nosi w swoim plecaku buławę przyszłego mistrza świata? To mocno wątpliwe.

CZTERY RUNDY W POLSCE
Do tej pory stałym elementem krajobrazu żużlowej Grand Prix były trzy turnieje w Polsce – oczywiście nie wliczamy w to poszatkowane sezonu pandemicznego. Tym razem jednak Polacy dostali aż 4 rundy – w maju obejrzymy Grand Prix w Warszawie, w czerwcu w Gorzowie, w sierpniu we Wrocławiu, a na koniec we wrześniu w Toruniu. Cały cykl składa się z 11 turniejów i po raz kolejny nie znalazły się w nim żadne pozaeuropejskie lokalizacje. Jest to raczej bardzo typowy rozkład jazdy. Żużlowcy zajrzą do Chorwacji, Niemiec, Czech, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Łotwy i Danii, czyli praktycznie wszędzie tam, gdzie żużel coś znaczy. Oczywiście mówiąc o Europie, bo nie możemy zapominać o Australii czy USA – te nacje wydały na świat kilku znakomitych żużlowców. Zresztą, nawet w tegorocznym cyklu oglądać będziemy dwóch Kangutów – Jasona Doyle’a i wspomnianego już Holdera. Ten drugi mierzyć będzie w medal – rok temu pewnie skończyłby z brązowym krążkiem, ale przez kontuzję musiał odpuścić jeden turniej. Straty okazały się niepowetowane, a nieszczęście Australijczyka wykorzystał Vaculik.

Oto kalendarz SGP 2024:
27 kwietnia – Gorican (Chorwacja)
11 maja – Warszawa (Polska)
18 maja – Landshut (Niemcy)
1 czerwca – Praga (Czechy)
15 czerwca – Malilla (Szwecja)
29 czerwca – Gorzów (Polska)
17 sierpnia – Cardiff (Wielka Brytania)
31 sierpnia – Wrocław (Polska)
7 września – Ryga (Łotwa)
14 września – Vojens (Dania)
28 września – Toruń (Polska)

TO ONI POJADĄ
W stawce 15 żużlowców ze stałym miejscem w SGP 2024 jest trzech Polaków. Poza Zmarzlikiem ścigać się będą Szymon Woźniak (awans z GP Challenge) i Dominik Kubera (stała dzika karta). Kubera pojawiał się w cyklu w pandemicznym sezonie i wykręcał naprawdę świetne wyniki, zatem z jego obecnością w cyklu można wiązać nadzieje. Dla Woźniaka dużym sukcesem byłoby zajęcie miejsca w górnej części klasyfikacji, co dałoby nadzieję (albo gwarancję w przypadku TOP 6) udziału w przyszłorocznym SGP.

Nie ma już Macieja Janowskiego i Patryka Dudka. Obaj przez zdecydowaną większość zeszłego sezonu pałętali się w ogonie stawki. Przykro patrzyło się na jazdę „Magica” i „Duzersa”, zatem nic dziwnego, że nie znaleźli uznania w oczach władz GP.

Poza Kuberą stałe „dzikusy” dostało dwóch Brytyjczyków. To siódmy zawodnik ostatniego sezonu, czyli Daniel Bewley i trzykrotny mistrz świata, Tai Woffinden. Po raz pierwszy stałym uczestnikiem cyklu Speedway Grand Prix będzie też Łotysz, Andrzej Lebiediew. Ostatnim z docenionych przez sterników SGP został Niemiec, Kai Huckenbeck.

Debiutantem wśród najlepszych będzie Jan Kvech, który zajął 5. miejsce w Grand Prix Challenge. Wprawdzie bezpośredni awans uzyskuje tylko czołowa trójka, ale Vaculik znalazł się w TOP 6, więc nie musiał korzystać z wywalczonej w Gislaved przepustki. Nie musiał z niej korzystać również czwarty w tym turnieju Lambert, bo i on załapał się do czołowej szóstki zeszłorocznej klasyfikacji generalnej. Bilet do tegorocznej rywalizacji przypadł więc w udziale Kvechowi, który przez większość ekspertów skazywany jest raczej na pożarcie i wożenie się w ogonie stawki.

Pełna obsada SGP 2024:
#95 Bartosz Zmazlik
#66 Fredrik Lindgren
#54 Martin Vaculik
#25 Jack Holder
#30 Leon Madsen
#505 Robert Lambert
#99 Dan Bewley
#69 Jason Doyle
#108 Tai Woffinden
#155 Mikkel Michelsen
#29 Andrzej Lebiediew
#744 Kai Huckenbeck
#415 Dominik Kubera
#48 Szymon Woźniak
#201 Jan Kvech

SZANSA NA ANGAŻ?
Z jednorazową „dziką kartą” w Gorican pojedzie Matej Zagar. Słoweniec w tym sezonie nie znalazł uznania w oczach żadnego polskiego klubu. Jest bodaj najbardziej rozpoznawalnym i utytułowanym żużlowcem, który nie ma pracodawcy w Polsce. Wpłynęły na to trzy czynniki – dość słaba forma Zagara w sezonie 2023, jego problemy pozasportowe oraz wygórowane oczekiwania finansowe, szczególnie w zestawieniu z dwoma wcześniejszymi powodami. Nie ma jednak wątpliwości, że niebawem znajdzie się w lidze jakiś „potrzebowski” klub, który sięgnie po Zagara. Sobotnie GP to dla niego okno wystawowe.

ŚCIGANIE RICKARDSSONA
Na koniec wracamy do Zmarzlika, który rok temu wygrał w Gorican i ma już najwięcej indywidualnych zwycięstw w pojedynczych turniejach SGP – zwycięstwem w Toruniu zrównał się w tej klasyfikacji z Jasonem Crumpem. Zapewne Australijczyk nie nacieszy się za długo prowadzeniem ex aequo, bo kolejny triumf Zmarzlika to raczej kwestia czasu – być może nawet godzin.

Bartek ściga inny rekord. Jak do tej pory najwięcej tytułów mistrza świata ma na koncie Tony Rickardsson. Szwed sięgał po złoto aż 6 razy. Zmarzlik rozpoczyna właśnie starania o piąty tytuł, ale póki co na horyzoncie nie widać godnego rywala dla żużlowca Motoru Lublin. W dodatku Zmarzlik nie skończył jeszcze nawet 30 lat, więc w żużlu jest tak naprawdę młokosem. Wystarczy przypomnieć, że Greg Hancock swój ostatni tytuł zdobywał w wieku… 46 lat! Jeśli więc nic w karierze Zmarzlika nagle się nie posypie, to za kilka lat powinien on zdystansować Szweda i zostać najbardziej utytułowanym żużlowcem, licząc indywidualne złote medale.

 

Related Articles